Odszedł dyrektor pełen wizji

Maciej Korwin dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni.

Śmierć dyrektora Teatru Muzycznego w Gdyni zaskoczyła wszystkich. Tych, którzy mieli okazję podziwiać efekty pracy Macieja Korwina, tych, którzy znali go nieco lepiej, a nawet jego najbliższych współpracowników. Zapamiętam go jako człowieka, który wiedział czego chce i nie wahał się realizować swoich marzeń - pisze Łukasz Rudziński na portalu Trojmiasto.pl.

Nieczęsto zdarza się, by dyrektor dużej instytucji publicznej wykonywał swoje obowiązki prawie 18 lat (mając zresztą w perspektywie kolejnych kilka, bowiem niedawno wygrał konkurs na menedżera Muzycznego). Dlaczego Maciej Korwin stał się wizytówką największej w północnej Polsce sceny musicalowej, od lat należącej do grona najważniejszych teatrów muzycznych w kraju? Ponieważ był przede wszystkim rzutkim menedżerem, mającym dar zarażania ludzi swoją pasją.

Nagła śmierć dyrektora (zmarł na zator płucny po dwugodzinnej reanimacji), który w poniedziałek 7 stycznia trafił do Szpitala Morskiego im. PCK w Gdyni Redłowie na kontrolę z objawami zapalenia płuc, jest szokiem dla środowiska kulturalnego Trójmiasta. Tym bardziej, że dyrektor sterował teatrem nawet ze szpitalnego łóżka, przekazując choćby Aleksemu Perskiemu spisane dowcipy, które osobiście chciał zaprezentować podczas tegorocznego Koncertu Sylwestrowego (organizowanego przez Muzyczny, z krótką przerwą wprawdzie, od 1995 roku, od kiedy Maciej Korwin był dyrektorem).

Bowiem jako dyplomowanego aktora (w młodości Korwin grywał na scenach teatrów we Wrocławiu, Łodzi, Kaliszu i Opolu) ciągnęło go na scenę, czego dowody mieliśmy corocznie właśnie podczas Koncertów Sylwestrowych, różnych teatralnych performance'ów, czy - ostatnio - kabaretowego "Różowego młynka", w którym także brał czynny udział jako konferansjer.

Jeszcze kilka dni temu dyrektor rozmawiał ze swoimi podwładnymi o najbliższych planach. A wśród nich była wizja gry poza budynkiem Muzycznego, otwarcie teatru po rozbudowie i nowy sezon artystyczny, który upłynąć miał pod znakiem polskich produkcji. Dyrektor osobiście chciał wyreżyserować na Nowej Scenie farsowe "Okno na parlament" Raya Cooneya. Niestety, nie wyreżyseruje.

Ale z tego, co w swojej karierze zrealizował, można ułożyć szeroki wachlarz propozycji dla bardzo różnorodnej publiczności. Jako reżyser zadebiutował w 1980 roku spektaklem "Sługa dwóch panów" w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Nim trafił do Gdyni, wyreżyserował m.in. "Antygonę" Sofoklesa, "Wariata i zakonnicę" Witkacego, "Polowanie na karaluchy" Janusza Głowackiego czy "Czarodziejski flet" Wolfganga Amadeusza Mozarta.

W Gdyni przygotowywał już największe musicalowe hity - m.in. "Evitę", "Scrooge'a", "Jesus Christ Superstar", "Chicago", "Draculę", "Kiss me, Kate", "Piękną i Bestię". Po otwarciu Dużej Sceny na afisz wrócą inne spektakle w jego reżyserii: "My Fair Lady", "Grease", "Spamalot, czyli Monty Python i święty Graal" oraz "Shrek". Zwłaszcza ten ostatni tytuł jest ukoronowaniem pracy Macieja Korwina jako operatywnego menedżera, który potrafił zjednywać sobie ludzi teatru. Amerykańscy producenci w dowód uznania dla jego pracy i sukcesu "Spamalota", sami zaproponowali Muzycznemu wystawienie jednego z najważniejszych i najpopularniejszych musicali ostatnich lat.

O swoich teatralnych planach potrafił mówić godzinami. Pełnym teatralnych anegdot językiem zawsze gotowy był przedstawić długą listę tytułów, które chciałby w dalszej lub bliższej przyszłości wystawić (tak było choćby z musicalem "Mamma Mia!" czy "Seksmisją"), te, które mu niespodziewanie zaproponowano, ale z różnych przyczyn w Teatrze Muzycznym ich zobaczyć nie możemy ("Wicked") oraz te, które mu się marzyły ("Sunset Boulevard").

Nawet gdy nie zgadzaliśmy się w kwestiach artystycznych, zawsze chętny był do rozmowy, niekiedy żartem, częściej serio argumentując swój punkt widzenia. Potrafił słuchać ludzi, co pomagało mu prowadzić zespół Muzycznego złożony przecież z setek ludzi. Rozumiał potrzeby widzów, czemu zawdzięczamy z kolei bardzo urozmaicony repertuar, w którym było miejsce zarówno dla musicalowych eksperymentów, jak i frekwencyjnych pewniaków.

Bardzo przeżywał porażki, jak brak funduszy na Scenę Obok, która miała umożliwić ciągłość repertuarową podczas remontu Dużej Sceny czy redukcje w zespole teatru. Był otwartym, niekiedy wręcz wylewnym człowiekiem, który potrafił zapomnieć o etykiecie i bezpośrednio, w celnych, dobitnych słowach skomentować walkę o budżet teatru i jego trudną aktualną sytuację.

Teatr Muzyczny był nie tylko jego pasją, ale wręcz drugim domem. Nie zapomnę, jak we wrześniu, po wielu namowach współpracowników, dał się w końcu namówić na urlop i niespodziewanie spotkaliśmy się w jego teatrze.

- Widzi pan, ciągle coś wypada. Zawsze mam tu coś do załatwienia. Po prostu nie mogę opędzić się od teatru - żartował wówczas.

Tak właśnie było. Ze swojej strony, w imieniu redakcji portalu Trojmiasto.pl oraz wszystkich tych, którzy doceniali jego ogromne poświęcenie i zaangażowanie, mogę napisać tylko: dziękuję.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
14 stycznia 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia