Opowieść o dwóch Fryderykach

"Chopin kontra Szopen" - reż: Mikołaj Grabowski - Stary Teatr w Krakowie

Przed kilkoma dniami zakończył się XVI Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Niestety, nie zwyciężył go żaden z polskich zawodników, więc powodów do narodowej dumy mamy jakby mniej. Nie przebrzmiały jeszcze echa werdyktu, gdy w Teatrze Starym w Krakowie odbyła się premiera spektaklu w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Opowiada o Szopenie. A raczej o micie Chopina.

Akcji towarzyszy nastrojowa muzyka i interesująca scenografia. Sztuka rozpoczyna się wieczorkiem poezji, którą recytuje dwoje miłośników kompozytora. Są to utwory o nim, napisane przez czołowych polskich poetów. Towarzyszy temu recital fortepianowy w wykonaniu kilkunastoletniej dziewczynki z dużymi kokardami we włosach. Występ przerywa wtargnięcie intruza – Pauliny Czernickiej, przywołującej domniemane słowa Szopena. Brzmi to jak zwykły bełkot, dopiero później dowiadujemy się, że chodzi o listy. Nieszczęsne listy do Delfiny Potockiej, których autorstwo owa dama przypisała Fryderykowi właśnie. Do tej afery powrócę w dalszej części tekstu, gdyż jest to temat zbyt ważny, by tylko o nim wspomnieć…  

Kolejny obraz zaprezentowany na scenie to Szopen i George Sand w strojach z epoki, odtwarzający jedno ze swoich pierwszych spotkań. Przesadna maniera i przerysowanie sytuacji odniosło zamierzony skutek – odarto Chopina z powagi. Orli nos kompozytora stał się w tej scenie zadarty, charakterystycznie uczesane włosy przybrały bardziej groteskową pozę. Frycek stał się znów Fryderykiem dzięki duetowi: Chopin i druga wersja George Sand w strojach współczesnych. Ich, a raczej jej, opowieść o początku związku jest znacznie mniej liryczna, samą George pozbawia eteryczności. Jak kobietę, która bezwzględnie wykorzystuje każdą okazję do zdobycia mężczyzny posądzić o romantyzm? Jednak z dwóch przedstawionych pisarek, ta jest bardziej ludzka, to ona poświęca się całkowicie opiece nad ciężko chorym Fryderykiem. A z opowieści ich wyłania się obraz wręcz przerażający – długiej i uciążliwej podróży w celu znalezienia odrobiny spokoju we wspólnym cierpieniu. Takiego bólu nie ma w opowieści salonowej wersji kochanków; zmonopolizowana jest przez gorycz odrzucenia męskości Frycka przez Sandową. Kobieta postanawia wyrzec się wspólnego łoża, by czuwać przy (od tej chwili już tylko) swym przyjacielu.

Smutny wydał mi się fragment sztuki charakteryzujący po trosze stosunek Fryderyka do otoczenia – była to scena z Fontaną. Chopin wielokrotnie zlecał mu sprawowanie pieczy nad jego interesami. Fontana był w cieniu przyjaciela, co miało destruktywny wpływ na chęć komponowania. Wielkość nigdy nie uprawnia do wyzyskiwania przyjaciół, szczególnie, gdy przez absorbowanie czyjejś uwagi uniemożliwia się rozwój tej osoby.

Szopen, od chwili śmierci po dzień dzisiejszy, jest obiektem zainteresowania wielu środowisk naukowych, między innymi lekarzy. Powstało wiele teorii dotyczących jego śmierci. Niezależnie od wyników sekcji zwłok serca kompozytora, będzie mówiło się o nim jako o człowieku bardzo zasłużonym dla narodu polskiego. Nie był jednym z młodych mężczyzn walczących w okopach o wyzwolenie. Był duchowym orędownikiem sprawy niepodległościowej, niezależnie od uwikłania w skandale obyczajowe.  

Jeden z nich wybuchł po jego śmierci i dotyczył właśnie owych listów do Delfiny Potockiej. Były w nich zawarte bardzo osobiste szczegóły z domniemanego romansu kompozytora z ową damą. Miała odnaleźć je właśnie Paulina Czernicka, jednak nie uznano jej zeznań za wiarygodne. Gdyby stało się inaczej, zapewne przyniosłoby to negatywne skutki dla kultu Chopina, wielkiego romantycznego kompozytora, obywatela świata i sercem Polaka. Jak można było zauważyć, fascynacja jego postacią doprowadziła Czernicką do szaleństwa: gloryfikacja Fryderyka odbywała się kosztem jej poczucia własnej wartości – umysłowe zespolenie z nim czyniło ją we własnych oczach kimś ważnym. Przykry był moment, w którym z wyżyn uniesienia została poniżona przez opinię publiczną.

Przedostatni obraz – pojawienie się na scenie wszystkich postaci spektaklu, siedzących w rzędach. Jest to niejako kontynuacja wieczorku poetyckiego pamięci Fryderyka Szopena. Pojawia się jednak zgrzyt – pan siedzący z tyłu, z "\'umysłem Gombrowicza", wyjaśnia sens sztuki: zdjęcie kompozytora z zaszczytnego piedestału herosa Polski. Chwyt efektowny, ciekawy, jednak bez niego sztuka byłaby równie czytelna. Nasuwa się przy tej okazji pewna wątpliwość: na ile pisarz miał moralne prawo wydawać osąd o Chopinie.  

Znamienna dla spektaklu jest ostatnia scena – przygotowanie pary młodych ludzi (do tej pory konferansjerów, którzy przewijali się przez wszystkie części spektaklu) do recytacji wiersza o kompozytorze. Wielokrotne powtarzanie kolejnych wersów staje się śmieszne, nie pozwala wysłuchać utworu w skupieniu. To jest gorzki element naszej spuścizny – jedynie wiersze, przywoływane podczas szkolnych akademii, traktowane po macoszemu, bez należytego im szacunku. Patos wychodzi z mody, mówienie z uczuciem staje się powoli jedynie polityczną techniką przykuwania uwagi ludzi. Smutne, ale prawdziwe: gdy zrzucimy Szopena/Chopina z pomnika, gdy będziemy demitologizować każdy element polskiej kultury, który tylko się do tego nadaje, co nam pozostanie? Pusty cokół i ideał, który sięgnął bruku… I roztrzaskany fortepian Chopina…

Maria Piękoś
Dziennik Teatralny
28 października 2010

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia