On ma dar. Gej dar

8. Festiwal Prapremier

Rafał Rutkowski w one-man-show "To nie jest kraj dla wielkich ludzi" śmieje się z ciebie, mnie i samego siebie. Przybiera maski, pręży ciało i zaprasza do jazdy bez trzymanki. Mistrzostwo w stand-up comedy to dla Festiwalu Prapremier jednak za mało

-Rafał Rutkowski proszony o stawienie się na scenie, Rafał Rutkowski proszony o stawienie się na scenie - woła z podestu sam Rutkowski. Kręci się po sali, przegląda notatki, odbiera telefon. - Rafał Rutkowski zadzwonił właśnie, mówiąc, że się spóźni. Zatrzasnął się w windzie w hotelu Brda, ale prosił, by powiedzieć, że zatrzymały go korki - tłumaczy spokojnie aktor. - Ja pracuję w teatrze jako techniczny, od niedawna... i przyznam - zmieniło to moje życie... Wcześniej pracowałem wiele lat w zoo, przy słoniu, ale ten zdechł. Wielu podejrzewa, że to moja wina 

Tak zaczął się "To nie jest kraj dla wielkich ludzi" Michała Walczaka - czwartkowy spektakl w ramach Festiwalu Prapremier. Na scenie klubu Mózg tylko jeden aktor Teatru Montownia, a postaci cały kalejdoskop. Najpierw wspomniany techniczny - zagubiony, nieśmiały, ciągle poprawiający wpijające się majtki. Później wpada modniś Rutkowski w plastikowych okularach i rakietką do tenisa. Początek trochę drętwy, jakby artysta chciał dobrze, ale trochę zbyt niepewnie rozpocząć widowisko. Dalej już z górki - momentami ostro, bez trzymanki.

Za pomocą prostych rekwizytów, strojów aktor staje się kim tylko chce. Odpowiednio moduluje głos, dorzuca dobrze podpatrzoną gestykulację i - zmienia się. W księdza na przykład, duchownego, który udziela ślubu swojej dawnej miłości. Prawi w tym pięknym dniu kazanie pełne banałów i uszczypliwości. Gra też żołnierza idiotę, który wśród widowni szuka młodych gejów. Przed nimi, w rytm piosenki ABBY pręży swoje ciało czekając na męskie uśmieszki. Musi, bo ma dar. Gej dar. Homoseksualiści to główne zagrożenie w armii. Szczególnie w marynarce. Wiadomo - statek tonie, a tu sami młodzi mężczyźni w obcisłych mokrych podkoszulkach. Trzeba temu zapobiec!

To chyba - obok duchownego najlepszy ze skeczy. Słabszy znacznie jest ten z dyrektorką ekskluzywnego przedszkola. Ginekolog z fajką (choć bez ustnika) nuci sobie pod nosem "Ta ostatnia niedziela". - To przedwojenny typ - zaznacza zauroczona głupia blondyneczka. Po chwili lekarz okazuje się być obleśnym erotomanem. Dobra jest też postać Henryka Prawdy - krytyka filmowego, który wie, czego brakuje polskiemu przemysłowi filmowemu - choćby produkcji o rodzimych seryjnych zabójcach, np. takich, którzy duszą szynką, a za paznokciami zostawiają fragmenty tekstów wieszcza. 

Są w sztuce nawiązania do Bydgoszczy, do klubu Mózg, jego właściciela i trochę zbyt nachalne, do Festiwalu Prapremier. Odnosi się wrażenie, że to widowisko przygotowane specjalnie dla nas, żywo reagujące na miejsce, w którym jest grane. Ale choć to świetna stand-up comedy, widzowie nie mają tu prawa głosu. Fakt, Rutkowski zwraca się do niej często, ale nie wychodzi poza jej reakcję śmiechem. Jest więc bezpieczny i bez obaw o naruszenie konwencji może prowadzić swój spektakl. Ciekawa jestem, czy poradziłby sobie, gdyby pozwolił publiczności przemówić.

"To nie jest kraj dla starych ludzi" to mistrzostwo w tym rzadko uprawianym w Polsce na wysokim poziomie, gatunku. Mam wrażenie, że śmiech, który pojawia się, podobnie jak na większości tegorocznych spektakli Festiwalu Prapremier, tu szybko ucichnie. Da świetną rozrywkę, czyli pozornie spełni swój cel, ale garść lepszych i gorszych dobrze zagranych dowcipów to chyba za mało.

Michalina Łubecka
Gazeta Wyborcza Bydgoszcz
12 października 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia