Oni są

„Tu nie ma takich ludzi” reż. Paweł Budziński - Teatr Bakałarz w Krakowie

Wydawałoby się, że w XXI wieku jesteśmy już tak przyzwyczajeni do różnorodności świata, że nic nie jest już dla nas zaskoczeniem. To jednak błędne myślenie. Nadal chcemy formatować ludzi i próbować dostosować wszystkich do abstrakcyjnych zupełnie norm. O konsekwencjach takich działań opowiada spektakl "Tu nie ma takich ludzi" Teatru Bakałarz w reż. Pawła Budzińskiego.

Spektakl zaczyna się mocno. Fragmentem filmu „Aban i Khorshid" (reż. Darwin Tom Serink), w którym romantyczną sielankę dwóch zakochanych w sobie chłopaków przerywa wtargnięcie służb specjalnych. Jako para gejów nie mogą czuć się bezpiecznie. Ekran zajmuje cały horyzont sceny. Ten obraz uwiera od początku. Potem wcale nie jest łatwiej. Widz od pierwszych minut czuje się nieswojo i to uczucie nie minie już do końca trwania spektaklu.

Scena jest praktycznie pusta – kilka krzeseł, po lewej stronie pianino. Autorem dźwięków do spektaklu jest Piotr Lakwaj, jednak większość muzyki wykonywana jest na żywo. Liryczne dźwięki fortepianu w wykonaniu Lery Yasenchuk nie tylko wywołują gęsią skórkę, ale idealnie oddają nastrój cierpienia bohaterów. Natomiast same postaci ubrane są w białe stroje (kostiumy: Gabriela Markin). Tylko Terapeuta (Jędrzej Jezierski) ma na sobie zwykłe spodnie, koszulę, krawat i sweter.

Ta biel to nie tylko jednolite stroje „pacjentów" terapii, ale też podkreślenie ich niewinności oraz absurdalności sytuacji, w jakiej się znaleźli. „Tu nie ma takich ludzi" to teatr dokumentalny – przedstawione historie są w dużej części odzwierciedleniem prawdziwych wydarzeń, inspirowane realnymi osobami. Choć ich bohaterowie żyli na przestrzeni różnych lat, spotykają się metaforycznie w tej samej matni. Ze sceny padają mocne słowa, wszystko podane jest niemal wprost, ale w subtelny, teatralny sposób. Metafora jest poza salą teatralną: to środowisko, które sprawiło, że ci ludzie musieli znaleźć się w takim a nie innym miejscu. Od razu przypominają się słowa Zofii Nałkowskiej z „Medalionów": „Ludzie ludziom zgotowali ten los".

Na początek usłyszymy historię Alana Turinga – genialnego matematyka, którego osiągnięcia przyczyniły się m.in. do złamania kodu Enigmy. Maksymilian Wicher wciela się w jego postać w sposób zupełnie przejmujący. Jego pozorny spokój i opanowanie ukrywa wewnętrzne drżenie i absolutną niezgodę na przymus terapii, której zostaje poddany. Teatr Bakałarz niejako rehabilituje Alana Turinga, którego historia została przedstawiona także w filmie „Gra tajemnic" (reż. Morten Tyldum). W spektaklu, podobnie jak w filmie, wartość umiejętności oraz talent Brytyjczyka zostaje przyćmiony przez jego homoseksualizm, co skazuje go na tragiczny los. W spektaklu mamy także postać Anji (Gabriela Markin), szantażowanej przez członka rodziny za bycie lesbijką. Jej monolog, który jest apogeum jej przeżyć przypomina początek spektaklu „Oczyszczeni" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego i monolog, pochodzący z dramatu Sarah Kane „Łaknąć". To niezwykłe wyznanie miłości rozpoczynało spektakl i kierowało uwagę widza w stronę uczuć podobnych wszystkim ludziom, niezależnie od płci czy preferencji seksualnych.

W spektaklu Budzińskiego mamy także parę gejów: Michała (Michał Ślizgi) i Kubę (Piotr Woldan), których historia jest inspirowana prawdziwą parą, żyjącą na co dzień w Krakowie. Kiedy patrzymy na okazywaną przez nich wzajemnie sobie czułość czy małe konflikty codzienności nie widzimy nic nadzwyczajnego – orientujemy się, że to po prostu dwójka zakochanych ludzi, którzy chcą razem iść przez życie. Jest jeszcze Jack (Mikołaj Mikś), który święcie niemal uwierzył w terapię. Ten mężczyzna łamie się ostatecznie, kiedy odkrywa rysę na terapii. Okazuje się, że sam Terapeuta też padł ofiarą systemu.

Bezwzględny Terapeuta w kreacji Jędrzeja Jezierskiego przypomina mi postać Tinkera ze wspomnianego spektaklu „Oczyszczeni". U Warlikowskiego Mariusz Bonaszewski był kreaturą, którą można było uznać za diabła, oprawcę, chorego naukowca, jednak na końcu można było odkryć w nim pierwiastek potrzeby bliskości i miłości. Terapeuta u Budzińskiego to ktoś, kogo również nie da się lubić, kto przeraża, a jednocześnie ostatecznie przyznaje się do próby złamania samego siebie.

Terapie konwersyjne mają za zadanie "wyleczyć" ludzi z nieheteronormatywności. Ich twórcy i "wyznawcy" uważają, że homoseksualizm to choroba. W tworzeniu scenariusza do spektaklu uczestniczył Franciszek Gruszczyński-Ręgowski, który przeszedł terapię konwersyjną w Radomiu. Mimo, że spektakl nie rzuca bezpośrednich oskarżeń – nie da się uciec od tego, że dużą rolę odgrywa tu kościół. W wyniku skomplikowanej sytuacji, z przyczyn religijnych, Franciszek ostatecznie sam zgłosił się na taką terapię, ponieważ dysonans poznawczy nie pozwalał mu normalnie funkcjonować.

Spektakl opowiada o cierpieniu niezawinionych jednostek, którym społeczeństwo nie pozwala na bycie sobą. Akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych, na Wyspach Brytyjskich i wydawałoby się, że te wstydliwe i z perspektywy rozsądnego, zwykłego, światłego człowieka sytuacje te są niemal egzotyczne i dalekie, ale wcale tak nie jest. Taka praktyka ma miejsce również w Polsce, dlatego są tu też bohaterowie z naszego kraju. Artyści nie silą się więc na metafory. „Tu nie ma takich ludzi" to rzecz smutna, pełna napięcia, łez i milczenia, które wisi w powietrzu po zakończeniu spektaklu. Chciałoby się nagrodzić twórców owacjami, jednak dłonie zamierają w bezruchu. Dopiero po chwili widz orientuje się, że jest w teatrze i aktorzy dostają długie brawa za trud włożony w pokazanie prawdy i za odwagę w jej przekazywaniu w sposób dosadny, a jednocześnie na wskroś przejmujący.

Po spektaklu odbyła się rozmowa z twórcami, którzy opowiadali o długim researchu, który wykonali podczas przygotować do spektaklu. Franciszek Gruszczyński-Ręgowski dzielił się swoimi doświadczeniami, opowiadając m.in. o tym, że terapia konwersyjna pozostawiła trwały ślad w jego psychice i mimo tego, że ułożył ostatecznie sobie życie po swojemu – jej skutki będzie odczuwał już zawsze.

Refleksja na koniec była ostatecznie gorzka, ponieważ z jednej strony obserwujemy powstawanie takich filmów jak „Kobieta z..." (reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert – historię kobiety, która niemal przez całe życie nie mogła być w pełni sobą) i możliwość obejrzenia ich w multipleksach, a z drugiej nadal pokutujące w głowach niektórych stwierdzenie, że „Tu nie ma takich ludzi". Ale oni są. I cierpią. I mimo tego, że świat się zmienia, jest to proces. Z sali padł także głos wdzięcznego widza, pochodzącego z Białorusi, który powiedział, że w jego ojczyźnie bycie gejem czy lesbijką nadal jest absolutnie niedopuszczalne i że takie treści w jego kraju w ogóle nie mają prawa być przekazywane.

Spektakl Teatru Bakałarz to niezwykle ważny głos tych, których często na co dzień nie słyszymy lub usłyszeć nie możemy. Warto to przedstawienie zobaczyć, przeżyć i zmierzyć się z tym, czy na pewno „Tu nie ma takich ludzi"?

„Tu nie ma takich ludzi", reż. Paweł Budziński
Teatr Bakałarz
Spektakl zagrany 14.04.2024 w Kinotece PKiN w ramach 15. LGBT+ Film Festivalu
Scenariusz: Paweł Budziński, Aleksandra Niemiec, Damian Słowioczek, Mateusz Wiskulski, Zuzanna Pajowska; konsultacje: Franciszek Gruszczyński-Ręgowski
Piotr Lakwaj – dźwięki
Muzyka na żywo – Lera Yasenchuk
Kostiumy – Gabriela Markin
Tego dnia wystąpili:
Alan Turing - Maksymilian Wicher
Terapeuta - Jędrzej Jezierski
Anja - Gabriela Markin
Michał - Michał Ślizgi
Kuba - Piotr Woldan
Jack - Mikołaj Mikś

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
27 kwietnia 2024

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia