Opera jest miejscem, które ożywia codzienność

Rozmowa z Łukaszem Golińskim

Pamiętam, że gdy wyszedłem na scenę i zacząłem śpiewać pierwsze frazy roli Zbigniewa, złapała mnie tak mocna trema, że zacząłem się denerwować o wiele bardziej niż zwykle. I wtedy powiedziałem sobie w myślach, albo się uspokoję, albo będzie straszny blamaż. Udało mi się to zrobić i już do końca było wszystko dobrze. Taki był początek przygody z Operą Nova, mojej nowej drogi, a ona z różnymi zakrętami, trwa do dziś.

O debiucie w partii Zbigniewa w „Strasznym dworze" Stanisława Moniuszki na scenie Opery Nova w Bydgoszczy, o koronnej roli, jaką jest Falstaff w reżyserii Macieja Prusa, o wymagającej partii Króla Rogera Karola Szymanowskiego i o najnowszej roli Orestesa w operze „Elektra" Richarda Straussa na scenie Royal Opera House w Londynie - z Łukaszem Golińskim – rozmawia Ilona Słojewska z Dziennika Teatralnego.

Ilona Słojewska - Przyjechał pan do Opery Nova w Bydgoszczy, by zaśpiewać partię Marcella w „Cyganerii" Giacomo Pucciniego. Jak często pan ją wykonuje? Jaki jest pana stosunek do niej?

Łukasz Goliński - Moja przygoda z „Cyganerią", paradoksalnie, miała miejsce po raz pierwszy w Operze Bałtyckiej. Śpiewałem wówczas partię Colline, ponieważ zaczynałem jako niższy głos i tam się po raz pierwszy spotkałem z muzyką Giacomo Pucciniego.
Następne spotkanie z jego twórczością miało miejsce już w Bydgoszczy, i miałem to szczęście pracować podczas przygotowań do premiery z ś.p. panem Maciejem Prusem. Pierwotnie znów miałem zaśpiewać partię Colline, ale dodatkowo, jakby dla siebie, przygotowałem partię Marcello. Czułem, że to może być dla mnie pewien przełom. Także ówczesna akompaniatorka pani Larysa Cyplakowa , z którą pracowałem, również mi ją doradziła. Maestro Knap, kierownik muzyczny tej realizacji, po przesłuchaniu mnie na jednej z pierwszych prób powiedział, że jest ona o wiele lepsza niż Colline. I tak zostało.
- Mój stosunek do Cyganerii... Jest coś w takiego w muzyce Pucciniego ... piękno, wzruszenie i porusza we mnie takie rzeczy, których nie każdej muzyce się to udaje... A Puccinni – niestety lub -stety, ma właśnie w sobie tę zdolność. Bardzo lubię historię w „Cyganerii", po prostu bardzo mi się podoba, pełna życia, radości, takiej beztroski, którą wraz z wiekiem zazwyczaj się traci... Z drugiej strony śmierć Mimi na końcu, ten odczuwalny żal, ból, strach też jest częścią życia.

- Myślę, że Giacomo Puccini znakomicie to ujął w swojej muzyce. Są w niej takie momenty, że naprawdę stając na scenie, daję się czasami porwać tej muzyce i staje się to wtedy takie mocne i silnie dotykające określonej struny.

- Pamięta pan swój debiut w roli Zbigniewa w „Strasznym dworze" Stanisława Moniuszki w roku 2006, na scenie Opery Nova? Jak dzisiaj pan ją wspomina?

- To było faktycznie jakiś czas temu. Bardzo się cieszyłem, że dostałem propozycję pracy w zawodowym teatrze, dyrektor Maciej Figas dał mi tę szansę. Pamiętam, że byłem bardzo zdenerwowany. Pierwszy występ w nowym teatrze, na widowni była rodzina, było to dla mnie bardzo duże wydarzenie.
- Pamiętam, że gdy wyszedłem na scenę i zacząłem śpiewać pierwsze frazy roli Zbigniewa, złapała mnie tak mocna trema, że zacząłem się denerwować o wiele bardziej niż zwykle. I wtedy powiedziałem sobie w myślach, albo się uspokoję, albo będzie straszny blamaż. Udało mi się to zrobić i już do końca było wszystko dobrze. Taki był początek przygody z Operą Nova, mojej nowej drogi, a ona z różnymi zakrętami, trwa do dziś.

- Pozostańmy jeszcze na chwilę przy Stanisławie Moniuszce. Czym dla pana była kolejna rola, tym razem Janusza w „Halce" w reżyserii Natalii Babińskiej?Lubi pan partie moniuszkowskie?

- Role Moniuszki nie należą do najwygodniejszych czy najprostszych wokalnie w literaturze operowej.
Natomiast jest to nasz kompozytor narodowy i jest to dla mnie zawsze duże wyróżnienie móc ją wykonywać, pomimo tych trudności. Lubię śpiewać Moniuszkę, bo to wyzwanie, a partia Janusza jest o tyle ciekawa, że jest to tzw. czarny charakter. Nie jest to pozytywna rola. Oczywiście można ją czytać na wiele różnych sposobów, ponieważ ma on swoje wątpliwości, itd. Natomiast jego działania, to co zrobił Halce, w jaki sposób się zachował i postąpił, to na pewno stawia go w złym świetle. Paradoksalnie to też jest wyzwanie dla mnie, bo oprócz muzyki Moniuszki , mogłem się zmierzyć z rodzajem postaci której wcześniej nie grałem na scenie. Dzięki tej roli miałem okazję po raz pierwszy wcielić się w kogoś takiego, nazwijmy go „złego" i to ubogaciło mój warsztat.
- Później miałem okazję jeszcze zaśpiewać tę partię w kilku innych realizacjach, lecz na pewno dzięki realizacji bydgoskiej, miałem już porządne zaplecze, dobre miejsce, z którego mogłem iść dalej.

- Jak odebrał pan rolę Falstaffa Giuseppe Verdiego, w reżyserii Macieja Prusa? Często czyta się, że jest to jedna z koronnych partii w pana karierze

- Pierwsze spotkanie z ś.p. panem Maciejem Prusem miało miejsce przy wcześniej wspomnianej „Cyganerii" i myślę, że pan Maciej docenił moje starania w tej roli. Podczas omawiania następnego projektu, który miał reżyserować w Operze Nova, padł tytuł „Falstaffa". I tutaj, przyjęte jest zazwyczaj, że rolę tę śpiewają raczej dojrzałe barytony z pewnym doświadczeniem. Zazwyczaj się pogrubia ich sylwetkę, itp. Słowem, powinien to być starszy mężczyzna. Natomiast w tej realizacji, w tej reżyserii zostało to troszeczkę inaczej przedstawione. Wydaje mi się, że efekt wyszedł bardzo dobry, bo właśnie za tę rolę otrzymałem nagrodę Kiepury, co jest dla mnie bardzo dużym wyróżnieniem.
- Pamiętam do dziś, jak Maciej Prus na każdej próbie, widząc jak się denerwowałem i mówiłem - „maestro nie dam rady, to jest ogrom", on zawsze powtarzał - „spokojnie, spokojnie wszystko będzie dobrze, jestem pewien ze dasz radę". I proszę sobie wyobrazić, że on tak przez dwa miesiące prób podczas tych moich chwil zwątpienia, zawsze podtrzymywał mnie na duchu i zawsze we mnie wierzył. Na pewno to dzięki niemu miałem okazję zaśpiewać tę partię, która, nie ukrywam, jest jedną z najbardziej wymagających w moim repertuarze, dzięki czemu bardzo dużo mi dała pod względem wokalnym i aktorskim.

- Jeśli mówi pan o rolach wymagających, to czy i o partii Rogera w operze „Król Roger" Karola Szymanowskiego może powiedzieć pan podobnie? Czym się ona różni od Falstaffa?

- To jest przede wszystkim trudna muzyka. Równie trudna co piękna... Falstaff na pewno jest większą partią, trwa dłużej i wymaga solidnej kondycji wokalnej. Natomiast u Szymanowskiego cała opera trwa godzinę i dwadzieścia kilka minut. Jednak intensywność zarówno śpiewu, stan emocjonalny, w jakim Roger się znajduje pod presją, pod ciężarem władzy, pod ciężarem wielu doznań, problemów z żoną, jest czymś z czym niełatwo się zmierzyć. Wszystkie te emocje, to co go przytłacza, to wszystko trzeba oddać w głosie, w postaci. I to wszystko skumulowane jest bardzo mocno w krótkim czasie, co jest wyczerpujące.
- Mój ś.p. Profesor Florian Skulski mówił, że po solidnie zaśpiewanej roli, schodził ze sceny kilka kilogramów lżejszy. To dotyczy i mnie, po zaśpiewaniu partii króla Rogera. Ta rola jest czymś innym, to jest inny rodzaj trudności, inny rodzaj ciężaru niż Falstaff.

- Z macierzystej Opery Nova w Bydgoszczy, jest pan zapraszany na znaczące europejskie sceny. Wystarczy wspomnieć Teatr Wielki w Warszawie, Sztokholm, Frankfurt... A w styczniu tego roku zadebiutował pan jako Orestes w operze „Elektra" Richarda Straussa w Royal Opera House w Londynie.
- To była moja kolejna produkcja w Royal Opera House. I dlatego stres oraz napięcie nerwowe nie były tak obezwładniające jak podczas pierwszego spotkania z tą sceną. Byłem zdenerwowany, bo tu nie ma co ukrywać, że jest to jeden z najlepszych teatrów na świecie, i jest to uzasadniona opinia, bo jest to naprawdę bardzo profesjonalny teatr, w którym wszyscy doskonale wiedzą, po co tam są i ten profesjonalizm wymagany jest od wszystkich.
- Natomiast co do „Elektry", był to faktycznie mój debiut, moje pierwsze zetknięcie się z tą partią. Miałem naprawdę wielkie szczęście i myślę, że to też jest część tajemnicy sukcesu w tym zawodzie, a moje polegało na tym, że miałem okazję przygotować tę partię w trakcie prób do premiery z maestro Antonio Pappano. To znakomity muzyk z przeogromnym doświadczeniem, wieloletni dyrektor muzyczny Royal Opera House. Spektakl reżyserował fantastyczny Christof Loy, obecnie jedno z ważniejszych nazwisk w tej branży, rozumiejący wszystkie meandry, trudności oraz uwikłania, jakie są w „Elektrze". I tutaj znowu spokój tego reżysera, jak i dyrygenta, wprowadziły znakomitą atmosferę na próbach i pozwoliły naprawdę zbudować bardzo ciekawy spektakl, który został równie dobrze przyjęty. I to było moje akurat drugie spotkanie z Richardem Straussem, bo poprzednie było przy operze „Salome". Od tego momentu zacząłem powoli przekonywać się do jego muzyki. Być może jest to jeden z kierunków, który powinienem obrać. Trudno obecnie o tym powiedzieć, ale jeszcze zobaczymy.

- 25 października 2024 obchodzimy na świecie dopiero od sześciu lat Światowy Dzień Opery...

- Myślę, że jest to znakomity pomysł, żeby obchodzić takie właśnie święto. Operę należy propagować również wśród młodzieży, wśród ludzi młodych. Trzeba promować ten rodzaj sztuki, żeby dawała ludziom ciągle taką dużą radość. Bo myślę, że opera jest takim miejscem, gdzie widzowie mogą na dwie trzy godziny, oderwać się od pośpiechu, codziennej rzeczywistości. Wszyscy jesteśmy zajęci pracą, obowiązkami, a w operze możemy naprawdę przenieść się troszkę w inny świat, spojrzeć na niego ze spokojem. A propozycje reżyserskie, różne operowe postaci, wspaniałe kostiumy, piękna muzyka, śpiew sprawia, że dajemy sobie przerwę w tym biegu. I opera jest takim właśnie miejscem, które nam tę codzienność ożywia.

- Bardzo dziękuję za rozmowę.
__

Łukasz Goliński - Absolwent Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Gdańsku (2006 r.), gdzie kształcił się m.in. pod kierunkiem profesora Floriana Skulskiego. Od sezonu artystycznego 2006/2007 zaangażowany do zespołu solistów Opery Nova w Bydgoszczy. Debiut Golińskiego (IX 2006 r.) na bydgoskiej scenie to rola Zbigniewa w Strasznym dworze Stanisława Moniuszki.
Otrzymał nagrodę specjalną za najlepsze wykonanie utworu polskiego na VIII Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Stanisława Moniuszki (2013 r.). Zdobywca Teatralnej Nagrody Muzycznej im. J. Kiepury w 2018 r. w kategorii Najlepszy śpiewak za rolę Falstaffa w przedstawieniu Opery Nova oraz w 2023 r. za rolę w spektaklu „Król Roger" w Operze na Zamku w Szczecinie.
W 2017 r. wykonał z Orkiestrą i Chórem Accademia Nazionale di Santa Cecilia pod batutą sir Antonia Pappano partię Króla Rogera z opery Karola Szymanowskiego wystawianej w inscenizowanej wersji koncertowej na otwarcie sezonu symfonicznego w Rzymie. Aktualnie śpiewa między innymi tę rolę na scenach Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, w Sztokholmie, we Frankfurcie. Współpracuje także Operą Krakowską i Operą na Zamku w Szczecinie. W lutym 2021 r. można było usłyszeć go w roli Scarpii w Tosce transmitowanej online z The Royal Swedish Opera ze Sztokholmu.
__

Widzowie mogą podziwiać Łukasza Golińskiego w roli Konsula Sharplessa, w operze „Madama Butterfly" Giacomo Pucciniego, ulubionego kompozytora artysty, jeszcze w dniach 26 i 29 października 2024 na scenie Opery Nova w Bydgoszczy.

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Kujawy
25 października 2024

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia