Opowieść o braku miłości
Najbardziej interesują mnie teksty niejednoznaczne, nie zawierające w sobie li tylko warstwy realistycznej czy naturalistycznej. Tajemnica zawarta w utworach autorów skandynawskich, bliskich Ibsenowi, Strindbergowi jest i mnie bardzo bliska - mówi MARIUSZ WOJCIECHOWSKI - o premierze 'Słonecznego pokoju' w Teatrze im. Słwackiego w Krakowie.Jak Pan dotarł do tekstu 'Słoneczny pokój', skoro nikt go chyba nie zna, a Pan przygotował jego prapremierę na scenie Miniatura w Teatrze im. Juliusza Słowackiego? - I nikt znać nie może, bo tylko ja mam tłumaczenie. Jedynym w Polsce przetłumaczonym utworem Petera Asmussena jest 'Plaża' grana w toruńskim teatrze. A 'Jasny pokój' poleciła mi Elżbieta Frątczak-Nowotny, jego tłumaczka, która jest także autorką przekładu 'Snu o jesieni' Jona Fossego, spektaklu reżyserowanego przeze mnie na Scenie w Bramie. 'Jasny pokój' jest kontynuacją naszej współpracy. Jakie wrażenie zrobił na Panu utwór po pierwszej lekturze? - W moim przekonaniu jest to niezwykle interesująca rzecz. Kiedy jeszcze dowiedziałem się, że Asmussen jest bliskim znajomym Larsa von Triera i napisał z nim wspólnie scenariusz filmu 'Przełamując fale', że jest autorem kilkunastu sztuk, słuchowisk, a jego utwory grane są w całej Europie - to wszystko potwierdziło tylko moje przeczucie, że mam do czynienia z tekstem niezwykłym. Dogłębniejsza analiza utwierdzała mnie w tym. Tajemnica zawarta w utworach autorów skandynawskich, bliskich Ibsenowi, Strindbergowi jest i mnie bardzo bliska. 'Tajemnica' to chyba słowo klucz w Pańskich realizacjach? - To prawda. Najbardziej interesują mnie teksty niejednoznaczne, nie zawierające w sobie li tylko warstwy realistycznej czy naturalistycznej. Takie są utwory Fossego i Asmussena. 'Jasny pokój' jest sztuką przewrotną, ironiczną, wprowadza widza w pewnego rodzaju pułapkę, sugerując tytułem, że zafunduje nam ciepłą historię. To jest bardzo złudne. Ten tekst nie ma nic wspólnego z idyllą. Jest dość mroczną opowieścią o wszechogarniającej nas samotności, o braku porozumienia między ludźmi. Samotność to też temat, który drąży Pan od lat. - No cóż, ona nam towarzyszy przez całe życie. Nasz spektakl to opowieść o braku miłości między mężem i żoną, rodzicami i dziećmi, między kochankami, o rozdrapywaniu własnych ran. Nasi bohaterowie chcą miłość brać, ale nie potrafią jej dawać. Wraz z autorem stawiamy w tym spektaklu pytanie, dlaczego między bliskimi sobie ludźmi miłość często nie jest możliwa. 'Samotność pól bawełnianych', którą też reżyserowałem, 'Sen o jesieni' i 'Słoneczny pokój', choć tak różne, mówią o tym samym: o bólu i samotności. Nasi bohaterowie spotykają się w różnych sytuacjach, pozostają w rożnych relacjach między sobą, a rzecz dzieje się na przestrzeni kilkudziesięciu lat. O bohaterach nie wiemy właściwie nic, nie znamy ich rodowodów. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety poznajemy w miejcu szczególnym, w owym słonecznym pokoju i tam dopiero ich rozmowy, relacje, emocje budują sceniczny świat w trzech różnych czasach. Ich spotkaniom towarzyszy drzewo będące w mitologii skandynawskiej źródłem życia. Jego rozrastanie i później umieranie symbolizuje rozpad świata i ludzi. Mało słoneczną opowieść szykuje nam Pan na jesienne wieczory. - Mottem do tego spektaklu są słowa: 'Nigdy nie zapominaj, chodzimy nad piekłem oglądając kwiaty'. Czyi nie oddaje to choćby części prawdy o naszym życiu? Starałem się jednak, by ten spektakl był raczej oczyszczający, niż pogrążający.