Operacja się udała, pacjent jednak zmarł

"Na krańcach świata" - reż: Marcin Brzozowski - Teatr Nowy Łódź

Za sprawą Marcina Brzozowskiego katastroficzna literatura Malcolma Lowry\'ego wieńczy sezon premier w Teatrze Nowym w Łodzi. Czy obaj twórcy wychodzą z tego spotkania obronną ręką?

Z pewnością Brzozowski wpisał się w założenia twórcze Lowry\'ego - do zbudowania kręgosłupa "Na krańcach świata" użył losów bohaterów "Promu na Gabriolę", choć w spektaklu pobrzmiewają i echa innych powieści Anglika, także najsłynniejszej - "Pod wulkanem". 

Właściwa całej twórczości Lowry\'ego daleko posunięta intertekstualność, tak względem własnych utworów, jak dzieł religijnych i mistycznych, słusznie zaowocowała na łódzkiej scenie minimalizmem i umownością. Sugestywną scenografię zbudowano sznurem lampek, jakim oświetlano wycieczkowe statki rzeczne, ołtarzykiem z obrazem Matki Boskiej pędzla zapewne meksykańskiego fatalisty i wehikułem, na którym drogę w przestrzeni dosłownej i symbolicznej przemierzają Ethan i Jacqueline Llewelyn (Dobromir Dymecki i Ewa Łukasiewicz), będącym metaforyczną wizualizacją ich doświadczeń. Tym samym uwagę skupiają słowo i ruch sceniczny. Bo jest na czym. 

W "korytarzu", który powstał przez ulokowanie widowni wzdłuż dłuższych ścian sali, "przedstawiacze" (świetni Katarzyna Wianecka i Igor Chmielnik), jak nazwał ich reżyser, lustrzane odbicia Llewelynów, dwoją się i troją. Przywdziewają kolejne maski, by rychło je rzucać. Zagadując publiczność ujmują w cudzysłów iluzję sceniczną, zderzając ze sobą dziecięce rymowanki, przebrzmiałe przeboje i zaśpiewy, którymi nie wgardziłby najczcigodniejszy imam, namnażają symbolicznych znaczeń.

Symbolami jest zresztą spektakl przeładowany. Tropią je Ethan i Jacqueline w swej ucieczce przed światem, który stanął na krawędzi. Obsesyjnie badają związki między najmniejszymi zbiegami okoliczności, przejęzyczeniami i przeoczeniami. W podróży przez sceniczny korytarz, z zatoki Eridanus na upragnioną wyspę Gabriolę, oddalając się od siebie i zbliżając, rozpaczliwie dogrzebują się sensów. Wierzą, że coś ponad nimi steruje ich losem. W swej miłości są raz infantylni i sentymentalni aż do granic kiczu, raz zagubieni i nieporadnie tragiczni. Podkreśla to przerysowana drobnomieszczańska oprawa rodem z Ameryki lat 50. Gdyby jeszcze Dymecki od początku zrezygnował z nieznośnej emfazy w głosie, która tak nudzi w spektaklu przepełnionym słowem. Za wzór mogło służyć zróżnicowanie Chmielnika, który choć cyrkową radością zaczyna i kończy, po drodze wielokroć zmienia skórę. 

Brzozowski wynalazł zespół-maszynę, która dobrze funkcjonuje. Żywiołową choreografią oraz pomysłowym ogrywaniem wehikułu stworzył zborną teatralną formę dla technik pisarskich Lowry\'ego: dynamicznych kontrastowych zestawień, nielinearności fabuły, flashbacków. Również dla jego idei. Przedstawienie, jeśli odsunąć zawarty w nim wątek miłosny, jawi się jako ogród o wciąż rozwidlających się ścieżkach. Ogląda się je z narastającą przyjemnością. Ale rozkosz z beztroskiego pławienia się w potopie szczegółów kończy się, gdy zapalają się światła. Wówczas, niestety, nie zabieramy ze sobą nic z tego, co się stało, a zostajemy sami z garścią faktów, których znaczeń, jak Etan i Jacqueline, ogarnąć nie możemy. Jeśli taki był cel, został osiągnięty.

Łukasz Kaczyński
Polska Dziennik Łodzki
27 maja 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia