Okruszki nadziei

"Duety" - 13. Letni Ogród Teatralny Katowice

Relacje damsko-męskie to dla sztuki (nie tylko teatralnej) temat praktycznie nieśmiertelny i wciąż odkrywany na nowo. Nie brakuje w tym szerokim wachlarzu wariacji zarówno katastroficznych wizji w duchu bergmanowskim, jak i ujęć pełnych ciepła i nadziei. "Duetom" w reżyserii Włodzimierza Nurkowskiego, które Krakowski Teatr Ludowy prezentował na tegorocznym Letnim Ogrodzie Teatralnym, zdecydowanie bliżej do tego drugiego bieguna, dzięki czemu idealnie wpisują się w wakacyjny klimat festiwalu

Sztuka Petera Quiltera składa się z kilku etiud, dla których tematem wspólnym stają się perypetie miłosne. Do swojej realizacji Nurkowski wybrał cztery z nich. Pierwszy „duet” to dwójka zagubionych i samotnych „sierot życiowych”, które za pośrednictwem ogłoszeń matrymonialnych próbują odnaleźć swoją drugą połówkę. Nieporadnie, trochę śmiesznie, a trochę żałośnie starają się, aby to pierwsze spotkanie miało szansę przerodzić się w coś więcej. Następny epizod to historia małżeństwa dwójki aktorów. Ona – chora na raka, z tęsknotą zapatrzona w czasy swojej młodości. On – wciąż pełen zapału i optymizmu, postawiony przed trudnym wyborem pomiędzy karierą zawodową a życiem u boku żony. Trzecia historia przenosi nas w rozpalone słońcem tropiki, gdzie para rozwodników spędza swoje ostatnie wspólne wakacje. Wreszcie ostatnia, czwarta (i zdecydowanie najlepsza!) odsłona, w której widzimy słusznych rozmiarów pannę młodą, ogarniętą nagłymi rozterkami przedmałżeńskimi. Czy to aby na pewno ten jedyny? Czy tym razem małżeństwo nie skończy się rozwodem, tak jak kilka poprzednich? No i czy suknia ślubna jest taka jak trzeba?! Wszelkie wątpliwości kobiety próbuje rozwiać jej brat, nie szczędząc jej przy tym złośliwości, a sobie – szklaneczek whisky.

Chociaż prosty rachunek matematyczny wskazuje, że postaci w tym spektaklu jest osiem, to aktorów na scenie występuje… tylko dwoje. We wszystkie role kobiece wcieliła się Maja Berełkowska, natomiast ciężar partii męskich wziął na swoje barki Tadeusz Łomnicki. Aktorzy z zawrotną – jak na jeden spektakl – prędkością zmieniają nie tylko kostiumy, lecz przede wszystkim osobowości sceniczne. W tym „aktorskim korowodzie” zachwyca zwłaszcza Łomnicki, który niczym prawdziwy kameleon potrafi przejść od zalęknionego i niezdarnego fajtłapy z pierwszego epizodu do ociężałego, pełnego cynizmu i mówiącego z charakterystyczną chrypką „ala Don Corleone” brata panny młodej z części ostatniej.

Największym atutem tego spektaklu są niewątpliwie niezwykle udane dialogi - pełne lekkości i humoru, najeżone prawdziwymi perełkami słownymi, które wśród publiczności wywoływały oklaski i salwy niepohamowanego śmiechu. Scenografia – autorstwa Elżbiety Krywszy – skonstruowana z ruchomych ścianek działowych i kilku rekwizytów charakterystycznych dla każdej etiudy (jak np. palma dla egzotycznej części trzeciej) stanowi dobre tło dla scenicznych popisów dwójki aktorów.

Krakowska inscenizacja to niewątpliwie sztuka lekka, łatwa i przyjemna, w jakiej na próżno by szukać głębokich refleksji nad kondycją współczesnego społeczeństwa. Nie oznacza to jednak wcale, że mamy w tym przypadku do czynienia z cukierkową wizją świata idealnego, która – choć piękna – razi swoim oderwaniem od rzeczywistości. Przeciwnie, nie brakuje w „Duetach” także szczypty goryczy i przewrotnie to właśnie ona sprawia, że spektakl Nurkowskiego przepełniony jest specyficznym ciepłem i optymizmem. Wszak nie trudno jest cieszyć się, gdy wszystko jest cudowne i doskonałe. Sztuką jest zachować uśmiech na twarzy, nawet gdy dookoła piętrzą się problemy. A jeszcze lepiej, gdy to właśnie z tych problemów potrafimy się śmiać. „Duety” świetnie spełniają to zadanie, pokazując, że życie – zwłaszcza w parach – jest po prostu zabawne. Nie jest to jednak cyniczne naigrywanie się z ludzkich ułomności, lecz raczej „puszczanie oka” do publiczności, pokazywanie, że na każdy problem można spojrzeć od tej lepszej, jaśniejszej strony.

„Duety” są przedstawieniem idealnym nie tylko na porę wakacyjną, ale na każdą chwilę z chandrą. Wychodzimy z tego spektaklu pokrzepieni nie tylko śmiechem, ale także okruszkami nadziei, które – szczodrze rozsypane po całej sztuce i zebrane przez nas w całość – pozwalają wierzyć, że, prędzej czy później, po każdej burzy wychodzi słońce.

Magdalena Iwańska
Dziennik Teatralny Katowice
11 sierpnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia