Odwaga sprzeciwu

Portret Ryszarda Morki

Całe artystyczne życie Ryszarda Morki związane jest z Operą Narodową w Warszawie.

- Zaśpiewał niesamowitą ilość, kilkadziesiąt partii basowych. Z jednakowym powodzeniem wykonywał całą klasykę operową od Mozarta, Haendla, Donizettiego, Verdiego przez Wagnera do współczesnych oper Enescu czy Pendereckiego - wylicza Adam Czopek, krytyk muzyczny. Bardzo wysoko ceni Morkę nasz największy polski bas, Bernard Ładysz.

W opinii melomanów, najznakomitsze wykonania w karierze Morki to Rocco w "Fideliu" Beethovena, Pimen w "Borysie Godunowie" Musorgskiego, Collin w "Cyganerii" Pucciniego. Ogromny sukces i uznanie przyniosły mu dwie partie Wagnerowskie: Fafnera w "Złocie Renu" i Hundinga w "Walkirii".

- Zawsze podkreślano, że wspaniale poradził sobie z tymi bardzo trudnymi partiami napisanymi na głos o dużym wolumenie i rozpiętości. Byłem świadkiem tych kreacji. Pokazał, jak doskonale posługuje się basem o ogromnej skali i znakomitym brzmieniu, szczególnie w partii Hundinga, która jest napisana na bardzo głęboki i duży głos basowy - zauważa Adam Czopek.

Występował z Teatrem Wielkim w niemal wszystkich jego podróżach koncertowych po Europie. Ostatnim sukcesem tego wybitnego basa, porywającego publiczność nie tylko głosem, ale i umiejętnościami aktorskimi jest "Ubu Rex" Krzysztofa Pendereckiego w Operze Bałtyckiej (2013). - W przedstawieniach teatralnych, które oglądałem z wypiekami na twarzy jako student, wybijał się pięknem głosu. Pamiętam, że zastanawiało mnie, jak to możliwe, aby tak donośny i "głęboki" głos o ujmującej barwie mógł wydobywać się ze szczupłego ciała Ryszarda Morki. To oczywiście jest zasługa wybornej techniki wokalnej, którą dysponuje do dziś - mówi Tadeusz Szlenkier, tenor, solista Opery Nova w Bydgoszczy.

Z modlitwą

Aktorka Barbara Dobrzyńska zna Ryszarda Morkę od wielu lat. - Jego przepiękny, wspaniały bas uświetniał niejedno przedstawienie w Teatrze Wielkim, obecnie Operze Narodowej. Był to dla mnie wielki zaszczyt, kiedy mogłam występować obok niego na wspólnych koncertach - wspomina aktorka. Ryszard Morka współpracuje także z założonym i kierowanym przez Barbarę Dobrzyńską "Naszym Teatrem". Wykonał dla tej sceny kilka wspaniałych polskich pieśni związanych z Powstaniem Styczniowym w koncercie patriotycznym "Ja jestem Traugutt".

O ile wielu orientuje się, iż Ryszard Morka jest jednym z najwybitniejszych współczesnych basów, o tyle już jedynie nieliczni wiedzą, że jest to człowiek głęboko wierzący i że swoją postawą, wybitną artystyczną działalnością odważnie daje temu świadectwo. Także w miejscu pracy.

- Wiem, że nieraz odmówił roli w operze, gdy reżyserska propozycja nie była zgodna z jego morale i poczuciem estetycznym - podkreśla Temida Stankiewicz-Podhorecka, krytyk teatralny. Jej zdaniem, niezmiernie rzadko się zdarza, zwłaszcza w środowisku artystycznym, by zachodziła tak doskonała harmonia między człowiekiem, jego dziełem a jego życiem duchowym. - W garderobie, w której przygotowywał się do występu, wisiał wielki krzyż i Ryszard bez modlitwy nie wychodził na scenę. Miał świadomość, że ten wielki dar, jakim jest jego niezwykle piękny głos, otrzymał od Pana Boga, więc dziękował za ten talent naszemu Stwórcy nie tylko modlitwą, ale i wspaniałą interpretacją arii i pieśni. Zawsze zachwyca mnie, gdy Ryszard interpretuje pieśń "Stary kapral" Stanisława Moniuszki czy arię Skołuby ze "Strasznego dworu" tegoż kompozytora - mówi Barbara Dobrzyńska.

Artysta odmawia

Jest artystą w pełni świadomym tego, czemu ma służyć jego praca. Potrafi odmówić zagrania roli, wykonania aktorskiego zadania, jeśli prowadzi ono do bluźnierstwa lub obsceny. - Ta jego godność jako człowieka i artysty zawsze budziła we mnie ogromny szacunek i podziw. Że można. Że nie trzeba sprzedawać swojego nazwiska za marne srebrniki, byle tylko przypodobać się pseudoreżyserowi - wskazuje Barbara Dobrzyńska. Dodaje, że gdyby inni artyści o uznanych nazwiskach potrafili zachowywać się podobnie do niego na scenach teatralnych czy operowych, polska kultura teatralna byłaby na innym poziomie, niż jest obecnie.

Monika Olkisz-Chabros, solistka Teatru Wielkiego, wiele lat pracująca z Morką, podkreśla, że ta jego odwaga powiedzenia "nie" była niezmiernie ważna dla całego zespołu. - Chwyciła mnie za serce jego postawa, gdy jeden z reżyserów kazał mu wykonać scenę oddania moczu do otworu, w którym miał w domyśle być więziony skazany na śmierć Jan Chrzciciel. Bardzo sobie zaskarbił tym naszą sympatię i wielką miłość do siebie - zaznacza.

O swoim wieloletnim koledze ze sceny może mówić tylko słowami uznania i sympatii. Nie z kurtuazji. - Nie potrafiłabym wskazać na jakieś jego wady. Naprawdę widzę same plusy. Jest dla mnie wzorem nie tylko artysty, ale i człowieka, Polaka - mówi. I dodaje, że takich ludzi ze świecą szukać, zwłaszcza w tym środowisku, gdy wielu często po prostu się sprzedaje. Szczególnie teraz, gdy kulturę polską za wszelką cenę chce się zniszczyć. - Zwłaszcza wśród młodych wchodzących w artystyczne życie i tzw. karierę jest duża łatwość zrobienia wszystkiego, dopuszczenia się każdej zniewagi, by tylko zaistnieć, by tylko to wszystko się kręciło - ocenia śpiewaczka.

Skromny i oddany

Niektórzy z przyjaciół mówią o nim: ewangelizator. I podkreślają, że cała jego życiowa droga ma swoje źródło w głębokiej wierze.

- Niedawno miałam szczęśliwą okazję znaleźć się w gronie wspaniałych ludzi na towarzyskim spotkaniu i wysłuchać jakże głębokiej refleksji Ryszarda Morki na temat relacji człowieka z Panem Bogiem, z Matką Bożą. Stało się to spontanicznie i było niemal jak rekolekcje. Do dziś niosę to w sobie. Dziękuję, panie Ryszardzie, za ubogacenie mnie - mówi Temida Stankiewicz-Podhorecka.

Uderza ogromna skromność artysty. Nigdy nie odmawia udziału w patriotycznych, religijnych występach, nawet tych lokalnych i niewielkich. Wielokrotnie występował na rocznicach powstania Radia Maryja. Znaczną część jego repertuaru stanowią pieśni sakralne.

Ryszard Bacciarelli, znakomity aktor, organizator koncertów patriotycznych w czasach PRL, wspomina: - Ryszard to człowiek sercem oddany dobrej sprawie. Jeśli mógł, to zawsze w tych koncertach brał udział. I zawsze z radością. Wielokrotnie nie było za to żadnej zapłaty. To rzeczywiście człowiek zawsze wierny Bogu i Ojczyźnie. Ważna była ta jego intencja, on zawsze autentycznie cieszył się, że może się w to włączyć.

Koncerty odbywały się w całej Polsce, głównie w kościołach. - Z ludzi, którzy występowali na tych koncertach choćby u Stanisława Kostki czy w Świętym Krzyżu, bardzo wielu po 1989 roku się wykruszyło. Nie tyle wiek czy zdrowie grały tu rolę, ile raczej ta intencja bardzo osłabła. A Ryszard został. Zawsze gotowy zaśpiewać, gdy jest potrzeba - zaznacza Bacciarelli.

Także Tadeusz Szlenkier podkreśla ujmującą skromność Ryszarda Morki: - Zdaje się zawsze nastawiony na drugą osobę, czy to partnera scenicznego, czy publiczność. Między innymi właśnie tym zdobył sobie oddanie i podziw wielu melomanów na całym świecie.

To z wiary płynie jego spokój, stonowanie i radość. - Pogoda ducha Ryszarda jest słynna. Szczególnie miło wspominam nasz wspólny występ w "Nabucco", gdy mieliśmy sporo czasu na szeptane rozmowy za kulisami. To świetny kolega - mówi Monika Olkisz-Chabros.

Melomanom imponuje jego sceniczna witalność, artystyczny zmysł, interpretacja. Występy Ryszarda Morki to nie tylko odśpiewane nuty. A przyjaciele są wdzięczni, że mogli go poznać i towarzyszyć nie tylko w artystycznej drodze, ale również w pasji oddania Bogu, ludziom i Ojczyźnie.

Beata Falkowska
Nasz Dziennik
25 stycznia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...