Olbrychski podbił Moskwę

Nie zmarnujmy tej chwili, w której nasze narody mają szansę być bliżej siebie

Nie zmarnujmy tej chwili, w której nasze narody mają szansę być bliżej siebie niż kiedykolwiek w historii - mówił wczoraj w Moskwie Daniel Olbrychski

Wczorajszy koncert "Requiem" w moskiewskim teatrze MchAT, podczas którego Daniel Olbrychski przeczytał publikowany dziś przez nas monolog, stał się głównym wydarzeniem artystycznym ostatnich dni w Moskwie.

"Wspominamy wszystkich! Modlimy się za spokój ich dusz niezależnie od wyznania, narodowości i poglądów. Każda śmierć i każda wojna jest paranoją, bólem, strachem!" -to główna myśl "Requiem" wyreżyserowanego zokazji 65. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Spektakl złożono z monologów przygotowanych przez aktorów m.in. z Rosji (Oleg Tabakow), Niemiec (Hanna Schygulla), Francji (Mireille Maillette). Z Polski zaproszono właśnie Olbrychskiego.

Na wczorajszą premierę nie można było dostać biletów. Ludzie wypełnili całą salę, tłoczyli się przy wejściach. Monolog Olbrychskiego przyjęto owacyjnie. Wzruszona publiczność czterokrotnie przerywała polskiemu aktorowi brawami. On sam wygłaszał swoją mowę wyraźnie poruszony, łamiącym się głosem.

Mówi Daniel Olbrychski

Drodzy Przyjaciele, przyleciałem pierwszy raz do Moskwy, gdy miałem 20 lat. Z Beatą Tyszkiewicz i Andrzejem Wajdą prezentowaliśmy jego film "Popioły".

Minęło właśnie 20 lat od zakończenia wojny. Skoro obchodzimy teraz 65. rocznicę zwycięstwa nad faszyzmem, nie da się ukryć, że ukończyłem 65 lat.

Zawsze zwracałem się do was "Przyjaciele", bo miałem i mam tu bardzo wielu przyjaciół. Niestety, wielu takich jak Innokientij Smoktunowski, Włodzimierz Wysocki, Bułat Okudżawa odeszło.

Szkoda, bo widzieliby, jak obchody w Katyniu, katastrofa prezydenckiego samolotu, pokazanie szerokiej rosyjskiej publiczności filmu "Katyń" Wajdy wyzwoliły w was i w nas coś pięknego. Reakcja waszych władz i prostych rosyjskich ludzi napawają mnie wiarą, że mam prawo po naszym wielkim XIX-wiecznym poecie Adamie Mickiewiczu mówić do was "Przyjaciele" w imieniu milionów Polaków.

Ta budząca się do życia wiosna, mimo smoleńskiej tragedii, wiosna, o której myślałem, że nigdy jej nie doczekam, pozwala mi prosić: Nie zmarnujmy tej chwili, w której nasze narody mają szansę być bliżej siebie niż kiedykolwiek w historii.

Jestem zaszczycony zaproszeniem na tę uroczystość, ale powiem bezczelnie - zapraszając mnie tutaj, mieliście rację.

Gdy przychodziłem na świat 27 lutego 1945 roku, wojna jeszcze trwała, ale już na zachód od mojego miejsca urodzenia. Nie mogę więc powiedzieć, że byłem niemowlęciem-kombatantem. Natomiast przypisuję sobie kombatanctwo uczestniczenia w Powstaniu Warszawskim. Przeżyłem je, nie wiem jakim cudem, w brzuchu mojej matki od 1 sierpnia 1944 całe 63 dni.

No właśnie. Dokładnie 30 lat później Włodzimierz Wysocki jechał z Mariną Vlady przez Warszawę do Paryża. Po drodze mieli zatrzymać się u mnie. Warszawa to połowa drogi. Wołodia zatrzymał samochód przed mostem przez Wisłę. Usiadł na plaży, opowiadała potem Marina. Długo patrzył na odbudowane Stare Miasto. Pewnie zobaczył je oczami żołnierzy rosyjskich płonące w 44 roku. Oczami czołgów, które dostały rozkaz zatrzymania ofensywy, aż Warszawa się wykrwawi i wypali do końca.

Już na plaży zaczął coś pisać. Pół godziny później był u mnie. Przeczytał nam wiersz:

I nagle ból rozsadzać zaczął czaszkę,
Wróciło to, co wraca nie od dziś:
Powstanie przypomniało się Warszawskie
I polski ból w rosyjską wtargnął myśl.

Wzywali pomocy
Błagali o broń
A nasi sztabowcy
Zatrzymali front.
Chcieliśmy przez Wisłę
Z marszu, jak się da
I płakali wszyscy,
Słysząc wciąż "Nielzia!".

Było, minęło - lecz do dzisiaj w sercu
Niczym odłamek tamte sprawy tkwią:
Bezsilny płacz naszych krasnoarmiejców,
I ten haniebnie zatrzymany front.

Czemu stały armie
Sześćdziesiąt trzy dni,
Patrząc, jak Powstanie
Nurza się we krwi.
Ponoć był to atut,
Taka nasza gra,
Żeby wiedział Zachód,
Kto tu rację ma.

A może sztab miał poważniejsze sprawy,
Może za późno zameldował zwiad?
Dociskam gaz - zbliżam się do Warszawy,
Nadrobić chcę spóźnienie z tamtych lat.

Potem Wysocki wielokrotnie jeszcze przejeżdżał przez Warszawę. Widywaliśmy się też w Paryżu, w Moskwie. Zastanawialiśmy się, dlaczego tak trudno obchodzić nam wspólnie Dzień Zwycięstwa. I obaj wiedzieliśmy, że przeszkadzała ohydna polityka.

I wy, Rosjanie, i my, Polacy, kochaliśmy jego pieśni. Bo był w nich bunt. Bunt przeciwko naszej wspólnej rzeczywistości po wojnie. Przeciwko drugiemu totalitarnemu monstrum, które przetrwało.

Wajda, którego ojca zabito w Katyniu, ja, któremu NKWD zamordowała dziadka, szefa Armii Krajowej na Podlasiu, parę miesięcy po wojnie i miliony Polaków doczekaliśmy tych budzących nadzieję na przyszłość chwil. Wołodia, niestety, nie. A byłby tylko siedem lat starszy ode mnie.

Byłem 40 dni po śmierci mojego rosyjskiego brata na jego świeżej mogile 2 września 1980 roku. W Polsce Wałęsa parę dni wcześniej podpisał "porozumienia sierpniowe" z władzą. W Polsce zaczynał się walić reżim. A Wołodia nie mógł tego zobaczyć. Widziałem, jak wokół cmentarza Wagańkowskiego płonęły ogniska. Z połamanych gitar, które łamała i podpalała rosyjska młodzież.

Wróciłem do Warszawy i napisałem ot, taki wiersz:

Pod łomot złej gitary
Nasz łomot serca - mnie
Schrypłej nadziei, wiary
Krzyk struny nerwów rwie.

A ciągle nam niejasny
W błotnistej drodze ślad.
Nasz świat wciąż duszny, ciasny.
"Nie tak, mój brat, nie tak".

I z Tobą w Twej pogoni
Własne ścigamy sny
My dumne wilki, konie,
A wokół nas wciąż psy.

I sfora wciąż ujada,
Rozproszyć pragnie nas.
My wilki, różne stada,
Połączyć by się czas.

Dziś z naszej wilczej ziemi
Własne szczerzymy kły.
My gitar nie złamiemy
Sklejcie gitary wy.

A teraz proszę. Skończyłem 65 lat. W 65. rocznicę zwycięstwa w defiladzie po raz pierwszy za mojej pamięci pomaszerują polscy żołnierze. Po raz pierwszy również w Katyniu wasz premier podkreślił wkład polskich żołnierzy w zwycięstwo nad faszyzmem. Tych od Berlinga i od Andersa. I tych w kraju z Armii Krajowej. A więc również chłopaków mojego dziadka. Polscy żołnierze pomaszerują tu za parę dni. Wiem, że przyjmiecie ich serdecznie. Tak jak serdecznie umieliście przytulić nas, Polaków, w tę naszą ciężką wiosnę.

Marcin Wojciechowski
Gazeta Wyborcza
5 maja 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...