Odwrócony obraz
Rozmowa z Agnieszką Jakimiak i Katarzyną SzyngierąZ Agnieszką Jakimiak autorką Tajemniczego ogrodu, sztuki inspirowanej powieścią Frances Hodgson Burnett, i Katarzyną Szyngierą reżyserką spektaklu rozmawia Sebastian Cichoń.
Pracujecie ze sobą nie po raz pierwszy. Czego się od siebie nawzajem nauczyłyście?
Katarzyna Szyngiera: Teksty teatralne, które przeglądam w dość dużej ilości, zazwyczaj na mnie nie działają. Natomiast te napisane przez Agnieszkę, poprzez operowanie metaforą, rytmem i specyficzny sposób konstruowania języka otwierają przede mną wiele możliwych światów. Kiedy je czytam, automatycznie mam ochotę zabrać się za realizowanie.
Agnieszka Jakimiak: W pracach teatralnych Kasi, które miałam okazję widzieć, intryguje mnie strategia wykorzystania realizmu do stworzenia rzeczywistości, w której ten realizm przemienia się w coś dziwnego, wykręconego, nieoczywistego. Dochodzi do ukazania szwów pewnej rzeczywistości. To właśnie może być przypadek „Tajemniczego ogrodu".
Co w tekście Agnieszki z początku Cię zelektryzowało, a później uwiodło?
KS: Propozycja pracy nad „Tajemniczym ogrodem" to mój pomysł, który zaakceptował dyrektor Teatru Współczesnego Marek Fiedor. Już podczas pierwszej rozmowy intuicyjnie powiedziałam mu, że jedyną osobą, z którą jestem w stanie to zrobić, jest Agnieszka Jakimiak. To ona napisała tekst, ale razem nad nim myślałyśmy, konstruowałyśmy go krok po kroku. Kiedy wystartowałyśmy, miałam odmienny obraz tego tekstu. Dostałam coś zupełnie innego, niż sobie wyobraziłam. Miałam poczucie, że jest to od czapy w stosunku do mojego pomysłu, ale po czasie zobaczyłam, że mój pomysł tam jest, tylko jakby odwrócony. Kiedy malarze skończą malować obraz, odwracają go, oglądają i wtedy poprawiają. Bo obraz musi działać również odwrócony. Na tej samej zasadzie działa tekst Agnieszki – jest dobrze skomponowanym odwróceniem mojego pomysłu.
Kiedy przeczytałem scenariusz, przyszło mi na myśl, że jest to tekst o stawaniu się człowiekiem. Czy taki był Wasz zamiar?
AJ: To był jeden z naszych podstawowych kluczy względem powieści. Książka generalnie jest nam wszystkim znana, także dzięki ekranizacji Agnieszki Holland, ale pamiętana jak przez mgłę. Chciałyśmy wyeksponować wątek konkretnych uwarunkowań społecznych. W postać Mary wpisany jest polityczny schemat. Z niego możemy wyłuskać mechanizmy funkcjonujące w relacjach międzyludzkich, które mają charakter silnie uwarunkowany politycznie i społecznie. Tam się rodzi przemoc, manipulacja, uwodzenie, wytwarzanie różnic między jedną a drugą osobą, podporządkowywanie kogoś swojej narracji i proces kształtowania człowieka. Więc myślę, że jest to wizja bardzo zbliżona do naszego tekstu.
Trwają próby, ale już możemy pokusić się o odpowiedź na pytanie, czego mogą spodziewać się widzowie „Tajemniczego ogrodu", a czego się nie spodziewają?
KS: Jeżeli zakładamy, że spodziewają się powielenia historii znanej im z filmu Agnieszki Holland czy z powieści, to zobaczą jej elementy użyte przez nas do wydobycia tego, co uznałyśmy za istotne. Rzeczywistość, którą tworzymy, jest przetworzeniem literackiego pierwowzoru. Nie konstruujemy historii innej, ale pokazujemy jak dzisiaj czytamy to, co „Tajemniczy ogród" powiedział nam, kiedy byliśmy dziećmi. W jak różny sposób wpłynęło to na nasze postrzeganie rzeczywistości, co było dla nas otwierające, a co było powielaniem schematu.
W przedstawieniu zagra czworo młodych aktorów: Maria Kania (Mary), Anna Kieca (Marta), Piotr Bondyra (Dick) i Maciej Kowalczyk (Colin). W jaki sposób pomagasz im cofnąć się do tego czasu, kiedy nie byli jeszcze ukształtowani, jak wydobywasz z nich dziecko?
KS: Przez uruchomienie mechanizmu zabawy. Rzucamy hasło „wojna" i rozmawiamy o grach komputerowych, w które graliśmy w dzieciństwie – na przykład o tym, jak się zmieniało broń, co staje się inspiracją do zbudowania sceny. Działanie i strzępki wspomnień nie są przez nas analizowane psychologiczne, ale podejmowane przez wspólny fun.
Współpracujecie po raz trzeci, ale po raz pierwszy we Wrocławiu. Czy miejsce, w którym jesteście, wpływa na tok pracy?
KS: Tak, praca jest super, bo taki jest Wrocław! To jest pierwsza płaszczyzna, a druga dotyczy wyjątkowości tego teatru.
AJ: Wrocław zmienia naszą perspektywę, obie jesteśmy miłośniczkami tego miasta i doskonale się tutaj czujemy. Jeśli chodzi o warunki pracy w Teatrze Współczesnym, należałoby nakreślić laurkę. Na poziomie organizacji, zapewnienia twórcom bezpieczeństwa czy komfortu pracy to miejsce jest wyjątkowe na mapie teatrów polskich – mam na myśli te, w których pracowałam. Wiedziałyśmy, że zaczynamy tego i tego dnia próby, na wtedy i wtedy tekst musi być gotowy i jesteśmy zabezpieczone, jeśli chodzi o nasze twórcze działania. Z wyprzedzeniem mamy możliwość podpisania umowy, w Polsce nie przyjęła się praktyka, że umowa ustna między dyrektorem a zaproszonymi twórcami jest zobowiązująca. Mamy też dużą swoboda w doborze obsady, nikt nie ingeruje w styl i charakter naszych prób. Wydaje mi się, że tutaj realizowany jest program, który jest zmianą systemową i instytucjonalną.
Wykonujecie bardzo niepopularne zawody. Co byście powiedziały młodym ludziom, którzy chcieliby pójść w tym samym kierunku co Wy?
KS: Dwa razy w życiu usłyszałam to samo od dwóch dyrektorów teatru. Jednym z nich była Anna Augustynowicz, bardzo ważna dla mnie z wielu względów osoba, drugim był Adam Orzechowski z Teatru Wybrzeże: ten zawód wykonuje się tylko wtedy, kiedy czuje się konieczność. Może to brzmi pompatycznie, ale robisz to i nie wyobrażasz sobie, że zajmujesz się czymś innym. Trudno tutaj dawać lekcje, tym bardziej, że nie czuję się kompetentna, by komukolwiek ojcować lub matkować.
AJ: Odczuwam konieczność pracy w teatrze z różnych względów. Głęboko wierzę, że mikrospołeczność i małe instytucje to są te miejsca, gdzie można zacząć zmianę społeczną i mentalną, a w ramach hierarchii instytucjonalnej w teatrze można zmienić bardzo wiele rzeczy. I chociaż nie chciałabym być tutaj mentorem, podpisuję się pod zdaniem, że to jest konieczność.