Odczuwać, a nie rozumieć

„nie-walentynki" - reż. Ada Tabisz - Akademia Sztuk Teatralnych w Krakowie, Filia we Wrocławiu

Odbiór bardziej sensoryczny, aniżeli rozumowy – tak o spektaklu mówiła jego reżyserka Ada Tabisz podczas rozmowy w ramach 10. Festiwalu Młodej Reżyserii. „nie walentynki" to opowieść o wzajemnym niezrozumieniu, konfliktach, samotności, depresji. Partykuła „nie" w tytule mówi nam, że to nie będzie spektakl o miłości, a wręcz przeciwnie – i tak jest, a dodatkowo dostajemy solidną dawkę emocji, których nierzadko nie rozumiemy.

„nie-walentynki" to inscenizacja dramatu walentynki Iwana Wyrypajewa w przekładzie Andrzeja Bubienia, jednak wydaje się, że fabuła staje się tutaj drugorzędna. Opiera się na wspomnianym konflikcie kobiet, które są zakochane w tym samym mężczyźnie, nie mogącym wybrać jednej z nich. Sytuacja staje się kuriozalna, gdy on umiera, a bohaterki właściwie żyją w tym samym mieszkaniu ze wszystkimi jego rzeczami. Twórczyni naprowadza nas tym samym na inny tekst, a mianowicie Rzeczy, których nie wyrzuciłam Marcina Wichy. Bowiem przedmioty nie istnieją w spektaklu tylko jako elementy scenografii, są one nierozerwalnie związane z bohaterkami, które nie potrafią się z nimi pożegnać.

Jednak ta podstawa fabularna z biegiem czasu zaczyna nam umykać, przestajemy rozumieć, a bardziej zaczynamy wczuwać się w nastrojowość, a właściwie emocjonalność spektaklu. Trudno nie zauważyć, jak aktorzy angażują się w swoje postaci, mimo że pozornie bardzo się różnią. Bohaterki to starsze kobiety, a aktorki są w wieku dwudziestu kilku lat. Ten dysonans wbrew pozorom nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – pokazuje, że konflikty, problemy emocjonalne, depresja, irracjonalne zachowania mogą dotyczyć każdego, niezależnie od wieku. Taki gest ze strony twórców uniwersalizowałby kreowane postaci – niejednoznaczne, konfliktowe, niebezpieczne, wzbudzające strach.

Emocje są tutaj najważniejsze, nie ma znaczenia, gdzie i kiedy rozgrywa się akcja. Wydaje nam się, że bohaterki są zamknięte w jednym mieszkaniu, ale w gruncie rzeczy może to być symboliczna izolacja, która szczególnie dzisiaj mocniej w nas uderza. Jak podpowiadają twórcy – na ostateczny kształt spektaklu wpłynęła pandemia i praca zdalna. Efektem tego jest bardzo duży ładunek emocjonalny między bohaterkami na scenie oraz w prezentowanych animacjach.

Uderzająca jest dojrzałość aktorów wcielających się w swoje role. Niełatwe zadanie miały przede wszystkim Marcelina Kieres i Magdalena Gładysiewicz, które w 10 dni musiały nauczyć się wspólnie pracować nad tym wymagającym tekstem oraz tematem, ale nie wolno zapominać także o Dominiku Skwarku, odpowiadającego za muzykę, ale i występującego jako aktor. Szczególnie warto zawrócić uwagę na warstwę muzyczną, ponieważ ta pogłębia poczucie zagubienia, strachu i niepewności, czyli emocji, których w dużej mierze spektakl ten dotyczy.

Twórczy „nie-walentynek" mierząc się z niełatwym tekstem i tematem, musieli także skonfrontować się z trudnym czasem i warunkami powstawania spektaklu. Wszystko to złożyło się na dojrzały obraz zmagania się z wieloma problemami, także tymi aktualnymi, nawet jeśli niewypowiedzianymi wprost.

Paulina Feliksik
Dziennik Teatralny Kraków
24 maja 2021
Portrety
Ada Tabisz

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia