Opowiem wam historię o przeznaczeniu

"Romeo i Julia" - chor. Jerzy Makarowski - Teatr Wielki w Łodzi

Wieczne życie dał Romeo i Julii Szekspir i nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, by ta historia zniknęła z teatralnego repertuaru. Było tylko kwestią czasu, kiedy o kochanków z Werony upomni się opera (Bellini i Gounod), balet (Prokofiew) czy wreszcie film (Zeffirelli)

W ostatni weekend tę miłosną opowieść przypomniała nam Opera Wrocławska, wystawiając - w koprodukcji z Teatrem Wielkim w Łodzi - balet Sergiusza Prokofiewa "Romeo i Julia" w inscenizacji i z choreografią Jerzego Makarowskiego, z dekoracjami i kostiumami Ryszarda Kai. Tytułową Julię zatańczyła Nozomi Inoue, a Romea Sergii Oberemok, oboje z wrocławskiego zespołu (i obojgu należą się duże brawa).

Dzieło Prokofiewa (premiera w 1936 roku), doskonale znającego wymagania współczesnego baletu dzięki wieloletniej współpracy z Siergiejem Diagilewem, uchodzi za jedno z arcydzieł gatunku. I jest niemałym wyzwaniem dla choreografa i tancerzy. Makarowski, który ostro nożyczkami potraktował libretto, postawił na teatr ruchu - najmniej w przedstawieniu jest baletu klasycznego - i w efekcie niemalże czujemy fizycznie temperaturę uczuć i nadchodzący dramat (choć jak dla mnie sceny fechtunków w pierwszym akcie są zdecydowanie za długie).

Doskonałym pomysłem okazało się wprowadzenie postaci Fatum - Gienadii Rybalchenko z łódzkiego zespołu - które jest narratorem, pilnuje, by zdarzenia przebiegały zgodnie z wyższym planem, i przywołuje na myśl Śmierć ze średniowiecznych misteriów, kiedy co jakiś czas jego ręce przypominają kosę i przepowiadają widzom tragiczny koniec.

Mnie zachwyciła scena balu w pierwszym akcie z przepięknym, dramatycznym motywem muzycznym, świetnie rozegrana czerwonym światłem podkreślającym pożądanie i mającą zostać przelaną krew. Ale najsilniejszą stroną spektaklu jest zdecydowanie akt II - pełen mistyczności, rozpaczy, w którym zniknął balet, zniknął teatr i na moment pojawiło się misterium.

Nie odmówię sobie jednak łyżki dziegciu - wiem, że są cięcia budżetowe, ale naprawdę żal, że muzyki Prokofiewa słuchaliśmy z płyt. Mam nadzieję, że nowy marszałek Rafał Jurkowlaniec, który na sobotniej premierze był, wysupła trochę więcej grosza dla opery i również w czasie baletowych przedstawień będziemy słuchać dobrze prowadzonej ręką Ewy Michnik orkiestry.

Katarzyna Kaczorowska
POLSKA Gazeta Wrocławska
21 grudnia 2010

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia