Oddech, orzeźwienie

„Halka", reż. Anna Smolar - Narodowy Teatr Stary

Ile razy można powielać szablonową historię nieszczęśliwie zakochanej kobiety, zdolnej do przekroczenia każdej granicy? Taką jak tytułowa Halka z opery Stanisława Moniuszki? Anna Smolar w reżyserowanej przez siebie „Halce" nie zgadza się na schematyczne ujęcie roli kobiecości i dlatego wchodzi w dialog z XIX-wiecznym utworem. Jest to dość intensywna rozmowa. W niektórych momentach znakomita.

Anna Smolar wraz z dramaturżką Natalią Fiedorczuk dokonują na scenie Narodowego Teatru Starego dekonstrukcji „Halki" Moniuszki. Celnie zauważają, że historia oszalałej z miłości głównej bohaterki jest pokazana w stereotypowy sposób – kobieta ma się nieszczęśliwie zakochać, a następnie poświęcić życie dla tej miłości. W XIX-wiecznym utworze, choć dotyczy on tytułowej Halki, niewiele dowiadujemy się na jej temat. Smolar i Fiedorczuk więcej informacji szukają więc w didaskaliach, często bezskutecznie.

Szablonowe ujęcie dotyczy również innych bohaterów opery Moniuszki, w której występują m.in. bogaty szlachcic Janusz, naiwny i poniżany góral-chłop Jontek oraz nieświadoma zdrad męża Zosia. W tej historii nie ma żadnego zaskoczenia i zwrotów akcji, ponieważ wydarzenia zostały już odgórnie ustalone. Kobieta, która ma oszaleć – oszaleje, szlachcic, który ucieka od odpowiedzialności – ucieknie i w tej sytuacji, a skrzywdzony góral będzie nadal ofiarą feudalnego porządku.

Oczywiście, opera Moniuszki doceniana jest ze względu na skomponowaną do niej warstwę muzyczną i arie jak np. aria Jontka „Szumią jodły na gór szczycie". Oznacza to, że opisywana historia nie ma w tym utworze kluczowego znaczenia – jest tłem dla muzyki i śpiewaków operowych. Jednak, gdy zacznie się to dzieło analizować i rozkładać na fragmenty, jak zrobiono to w „Halce" w Teatrze Starym, warstwa tekstowa staje się płytka i jednowymiarowa.

Szczególnie widoczne jest to w pierwszej części spektaklu, kiedy to wykorzystywana jest konstrukcja „teatru w teatrze". Aktorzy odgrywają postaci z opery Moniuszki, ponieważ również wystawiają tę sztukę na scenie. Wszystko przebiega zgodnie z planem do momentu śmierci Halki, granej przez Aleksandrę Nowosadko. Aktorka stwierdza wtedy, że nie chce umierać. Chociaż inni aktorzy nalegają, żeby ładnie umarła („Umrzyj, umrzyj, ładnie umrzyj"), bo rujnuje spektakl, to ona się buntuje. Nie zamierza po raz kolejny grać rolę bohaterki, która ginie. Bardziej fascynuje ją postać żony Stanisława Wyspiańskiego – Teodory Pytko, radzącej sobie z życiem i przeciwnościami.

Dialog prowadzony z operą Moniuszki jest lekki i orzeźwiający. W zaskakujący sposób Smolar i Fiedorczuk bawią się formą, odnajdując w XIX-wiecznym utworze nowe życie. Bohaterowie mówią w trzeciej osobie: komentują swoje myśli i relacjonują, co zaraz zrobią. Wprowadza to niezwykły dynamizm i staje się groteskowe. Humor i dystans jest podstawą, na której budowana jest ta część spektaklu. Postacią, która najczęściej bawi jest Dziemba (Michał Majnicz) – sługa Janusza. Jego sposób mówienia, chodzenia czy opowiadania powoduje, że widz jest jeszcze bardziej ciekawy tego, co wydarzy się w następnej scenie.

Podobne skojarzenia budzi też postać Halki, która emanuje młodością, siłą i witalnością. Aleksandra Nowosadko potrafi dostosować emocje bohaterki do sytuacji – krzyczy, kocha, przeżywa dramat, a nawet przerywa monolog, gdy zastanawia się, czy jest teraz w ciąży, czy może już urodziła, bo takich informacji nie można znaleźć nawet w didaskaliach utworu. Ta scena, kiedy pełna rozpaczy Halka woła do osób bawiących się na zaręczynach Janusza (Radosław Krzyżowski) i Zosi (Magda Grąziowska): „Wpuszczajcie mnie! Wpuszczajcie mnie! Wpuszczajcie do ojca dzieciątka mojego" i nagle przerywa swój lament, by na spokojnie zastanowić się nad urodzinami swojego dziecka, jest świetnym popisem gry aktorskiej. Z jednej strony mamy cierpienie, a z drugiej – chłodną analizę i szybkie zatrzymanie pędzących emocji.

Ta część spektaklu oparta jest na sprzecznościach, łamaniu schematów i nieprzewidywalnych zwrotach akcji. Do takich rozwiązań należy też zaliczyć: pojawienie się na scenie dwuosobowego zespołu Enchanted Hunters, który w delikatny i efemeryczny sposób komentuje wydarzenia i nawiązuje do arii z opery Moniuszki czy wprowadzenie Tancerki (Karolina Kraczkowska), która poprzez swój taniec stwarza iluzję tłumu w trakcie zaręczyn Janusza i Zosi. Pięknej całości dopełniają scenografia, światło oraz kostiumy, w kontrastowy sposób podkreślające charakter bohaterów (m.in. statyczna, zielona suknia Zosi oraz pełen koloru i asymetryczności ubiór Halki).

W drugiej części znika dynamizm i lekkość, bo akcja podąża już w innym kierunku. „Halka" została przeniesiona do współczesności i każdy z bohaterów stara się zaakceptować samego siebie. Na pierwszym planie znajdują się Jontek (Łukasz Stawarczyk) oraz Zosia. Następuje kontynuacja ich historii – w przypadku Jontka już bez pańszczyźnianego podporządkowania, a Zosi – ze świadomością zdrad męża. Bohaterowie dążą do uwolnienia i zerwania ze stereotypami. Choć one też mimowolnie pojawiają np. w przedstawieniu wizerunku wyzwolonej kobiety, która musi palić ostentacyjnie papierosy i przesadnie przeklinać, bo tylko wtedy jest wolna. Spektakl kończy się pełnym swobody tańcem, bo każdy z bohaterów odnalazł swoją drogę.

Nadrzędnym celem „Halki" jest odkrycie samego siebie. Widać to w obu częściach. Jednak, to część pierwsza wzbudza zachwyt i sprawia, że lekko się oddycha, jakby na scenie pojawiło się nowe powietrze. Długo wyczekiwane orzeźwienie.

Monika Morusiewicz
Dziennik Teatralny Kraków
13 lipca 2021
Portrety
Anna Smolar

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...