Opowiedzieć każdą historię

27. Międzynarodowy Festiwal Teatralny w Nitrze, 28 września – 3 października 2018

Festiwal Teatralny krajów Europy środkowo-wschodniej: Słowacja, Czechy, Węgry, Ukraina, Polska z gościnnym udziałem artystów z Libanu oraz Portugalii. Bez powierzchownej oceny wartości artystycznej opisywanych spektakli. Bez znajomości dokładnego kontekstu, historii, sytuacji teatralnej w wyżej wymienionych krajach, jakiekolwiek próby oceny nie wydają się na miejscu.

Międzynarodowy Festiwal Teatralny w Nitrze to rzadka okazja, by wychylić się w stronę teatrów w Polsce nie znanych. Przez tydzień trwania Festiwalu, w ramach głównego programu mogliśmy obejrzeć dziesięć spektakli, które prawdopodobnie są najlepszą próbką reprezentatywną, co interesuje artystów z Europy środkowo-wschodniej. Jaka estetyka cechuje ich pracę artystyczną, jakie środki wyrazu.

Festiwal otworzył polski spektakl „Moja walka" w reżyserii Michała Borczucha. Jeżeli nawet nie jest to najwybitniejsze dzieło tego reżysera trzeba przyznać, że na tle wszystkich produkcji prezentowanych w trakcie Festiwalu – przedstawienie z polski z pewnością stało się dla tutejszych widzów forpocztą poszukiwań teatralnych właściwych krajom Europy zachodniej. „Moja walka" adaptacja autobiograficznej powieści Karla Ove Knausgarda, to sześć tomów wysypanych na scenę. Codzienny bałagan zdarzeń. Dekonstrukcja opowiadanej przez Knausgarda historii i refleksja, co możemy zrobić ze wspomnieniami, które powoli zamieniają się w przemilczenia. Jak się miewa kondycja współczesnego człowieka, jak układają się konstelacja międzyludzkie, jak połączyć wielość obrazów i jak pokazać, że wyszliśmy z opresji walki z materią literatury. Niejednokrotnie w trakcie trwania spektaklu można było odnieść wrażenie, że dramaturgia spektaklu to otwieranie książki Knausgarda na chybił-trafił. Z pewnością nie przekonanych nie zachęci on do zagłębienia się w powieść. Z pewnością nie taki był zamysł reżysera – dzielenie się z widzem zachwytem nad wysokiej klasy literaturą, która nieznanymi dla widza drogami wyzwoliła puste zabiegi formalne niewiadomego pochodzenia. Spektakl Borczucha wyzwolił potrzebę postawienia pytania, które mogłoby stać się tematem przewodnim całego Festiwalu: czy każda historia wymaga opowiedzenia?

Bezpośrednio na to pytanie odpowiadał spektakl „Cesarz Ameryki" w reżyserii Ivetty Jurcovej. Książkę Martina Pollacka przełożył na język teatru dramaturg Michal Ditte. W tym spektaklu nie ma przestrzeni realistycznej. Aktorzy, zamknięci w przestrzeni piasku rozsypanego po podłodze, w świetle reflektorów jakby jedynie nakłuwają opowiadane historie marzeń, samotności i ludzkiego okrucieństwa. Bo nigdzie nie ma dobrych ludzi. Kreślą stacje tułaczki w dukcie jadącego pociągu. W podróż do Ameryki, do krainy marzeń wyruszali ludzie bez pojęcia mapy. Trzeba tylko minąć Londyn i skręcić w lewo, za morze. Imigranci z Galicji stali się alegorią dzisiejszej dyskusji o kryzysie migracyjnym (Problem ten został również poruszony w spektaklu „Węgierska akacja" w reżyserii Kristofa Kelemena). Choć z dzisiejszej perspektywy wydają się mitem. Baśniową historią walki o siebie.

A jeżeli kryzys migracyjny to „Piasek w oczach", performance autorstwa Rabiha Mroue. W swoim projekcie libański artysta konfrontuje swoją publiczność z medialnym obrazem wojny. Zaczynając od historii podrzuconego mu USB, poprzez hollywoodzką produkcję o wyprawach krzyżowych i walce z niewiernymi Rabih Mroue pokazał swojej publiczności, jak można stać się „statystą" w międzynarodowej produkcji o walce z terroryzmem. Każda epoka ma swoje narzędzia do manipulowania ludźmi. „Piasek w oczach" to metafora naszej percepcji codziennego wydania „Wiadomości" (bez względu na kraj i stację nadawczą). To, co widzimy nie jest obrazem wojny, a propagandowym montażem. Mieszając porządki fikcji i prawdy Rabih Mroue pokazał nam, jak abstrakcyjna jest wojna w mediach, i jak ta abstrakcja nie wytrzymuje porównania z nagraniami egzekucji przeprowadzanymi przez terrorystów. Filmy z dronów, filmy udostępniane mediom przez wojsko, rejestrujące działania militarne w Iraku, Syrii, czy Afganistanie nie pokazują twarzy, nie pokazują ofiar. Filmy udostępniane w internecie przez terrorystów w intencji ich autorów są wycelowane prosto w nas. Terroryści podrzynający gardła swoich ofiar patrzą prosto w obiektywy kamer, prosto w nas. Współczesna wojna z terroryzmem to według Rabiha Mroue wojna na obrazy. Można podążyć za manifestem artysty i nie oglądać tych filmów. Naiwnie uwierzyć, że morderstwo na niewinnym człowieku, którego obejrzenia odmówiliśmy – nie miało miejsca. To główne przesłanie artysty: nie pozwolić, by terroryści wciągnęli nas do tej historii. Wolałabym jednak, by widzowie, którzy zobaczyli wykład-performance Rabiha Mroue zastanowili się nad pytaniem znacznie poważniejszym postawionym przez artystę – co się stanie, gdy na świecie nie będzie już zła.

Rabih Mroue jest jednym z najbardziej znanych twórców tzw. „lecture-performance". O ile „Piasek w oczach" opierał się na bezpośredniej obecności Rabiha na scenie, instalacja „33 rpm and a few seconds" to brak obecności. Bolesna prawda. Po śmierci człowieka, świat nie staje w miejscu. Jeszcze przez chwilę, po naszej śmierci życie naszych najbliższych podąża siłą rozpędu, jakbyśmy dalej żyli. Komputer pozostaje włączony, dzwoni komórka, znajomi nagrywają się na elektroniczną sekretarkę, gra telewizor. Instalacja Rabiha Mroue krąży wokół samobójczej śmierci Diyi Yamouta – libańskiego aktywisty. Zaczyna się od niepokoju znajomych. Diyaa nie odzywa się do nikogo, nie reaguje na komentarze publikowane na jego profilu facebookowym, w końcu do jego przyjaciół i zwolenników dociera wiadomość o jego śmierci. Ta uruchamia dyskusję wokół ideałów, które głosił, klęsce którą poniósł. Z jego działalności, jak aktywisty, rozpaczy i niedowierzaniu po jego śmierci dyskusja powoli przenosi się na problemy współczesnego Libanu. Całej społeczności, która nie potrafi się zorganizować, by zmienić życie swojego kraju. W międzyczasie, w telewizji zostaje wyświetlony reportaż o samobójczej śmieci libańskiego aktywisty. Wprawnie zmanipulowany przez rządowe media. Przyjaciele, wciąż nieświadomi jego odejścia piszą sms-y, zostawiają wiadomości. Performance Mroue porusza również problem „prywatności śmierci". Czy list pożegnalny powinien zostać opublikowany? Czy wideo rejestrujące jego samobójstwo powinno zostać udostępnione mediom? Czy jego profil na koncie społecznościowym powinien zostać usunięty? I wreszcie, czy ta śmierć sprawi, że w Libanie coś się zmieni.

W okolicznościach międzynarodowego festiwalu trudno jest wartościować prace poszczególnych artystów. Oskarżać o niezrozumienie tekstu dramatu na którego wystawienie lekkomyślnie(?) się porwali. Takie wątpliwości można mieć wobec spektaklu pt. „Zjednoczenie dwóch Korei". Można sobie wyobrazić spektakl polityczny, w poważny i poruszający sposób pokazujący, jak wielka przepaść dzieli Koreę północną od południowej (albo południową od północnej). Przełożenie tego konfliktu na problemy damsko-męskie wyzwala złe przeczucia. Niepokój może nieco łagodzić fakt, że autorem dramatu jest Joel Pommerat – jeden z najpopularniejszych francuskich dramaturgów. Można sobie wyobrazić ten tekst, wystawiony, jako poruszającą tragedię. Problem w tym, że Julia Razusowa postanowiła wystawić komedię. Podobnie, jak w przypadku „Nocy", prezentowanej w trakcie festiwalu jako exemplum teatru tańca. Świat postapokaliptyczny, tajemniczy i mroczny skończył się, gdy na scenie pojawił się clown.

Okazuje się również, że w Europie środkowo-wschodniej wciąż żywa jest tradycja teatru dydaktycznego. Teatru szczególnie nienawidzonego przez młodzież w wieku licealnym, która w ramach edukacji kulturalnej zmuszana jest do oglądania sztampowych spektakli o zgubnych skutkach picia alkoholu i brania narkotyków. Takim spektaklem jest „Ludzie, miejsca i rzeczy" w reżyserii Mariana Amslera. Dydaktyczny miks „Czarodziejskiej góry" i „Lotu nad kukułczym gniazdem". Teatr Europy środkowo-wschodniej wciąż szuka, czego najlepszym przykładem jest spektakl „Wow" Debris Company z Bratysławy.

Po obejrzeniu spektakli wybranych przez kuratorów do głównego programu tegorocznej edycji Festiwalu – konkluzja jest optymistyczna: nas wszystkich czeka dużo pracy .

Olga Śmiechowicz
Dziennik Teatralny Kraków
5 października 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia