Opiekuńcza siła miejsc

"Genius Loci" - Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

16 grudnia, o godzinie 20.30, Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi zaprasza na wernisaż wystawy "Genius Loci". Podczas wystawy zaprezentowane zostaną fotografie wykonane w Łodzi przez siedemnastu autorów.

Temat zdjęć i zarazem tytuł wystawy został sformułowany tak, aby uczestniczących w wydarzeniu artystów ukierunkować na poszukiwania śladów duchowej charakterystyki miasta. Genius loci oznacza bowiem opiekuńczą siłę miejsc, ale również obecność w nich unikalnych cech, które sprawiają, że są jedyne w swoim rodzaju. Z całą pewnością taka jest Łódź. Dlatego została wybrana jako miejsce fotograficznych eksploracji i wizualnych analiz.

Powstały prace różnorodne formalnie, gatunkowo i tematycznie. Pojawiły się portrety, motywy cmentarne, cykle dokumentujące życie na legendarnych już łódzkich podwórkach czy też - z drugiego bieguna - kadry z nowoczesną architekturą miasta. Obok nich na wystawie zobaczyć będzie można także realizacje poetyckie czy wręcz malarskie. Bogactwo formalne prac okazało się jedną z odpowiedzi autorów wystawy na kontakt z fotografowanym miastem - na bogactwo wątków i przemyśleń budzących się w kontakcie z nim.

Autorzy: Leokadia Bartoszko, Tomasz Budzyński, Miłosz Krajewski, Kasia Kalua Kryńska, Katarzyna Łata-Wrona, Jan Madejski, Piotr Młynarczyk, Zbyszek Podsiadło, Jolanta Rycerska, Sergiusz Sachno, Kamila Sammler, Stanisław Składanowski, Zbigniew Wichłacz, Magdalena Wdowicz-Wierzbowska, Stanisława Zacharko-Łagowska, Krzysztof Zając, Andrzej Zygmuntowicz.
Kuratorami wystawy są Jolanta Rycerska i Zbigniew Wichłacz.

Wystawę będzie prezentowana na dolnym foyer Teatru do 31 stycznia 2017 roku.

Łódź - Genius Loci

Łódź, miasto przelotnej miłości ludzi, którzy tu zawitają. Przybyszów szukających miejsc nieopatrzonych, jedynych w swoim rodzaju klimatów, zmitologizowanych faktur, czy spojrzeń wyzierających ze ścian kamienic, bram, oficyn, podwórek... i z oczu ludzi, których mijamy. Amerykański reżyser Dawid Lynch, autor kultowych filmów właśnie tutaj chciał kręcić następne obrazy. Odwiedzający zakochują się, ale gdyby przyszło im tu zostać, rodzą się wątpliwości. Niektórzy z nich - zupełnie inaczej niż ludzie skazani na życie w tym mieście – mówią: kochamy Łódź. Urodzeni tutaj, podlegają specyficznemu rytmowi przemijania, jakiemuś oddziaływaniu czasu przeszłego i minionych lat świetności. To miasto bowiem ma zmienny puls, który nie zawsze optymistycznie wpływa na psychikę ludzką.
Jednak miłość to zupełnie coś innego niż tylko zauroczenie. To nierozerwalne więzy, polegające na tym, że zna się tutaj każdy kąt, że jest się u siebie, że jest się przypisanym bardzo często, do jednego miejsca na całe życie. Takie dojmujące doznania upływu lat potęguje fakt, że w wielu łódzkich zapomnianych strefach nic nie zmieniło się poprzez dziesięciolecia. Są ulice, bramy, zaułki, wciąż oddychające jakby duchem poprzednich dekad, fenomenem niepohamowanego rozwoju miasta na styku 19. i 20. wieku. Wydaje się, jakby czas się zatrzymał. Za tę iluzję, paradoksalnie, cenią to miasto żyjący tutaj ludzie, tym zachwycają się przyjezdni.

Sens zjawiska tego urzeczenia jest złożony, ale jednym z jego aspektów jest przyjemność naszych skojarzeń i asocjacji, które skupiają się zwykle wokół niezatartych obrazów z dzieciństwa. Jakże łatwo w tym mieście przenieść się znów w tamten czas, w te miejsca, które zachowały pamiętny nastrój. I odkryć je na nowo. To wzbudza pogłębioną, filozoficzną refleksję. Czują ją nie tylko rdzenni mieszkańcy. Jest to retrospekcja oddziałująca uniwersalnie, niezależnie od pochodzenia i wieku ludzi. Młode generacje widzą tę sytuację podobnie, odnajdują w tym mieście nie tylko korzenie swoich przodków, ale ulegają fali sentymentu, nostalgii - wynikającej z nacisku przeszłości.

Miasto - to jednak przede wszystkim ludzie. Ludzie, których twarze są zlepkiem fizjonomii pokoleń, wywodzących się z różnych kultur, wszyscy oni ciągnęli tutaj jak poszukiwacze złota. Łódź bowiem w czasach swojej erupcji przemysłowej i migracyjnej była konglomeratem narodowości. Polacy, Żydzi, Niemcy, Rosjanie zjawiali się w tym centrum, które dawało wszystkim jakieś szanse, nieporównywalne wyzwania na lepsze życie, na każdym poziomie bogactwa czy ubóstwa. Wnosili tym samym swoje wewnętrzne światy, talenty - kapitał odciśnięty później w architekturze, na ulicach, w oficynach, podwórkach studniach, gdzie światło słoneczne omiatało kolejne ściany, w parkach, a także w synagogach, kościołach i na cmentarzach.

Łódź to jest mały Nowy Jork, powiedział jakiś Amerykanin. Wiele wielkich postaci znalazło w Łodzi mikroklimat do rozwoju i wyjścia w świat artystów i naukowców. Kryzys nastał w końcu lat 80-tych ubiegłego wieku, a spowodował go upadek przemysłu wraz z transformacją ustrojową. Łódź zawsze tętniła życiem na ulicy Piotrkowskiej i tak jest dzisiaj, ale poza nią dominuje przytłaczająca atmosfera walki o przetrwanie. Mieszkańcy żyjący z dnia na dzień, stoją w bramach, na ulicach, siedzą nierzadko otępiali w swojej samotności, pokrzepieni chwilowo alkoholem, w apatii - jakby nie wiedzieli, co ze sobą począć,. Są bez pracy, stracili motywacje. Mentalna atrofia woli, „stojąca woda". To potomkowie tamtych pokoleń, ale także niewykształcona młodzież, która ma potrzebę zostawiać swoje bezlitosne ślady - na ścianach odrestaurowanych kamienic, podziemnych przejść - w postaci graffiti, napisów, jakże nieraz wulgarnych i antysemickich, wyrażających „kibolskie" emocje odczuwane wobec dwóch piłkarskich klubów ŁKS-u i Widzewa.

Fotografia karmi się tymi znakami przeszłości w sposób - zdawałoby się - niewyczerpany. Wielka jest siła wyrazu tkwiąca w substancjalnych bytach tego miasta, splendorze nieprzemijalności, jakiejś potędze czasu przeszłego, która zostaje utrwalona, kiedy naciskamy migawkę. W ten sposób, każde wspomnienie staje się teraźniejszością. Dlaczego taka aura, nakłuwa naszą wrażliwość, wyzwala impuls potrzeby zarejestrowania tego piętna czasu?

Istnieje takie określenie w stosunku do mieszkań, domów, że mają duszę. Tak jest w przypadku Łodzi, w której unosi się genius loci – duch miasta, które kiedyś miało zdrowe, szybkie tętno. To duch ludzi, którzy odeszli i tych, którzy wciąż tutaj egzystują, ich uczuć, osobowości, radości i smutków. Tego życia, które przetacza się jak tchnienie, jak chwila, której nam żal, żeby nie ulotniła się bez fotograficznego, autorskiego zatrzymania w czasie. Nasze fotografie, tutaj zrobione, kiedyś także dla innych będą taka duszę miały.
To pewne.

Zbigniew Wichłacz
Materiał Teatru
10 grudnia 2016
Portrety
Katarzyna Bonda

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...