Odkurzona "Kartoteka"
"Kartoteka" - reż: T. Man - Teatr Polskiego Radia"Kartoteka" to dramat-legenda, wystawiany przez największych. Krzysztof Kieślowski reżyserował ją w Teatrze Telewizji, Kazimierz Kutz - w Narodowym. Tadeusz Łomnicki grał Bohatera zarówno u Konrada Swinarskiego, jak i u swoich czterech studentów (w 1989 roku w Teatrze Studio).
Tekst Różewicza inspirował Michała Walczaka, piszącego „Podróż do wnętrza pokoju”, a także autora „Drzazgi”, emitowanej w Teatrze Polskiego Radia. Teraz swoją interpretację proponuje Tomasz Man. Wcześniej - reżyserując w Gdyni „Dzień świra” – dziełem na miarę „Kartoteki” nazwał dramat Koterskiego.
Reżyser rozrzucił dramat Różewicza, by po chwili ułożyć go na nowo. Rozmowy z Przyjacielem z dzieciństwa i Chłopem trafiły z „Odmian tekstu opublikowanych w drugim wydaniu” do podstawowej wersji „Kartoteki”, a Tłusta Kobieta stała się Tłustą Babą. Man dopisał co nieco do spotkania z rodzicami (Bohater był dzieckiem niechcianym, Ojciec namawiał Matkę, by usunęła ciążę), jego autorstwa jest także końcowy monolog „dawnego polskiego partyzanta” (obietnica zmiany z gorszego na lepsze – tak, by wszyscy zauważyli). W pewnych miejscach poczynił skróty, w innych zmienił niektóre słowa – na przykład „rzeczy” zastąpił „uczuciami”. Maturę przed Nauczycielem zdawał nie osiemdziesięcioletni Starzec z Chóru, lecz sam Bohater, z wypowiedzi o Rusi Czerwonej pozostało tylko pierwsze zdanie. Przy okazji Chopina i konkursu pojawiała się kwestia gry na instrumencie (grzebieniu cioci), a mówione u Różewicza wesoło fragmenty o bombie wodorowej i ludzkości w spektaklu wypowiadane są ze złością, spowodowaną wczesną porą („Kto ma o piątej rano poglądy polityczne?”). „Chór zramolałych dziadków”, mający skłonność do aliteracji, mówił głosem Bohatera (zwielokrotniony szept), co tylko potwierdziło, że „Kartoteka” jest dramatem jaźni. Pojawiła się cała sfera efektów dźwiękowych – Tłusta Baba myła się pod prysznicem, przemowie rodziców towarzyszyło krakanie wron, tykał zegar, dzwonił budzik, słychać było strzał z pistoletu, szum dworca lub lotniska, a Sekretarka trajkotała przez telefon.
Nowy układ scen tworzy logiczny ciąg – choćby w kwestii budzącej się seksualności. Najpierw Ojciec z Matką, których głosy brzmią niczym rodem z koszmarnego snu, zarzucają Bohaterowi, że brzydko się bawi sam ze sobą pod kołdrą. Później pojawia się rozmowa z Tłustą Babą, którą podglądał w kąpieli jako piętnastolatek – mogła być dla niego „muzyką, ogrodem, owocem, (…) Drogą Mleczną”, ale wolała innego. W końcu przychodzi Przyjaciel z dzieciństwa, by pogadać o spowiadaniu się u Franciszkanów z onanizmu i jedzenia skwarków w piątek.
U Różewicza pojawia się humor – Bohater po przeczytaniu karty dań po węgiersku skromnie przyznaje rację Kelnerowi, że troszkę mówi w tym języku. Nauczyciel w trakcie matury chce się dowiedzieć, ile Starzec Pierwszy ma lat, a słysząc odpowiedź „Osiemdziesiąt”, cieszy się: „Pięknie, młody człowieku, pamiętaj, że czym skorupka nasiąknie za młodu, tym na starość trąci”. Kelnerka, przynosząc dwie duże kawy, pyta, czy ma się rozebrać, a po chwili słyszy „Nie trzeba. Nie znoszę kabaretu”. U Mana jest tego mniej, ale i tak trudno powstrzymać się od śmiechu, słuchając Bohatera, opowiadającego „własnymi słowami” list do „Przyjaciółki” na temat perypetii uczuciowych Marysi czy mówiącego o Reginie Olsen (nawiasem mówiąc, pięknej kobiecie, jeśli wierzyć portretowi), która „puściła w trąbę” Kierkegaarda, czego efektem była taka, a nie inna twórczość filozofa. Znakomitym zabiegiem jest także spowiedź Bohatera z „grzechów” (zjedzenie kiełbasy w Wielki Piątek, podawanie babci strychniny w biszkoptach), mająca formę częstego w poprzednim ustroju składania samokrytyki.
Bohatera gra Andrzej Chyra, aktor-ikona. Dionizos w „Bachantkach”, Christian w „Uroczystości”, Roy Cohn w „Aniołach w Ameryce”. Pamiętam go ze znakomitych ról w spektaklach Teatru Telewizji („Dziesięć pięter”, „Kolekcja”). W „Kartotece” jego Bohater przejmująco opowiada o tym, że jest „pusty jak katedra” lub „bazylika w nocy”, tęskni za prostym życiem (pieczone ziemniaki, leżenie w cieniu jabłoni) i mówi Dziewczynie słowa, pod którymi mógłby się podpisać Edward Stachura: „(…) to dobrze, że pani jest. Że pani jest na tym naszym świecie, taka właśnie, że ma pani osiemnaście lat, takie oczy, usta, włosy i że pani się uśmiecha”. Zapadają w pamięć monologi o jabłkach, które czekają na jego rękę niczym dziewczyny, rozmyślania, co by było, jakby go nie było (nie mógłby oglądać „wschodów i zachodów słońca, kwiatów, śniegu, piersi dziewcząt”) i prośba do ludzkości, by „zamknęła na wieki olbrzymią jadaczkę”, a wtedy wszystko odzyska swój blask. Magdalena Cielecka nie miała szczęścia do „teatru wyobraźni” – jej Dorota w emitowanym w Radiu TOK FM „Dotyku” ze zdziwieniem odkrywała istnienie seksu oralnego i analnego, mężowi – gejowi mówiła, że „wolałaby, żeby chodził na kurwy”, by ostatecznie stwierdzić, że trzeba się było „pierdolić jak koleżanki z pracy”. Zasypująca mężczyznę pretensjami Olga to jakby echo tamtej roli. W swoim krótkim wejściu aktorka ma jednak dwa świetne momenty – gdy rzuca Chórowi „Cicho tam!” lub oświadcza z zamierzoną przesadą i sztucznością rodem z telenoweli „Zawiodłam się na tobie, Henryku!”. Pojawienie się śmiejącego się demonicznie Wujka (Marian Kociniak) poprzedza muzyka rodem z horroru, ale ta jedyna pozytywna postać w „Kartotece” autentycznie porusza, gdy mówi, że w już nigdy nie zobaczy Paryża. Rozerotyzowana (lecz nie mająca pojęcia, czym jest „wzgórek Wenery”), śmiejąca się i pytająca „To cio?” Tłusta Baba w wykonaniu Aleksandry Koniecznej może kojarzyć się z Sarą Coleman z pamiętnej „Skazy” w reżyserii Marcina Wrony. Agnieszka Podsiadlik jako Dziewczyna prezentuje znakomity niemiecki akcent („Ach, so?!”), a Nauczyciel (Tomasz Sapryk) pyta całkiem poważnie o to, kto będzie cierpiał na tym świecie. Dawno się tak nie śmiałem, jak wtedy, gdy Kazimierz Kaczor jako Ojciec uświadamiał syna w kwestiach damsko-męskich na przykładzie dzieworództwa mszyc i partenogenezy wirczyków. Dreszcz przechodzi po kręgosłupie, gdy Chłop (Grzegorz Małecki) – uważający, że w dzisiejszych czasach wszyscy muszą cierpieć - wspomina zupełnie zwyczajnie, jak to Bohater, czyszcząc broń, strzelił mu w brzuch. Niesamowitej rzeczy dokonał 26 – letni Marcin Hycnar. Samym tylko głosem sprawił, że Przyjaciel z dzieciństwa, opowiadający o „trzepaniu kapucyna”, faktycznie brzmiał jak nastolatek.
Tomasz Man odkurzył dramat Różewicza, którego sens może zostać zabity „jedynie słuszną interpretacją” na lekcjach języka polskiego. Reżyser opowiedział o mężczyznach, którzy „żenią się, robią kariery, ale pewnego dnia – zawsze w okolicach czterdziestki – kładą się do łóżka, odrętwiali, apatyczni, bierni, owładnięci dziwnym, niezrozumiałym dla nich, dziecięcym smutkiem”. I chwała mu za to.