Oddalić wielki powrót ojców
"Opowieści afrykańskie według (...)" - reż: K. Warlikowski - Teatr Nowy"Opowieści afrykańskie według Szekspira" zrywają z manifestowaniem historii. Schodzą znacznie głębiej, poniżej pękniętej opowieści, wykorzystując w jednym i tym samym ruchu psychiatryczny aspekt kliniczny i literacki aspekt krytyczny. Ostatecznie rozumu nie ma - istnieje jedynie w pokawałkowanej postaci. Dlatego też scenariusz "Opowieści..." organizowały następujące serie literackie: "Król Lear", "Kupiec wenecki" i "tello" Williama Szekspira (w przekładzie Stanisława Barańczaka), monologi Wajdiego Mouawada (w przekładzie Maryny Ochab) oraz "Lato" J.M. Coetzeego (w przekładzie Dariusza Żukowskiego). Serie aktorskie to: Stanisława Celińska (Regana, Nauczycielka Salsy), Ewa Dałkowska (Goneryla, Julia, Uczennica Salsy) Małgorzata Hajewska-Krzysztofik (Porcja, Emilia, Uczenica Salsy), Maja Ostaszewska (Kordelia, Uczennica Salsy), Magdalena Popławska (Desdemona, Uczennica Salsy), Adam Ferency (Lear, Shaylock, Otello, Uczeń Salsy), Wojciech Kalarus (Lodovico, Solanio, Dziennikarz, Uczeń Salsy), Marek Kalita (Iago, Uczeń Salsy) Zygmunt Malanowicz (Tubal, Wspóloktor, Sędzie, Lekarz, Uczeń Salsy), Piotr Polak (Bassanio, Salerio, Cassio, Uczeń Salsy), Jacek Poniedziałek (Antonio, Uczeń Salsy)
Więc człowiek jest tylko tym?
Każdy nowy akt mowy zajmuje miejsce w świecie zapoczątkowanym przez pierwszą wypowiedź, spełnia to, czego domagały się pamięć i pożądanie: nie poprzestaje na wykroczeniu, pragnie podsumować, odzyskać, wchłonąć w siebie walkę i niepowodzenia. Porcja mówi: "Czas umierać. Bo inaczej ziemia zapełni się nami. Nami i wami. Za dużo jest ja na tej ziemi. Tej nocy pojawi się Bóg. Bóg okrutnych bestii. Tato? Mówią ci: tędy do szczęścia. Którędy, którędy, którędy, którędy, którędy, którędy, którędy, którędy? W twoim ciele mieszka Bóg. Przygotowałam dla niego ofiarę. Oto żołądek, jest jeszcze pełen. Ludzki pokarm. Jego życie, jego nędzne trwanie. Oto podroby. Oto serce. Pochodzenie i przeznaczenie rzeczy to tajemnica. Oto czym jest ciało. Ciało. Trzeba nakarmić bogów naszych czasów. Całymi kilogramami. Funt mięsa to za mało. Zatopione statki to za mało. Cmentarzyska - za mało. Dziś trzeba czegoś więcej. Na co czekamy? Niebo jest puste. To chciałam powiedzieć. Żyd już dawno zniknął. Wymyślamy go na nowo, żeby go na nowo nienawidzić. Musimy wymyślić czyny tak bardzo barbarzyńskie, żeby ucichł hałas na tym świecie. To jest jak dziura bez dna. Wylatuje wszystko, co wchodzi. On jest niewinny. Czy Żyd zakochał się w chrześcijaninie i dlatego chce go zjeść? Pożreć z miłości... Czemu nie? To piękne. Pożądanie jest pytaniem bez odpowiedzi, uczucie samotności to tęsknota za miejscem. Takie miejsce to środek świata, pępek kosmosu. Człowieka nie zadowoli mniej niż wszystko. Ci, którzy powściągają pożądanie, robią tak dlatego, że czują pożądanie na tyle słabe, by dało się powściągnąć."
To jeszcze jeden z twoich nowych wybryków?
Nie każdy przedmiot, który składa się z dwóch okładek i określonej liczby stron z nadrukowanym tekstem, zasługuje na miano książki. Prawdziwą książkę cechuje rodzaj autonomii: autonomii formy i autonomii treści. Przede wszystkim chodzi jednak o rodzaj anarchistycznej autonomii potrzeby, z której dana książka miałaby powstać, albo też wewnętrznego przymusu, którego nie sposób było poskromić. To coś na kształt wiedzy naiwnej, która płynie z wewnętrznego wezwania. Wiedzy, która mówi mniej więcej tyle: każdy ktoś inny jest innym mną samym i boję się go. To niebezpieczeństwo, przyprawiające nas o drżenie, tak silne, że kiedy tylko je dostrzegamy, odwracamy wzrok.
Nieskończona tożsamość - ja to ktoś inny: Shylock (Żyd), Otello (Czarny) i Lear (Stary). Chodzi o stosunek człowieka do jego fantazmatów, do tego, co w nim niemożliwe, do bezcielesnego bólu, do mrocznego kośćca. Prawdziwa książka, której początkiem każdorazowo jest rana, nigdy nie przybiera jedynie charakteru dzienników intymnych czy relacji z doświadczeń wewnętrznych - jej celem są bowiem "opowieści o sobie" wyższego rzędu; chodzi o stworzenie pewnego etycznego korpusu. Tego rodzaju pisanie łagodzi niebezpieczeństwo samotności (kogokolwiek); konieczność pisania staje się obowiązkiem, wzbudzającym ludzki podziw, ale przede wszystkim wstyd i hańbę. Tego rodzaju konstelacje problemów i odpowiadające im rzuty kośćmi i uśmiechy losu powinny tworzyć także spektakle teatralne - wydarzenia czytelnicze pozbawione dobrego samopoczucia i zdrowego rozsądku. "Opowieści afrykańskie według Szekspira" zostały pomyślana jako taka właśnie "węzłowata opowieść". Taka jest ich geneza: posępna prawda o kulturze judeochrześcijańskiej, o kulturze Ojców i Synów/Córek, jaką odkrywa i ukrywa w szaleństwie i różnicy.
Najgłupszym zdaniem w Biblii jest: "nienawidzą mnie bez powodu"
"Tato?" - zapyta Porcja. "To ty, Cassio?" - zapyta Iago. "Czego chcesz?" - zapyta Antonio. Musimy wierzyć, że ktoś tam był: że ktoś był moim ojcem, moją matką, moją siostrą, moim wrogiem, i wreszcie - obiektem moich pragnień. Ktoś tam był. Ale gdzie? Nie w tym głosie, który odebrała operacja krtani, nie w tej twarzy zrytej zmarszczkami, jak stary przedmiot, nie w tych dłoniach z pożółkłymi paznokciami, ani nie w tym ciele, które wybrało inne ciało. Sceniczna obecność uwypukla niezaprzeczalny fakt, że czyjeś ciało jest przede mną, ale wiedzie osobliwe życie i nawiedza raczej moje otocznie jako nieznośny sobowtór, niż się w nim pojawia. Ten rodzaj spowinowacenia pozwala być może na określenie linii przebiegów pragnienia, ale i tworzy miejsce rozległej traumy. "Czemu myślisz, że żyłem nieszczęśliwie? Czy ty naprawdę uważasz, że w ogóle byłabyś w stanie zniszczyć mi życie?" - powie zniedołężniały Lear, na krótko przed operacją raka krtani. Kordelia odpowie: "Coś mówiłeś?". Lear: "Nic." "Opowieści afrykańskie według Szekspira" to spektakl zhańbiony, pohańbiony, a może nawet hańbiący. To spektakl, w którym całość narracji pozostaje we władzy dyskursu hańby: to ona ma wypowiedzieć niewypowiadalne - najgorsze, nieznośne, bluźniercze, kazirodcze. "Opowieści..." są przesycone hańbą; są jak gdyby próbą zabezpieczenia śladów, jakie pozostawia, i tego nieopisanego zamieszania, jakie wywołuje. Wielkie szekspirowskie figury Ojców Rodzin i Państw okryte hańbą, którą stwarzają i biorą w posiadanie, przypominają demony, które są zbyt szybkie dla Praw, zbyt nieprzewidywalne. Pod swoją ojcowską maską skrywają rodzaj podwójnej identyfikacji: z porządkiem prawa, ale i z otchłanią chaosu, dla której ostatecznie zrywają wszelkie pakty. Wezwanie Otella: "Tańczcie, rozpalajcie ogniska; niech każdy szuka rozrywki i zabawy, do jakiej ma skłonność. Świętujemy bowiem nie tylko dzień triumfu, ale także nasze z Desdemoną zaślubiny". Wezwanie to ostatecznie staje się wezwaniem do wojny, a Bóg wojny bez wątpienia istnieje (jest to być może jedyny Bóg, jaki istnieje), jest to jednak Bóg ze wszystkich najbardziej niewzruszony, odporny na modły i błagania. "Zabij mnie jutro. Choć pół godziny." - powie Desdemona. Niepotrzebnie. Na koniec, jak mówi Kordelia: "Świętować będą mężczyźni i kobiety, niewiedzący, co to jest zmartwienie. Będą się bawić za Nas, którzyśmy się bawić nie umieli."
Mamy ogrody z tyłu za waszymi domami
Ostatnie słowa Starego Testamentu z Księgi Malachiasza: "Abym obrócił serca ojców ku synom, a serce synów ku ojcom ich, abym przyszedłszy ziemi przekleństwem nie skarał." To zdanie od początku poprzedzało scenariusz "Opowieści...". Nie ma w sobie nic ogólnego czy szczególnego: to wyrażenie czegoś pierwotnego, nieodłącznie związanego jednak ze światem. Co stanowi największy problem niepokojący wszystkich, którzy je czytają? Bez wątpienia chodzi o pojednanie: pojednanie w łonie niemożliwego. Zbawienie ludzkości i pojednanie w obrębie funkcji ojcowskiej nie mają ze sobą nic wspólnego. To pierwsze może się dokonać tylko przez rozkład i dekompozycję tego drugiego. Kordelia: "To nie ty mnie wychowałeś. To twój obnażony członek. Gdybym go wzięła w dłoń, aby doznał Rozkoszy, uwolniłabym się wreszcie od ciebie. () Stałeś się kobietą. Masz dziurę. Wystarczyłoby zwilżyć brzegi twojej rany i wchodzić w nią w górę i w dół, żeby rozlać nasienie w twoim gardle. Utonąłbyś w spermie." Pisarz nie dysponuje spojrzeniem psychologa, ale okiem profety, a nim właśnie był Szekspir. Unaocznił on, że nie ma dobrych ojców. Istnieją tylko krwiożerczy ojcowie i spetryfikowane, osierocone serie córek i synów, którzy nie będą potrafili kochać, aż do momentu zerwania wszystkich masek funkcji ojcowskiej: miłosierdzia, filantropii, pożądania. "Jak powstrzymać krwawienie bogów?". Oddalić zagrożenie, jakim jest wielki powrót ojców.
Córki, co mają się narodzić
Do cytowanych słów z Biblii można by było dodać inne, z Księgi Rodzaju: "Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód". "Opowieści Afrykańskie według Szekspira" to właśnie tego rodzaju ziemia jałowa, wyschnięty piasek pustyni. Na takiej właśnie ziemi dobiega kresu podróż listu, który polecony życiu mknie ku śmierci. Porcja: "Przeczytałeś list?", Bassanio: "Nie chcę czytać listów". Mimo tego rozległego nieurodzaju, ziemia ta jest złożonym miejscem ulgi, rodzajem schronienia - pozbawiona jest bowiem jakichkolwiek szans na odkupienie i wolna od paranoi miłości. Dlatego właśnie córka Regana/Nauczycielka Salsy może poprowadzić swoją lekcję tańca - już na gruzach funkcji ojcowskiej: Y uno y dos y tres y cuatro,Y uno y dos y tres y cuatro y cinco y seis y siete y ocho,Y uno y dos y tres y cuatro y cinco y seis y siete y ocho,Y uno y dos y tres y cuatro y cinco y seis y siete y ocho,Y uno y dos y tres y cuatro y cinco y seis y siete y ocho. Muy bien.
Adam Radecki, publicysta (związany z magazynem "Exklusiv" i "Nowym Teatrem"). Dramaturg. Asystent Krzysztofa Warlikowskiego i Piotra Gruszczyńskiego przy spektaklu "Opowieści Afrykańskie według Szekspira".