Od męczennika do fanatyka - przypowieść o zabijaniu
"Męczennicy" - reż. Anna Augustynowicz - Teatr Współczesny w SzczecinieNowy sezon w szczecińskim Teatrze Współczesnym zainaugurował spektakl „Męczennicy" w reżyserii Anny Augustynowicz. Decyzja o tym, by tegoroczne spotkania z teatrem otwierało przedstawienie oparte na sztuce jednego z najwybitniejszych współczesnych europejskich dramaturgów, Mariusa von Mayenburga, okazała się wyjątkowo trafna. Przygotowany w koprodukcji z wałbrzyskim Teatrem im. Jerzego Szaniawskiego spektakl został uhonorowany nagrodami aż w trzech kategoriach na festiwalu „Rzeczywistość przedstawiona" w Zabrzu. Jako pierwsza polska realizacja dramatu Mayenburga stanowi ponadto świeżą i oryginalną propozycję dla widzów pragnących na nowo rozpocząć przygodę z teatrem po wakacyjnej przerwie.
„Męczennicy" opowiadają historię Benjamina (w tej roli Konrad Beta) – spokojnego i niepozornego ucznia ostatniej klasy liceum, który pewnego dnia, podczas lekcji pływania, przeżywa religijne objawienie. Od tego momentu nastolatek zaczytuje się w Piśmie Świętym, podważając jego powszechnie znane interpretacje głoszone przez kościół. Uznaje się za jedynego godnego czytelnika Biblii, nadając sobie miano następcy Chrystusa. Pragnie wyruszyć w świat, by głosić jedyną objawioną prawdę i zgromadzić wokół siebie uczniów, którzy mu w tym pomogą. Tak zaplanowaną krucjatę rozpoczyna od najbliższego sobie środowiska – szkoły. Zderzenie radykalnych poglądów Benjamina z liberalnymi ideami bliskimi dyrektorowi liceum (Rafał Kosowski) i naukowym racjonalizmem, reprezentowanym przez nauczycielkę biologii (Sara Celler-Jezierska), wywołuje iskry, od których zapłonąć mogą stosy nowej inkwizycji. Benjamin – z zafascynowanego naukami Chrystusa szkolnego „męczennika" zmienia się bowiem w fanatyka, który dla potwierdzenia swych przekonań gotów jest nawet zabijać.
Zdecydowanie najmocniejszą stroną spektaklu jest zastosowany w nim oryginalny sposób budowania napięcia. Opiera się on na stopniowym ukazywaniu rozwoju osobowości głównego bohatera. Benjamin początkowo jawi się widzowi jako krnąbrny i rozpuszczony nastolatek, który chce tylko zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Jego szokujące szkolne wystąpienia, takie jak pływanie w ubraniu na wuefie czy rozbieranie się do naga podczas lekcji przystosowania do życia w rodzinie zdają się być jedynie niewinnymi wygłupami i wywołują uśmiech na twarzach widzów. Wraz z kolejnymi, coraz odważniejszymi poczynaniami bohatera odbiorcy przekonują się jednak, że to, co najpierw wydawało się zabawne, jest w istocie niepokojące, a z czasem zaczyna przerażać. Ten (wykreowany przez samą Augustynowicz, ale również przez – doskonale odgrywającego rolę fanatyka – Konrada Betę) wyrafinowany mechanizm zasługuje na pochwałę, ponieważ jest trudny do osiągnięcia w przedstawieniach teatralnych. Odbiorcy, oglądający spektakl z bezpiecznego miejsca na widowni, często przybierają zdystansowaną postawę wobec tego, co dzieje się na scenie, przez co zdecydowanie łatwiej jest ich rozbawić lub wzruszyć niż przestraszyć. Wywoływanie przerażenia to domena reżyserów filmowych horrorów, którzy dystans pomiędzy widzem a aktorem zacierają, wykonując odpowiednie najazdy kamery. A jednak, pomimo iż teatr nie dysponuje podobnymi środkami, „Męczenników" udało się skonstruować tak, że spektakl nasuwa nieodłączne skojarzenie z wyrafinowanymi horrorami, jak choćby z kultowym „Funny games", gdzie niewinne zabawy w tłuczenie jajek czy wyliczanka „ciepło-zimno", z czasem okazują się bezwzględną i sadystyczną psychologiczną grą. Panika, ogarniająca bohaterów „Męczenników", narzuca się odbiorcom w identyczny sposób, w jaki widzom horroru udziela się jego mroczna atmosfera, oparta na złudnie radosnym nastroju i wiszących w powietrzu niedopowiedzeniach. Towarzyszące lękowi zaciekawienie nie pozwala zaś odwrócić wzroku i przeciąć narastającego napięcia, dzięki czemu przedstawienie aż do końca ogląda się z zapartym tchem.
Dużą zaletą spektaklu jest ponadto jego dynamiczność. Efekt ten Augustynowicz uzyskała dzięki podzieleniu historii na szereg krótkich epizodów, przerywanych niepokojącymi dźwiękami werbli i opatrzonych osobnymi tytułami, które – niczym tematy kolejnych lekcji – zapisuje na tablicy uczennica (Barbara Lewandowska). Nie są to lekcje znane nam ze szkoły, raczej takie, których udziela samo życie (by wymienić lekcję o zdradzie, błogosławieństwie czy chorobach psychicznych). Ciekawa minimalistyczna scenografia Marka Brauna, na którą – oprócz wspomnianej tablicy – składa się tylko długi ołtarz potęguje zaś wrażenie, że widzowie znaleźli się w miejscu, w którym pobiorą ważne nauki. Zamiast spodziewanej prostej dydaktyki dociera do nich jednak tylko grad pytań o to, kto tak naprawdę naucza tu kogo i czy ktoś jest w stanie przeforsować swoją rację,
„Męczennicy" to spektakl podejmujący ważne problemy współczesnego świata. W obliczu prowadzonej przez muzułmanów świętej wojny, o której każdego dnia donosi nam internet i telewizja, pytanie o to, gdzie leży granica pomiędzy wiarą a fanatyzmem wydaje się szczególnie aktualne. Przedstawienie porusza ponadto kwestię samotnych rodziców (w tym przypadku matki, w jaką – niezwykle przekonująco – wciela się Maria Dąbrowska), nieradzących sobie z wychowywaniem nastolatków. Trafnie ukazuje ich bezradność w zderzeniu z butą i uporem młodych ludzi, na których trudno jest wpłynąć w czasach, gdy nie uznaje się autorytetów.