Opowieść o powstaniu teatru, czyli autor i Małgorzata

O jego stworzeniu Jan Jakub Należyty myślał od dawna

O stworzeniu swego teatru Jan Jakub Należyty myślał od dawna. Już przed 10 laty, mieszkając w Krynicy, posługiwał się wizytówką z napisem "przedsiębiorca teatralny". Udało się dopiero teraz. Od wczoraj [17.10] w Krakowie działa Teatr Komedia - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

 

Jan Jakub Należyty o pisaniu sztuk teatralnych myślał od zawsze, ale jakoś brakowało mu odwagi. - Jako młodzieniec ochoczo chodziłem do teatru, ten kreowany świat bardzo mnie pociągał i na jakiejś sztuce pomyślałem, że ja bym tak samo umiał napisać...

Wiele lat później dowiedział się o organizowanym przez białostocki Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki Ogólnopolskim Konkursie Małych Form Dramaturgicznych 1-2-3, co oznaczało: jeden akt, dwoje aktorów, trzy rekwizyty, acz nie traktowano tego zbyt dosłownie. Miał akurat czas i postanowił, że napisze sztukę.

Zresztą wiele tego czasu nie było, bo do zamknięcia konkursu pozostało 11 dni. Zdążył; jego komedia znalazła się wśród trzech finałowych. Po konkursowych pokazach sztuk, z lekka tylko zainscenizowanych, już była w plebiscycie publiczności pierwsza. Tak powstała komedia "Trzy razy łóżko", którą w samym Białymstoku wystawiono ponad 200 razy.

Łącznie od 2008 zagrano ją ponad 450 razy, nie tylko w Białymstoku, także we Wrocławskim Teatrze Komedii. Zrealizowana została również przez Teatr Komedia w Krakowie. I ona też inauguruje tę scenę, która od wczoraj działa gościnnie w Domu Kultury Kolejarza (ul. św Filipa 6). Dzisiaj o godz. 19 Anna Cieślak, Adrianna Biedrzyńska, Mateusz Damięcki i Piotr Skarga zagrają ją kolejny raz.

O otworzeniu swego teatru Jan Jakub Należyty myślał od dawna. Już przed 10 laty, mieszkając w Krynicy, posługiwał się wizytówką z napisem "przedsiębiorca teatralny" i chciał otworzyć w starych łazienkach borowinowych Teatr Kornico im. Jonasza Kofty. Nie udało się.

Z czasem stał się mieszkańcem Krakowa i tu zaczął szukać miejsca dla swego teatru. Ostatecznie znalazł - przy ul. św. Filipa w Domu Kultury Kolejarza.

- Zawsze chciałem mieć miejsce, w którym byłyby grane nie tylko moje sztuki. Dla mnie teatr to pomysł na życie. Temu poświęcam czas, pieniądze, energię. I oto mam! To bardzo ważny i ekscytujący moment w moim życiu - coś powstaje i mam nadzieję, że przetrwa. Oczywiście jeśli teatromani znajdą przyjemność w odwiedzaniu tego miejsca, jeśłi powiedzą innym, że warto przyjść na te spektakle - mówi Jan Jakub Należyty

Czemu Kraków? - Z powodu miłości do Małgorzaty, bo to jej miasto, zatem stało się i moim, choć ostatecznie przenieśliśmy się do Niepołomic, gdzie się poznaliśmy...

Pracują razem. Małgorzata Żukrowska-Należyty jest autorką scenografii i kostiumów do kolejnych spektakli.

W Niepołomicach trafił do Małopolskiego Centrum Dźwięku i Słowa, szybko znalazł porozumienie z dyrektorem Kajetanem Konarzewskim, zaczął tam wystawiać sztuki, jedną zrealizowali w koprodukcji. W Centrum odbyły się premiery jego ostatnich komedii -"Zachcianki, czyli baby blues" oraz "Viagra i chryzantemy".

A teraz wreszcie ma swoje miejsce w Krakowie.

- Teatr Komedia będzie przyciągał komediami na najlepszym poziomie artystycznym, głównie polskimi. I nie zawsze będą to komedie Jana Jakuba Należytego - w nowym roku wystawimy "Męża i żonę" Fredry - ale i spektakle muzyczne. Chcę robić teatr dla ludzi, którzy przyjdą po dwie godziny radości. Żaden widz nie wyjdzie od nas niezadowolony. Marzy mi się grać sztuki przystępne w przekazie, zrozumiałe, ale nie prostackie, bo tego wymaga szacunek dla widza - mówi niegdysiejszy "przedsiębiorca teatralny", który jest już nie tylko producentem spektakli, nie tylko autorem sztuk, ale i aktorem. Przewiduje, że bilety będą u niego w cenach od 60 do 80 zł. - Taniej się nie da, do naszych biletów państwo nie dopłaca - tłumaczy.

Artystą chciał być już jako dziecko. Nie wiedział tylko czy aktorem, czy piosenkarzem. I tak się złożyło, że jest i aktorem, i piosenkarzem, i literatem.

- Nie mam się za wybitnego twórcę. Lubię mówić, że jeśli idzie o pisanie sztuk komediowych jestem pierwszorzędnym autorem drugorzędnym. Daleko mi do Mrożka czy wielkich komediopisarzy. Ja jestem ciągle na początku. Niemniej robię wszystko, żeby za jakiś czas ów przymiotnik drugorzędny ktoś za mnie skreślił - mówi pół serio, przez pół drwiąco. Zastrzega jednak, że pisanie komedii to bardzo poważna sprawa.

Napisanie nie jest sztuką, przekonuje, to kwestia warsztatu, najważniejsze jest wymyślenie ciekawej historii, bo przecież w literaturze już wszystko było. Ze sztuk, które napisał, najbardziej jest dumny z zabawnej, ale i refleksyjnej - "Viagra i chryzantemy", opowieści o spotkaniu dystyngowanej wdowy, śpiewaczki i nieokrzesanego kamieniarza.

- Dwa lata powstawała w mojej głowie, pisanie zajęło mi ze trzy-cztery tygodnie.

Pisał tę rolę z myślą o sobie, partneruje mu Ewa Dałkowska, co początkowo wywoływało w nim obawy czy podoła. - Ale już po drugim spektaklu, kończonym owacją na stojąco, przy śniadaniu z reżyserem, Piotrem Dąbrowskim, Ewa nagle zauważyła, że jesteśmy niepokojąco zadowoleni...

Pisząc wie, która puenta, który dialog wywoła śmiech. - Umiem przewidzieć reakcję widza, w 90 proc. Nie wiem, skąd to wiem, ale wiem...

Jako autor nie ma specjalnie idoli, no może poza Miro Gavranem, współczesnym pisarzem chorwackim.

Od 2007 r, od tej pierwszej komedii, napisał już osiem sztuk. To min. także "Mój dzikus", grany przez Justynę Sieńczyłło (współautor Emilian Kamiński), "Andropauza męska rzecz, czyli zdecydowana odpowiedź na klimakterium", która miała i część drugą, "Dieta cud - komedia odchudzająca". Był i monodram w wykonaniu Jacka Kawalca "Ta cisza, to j a..."; bohater nieprzypadkowo przedstawiał się: "Dobry wieczór, mam na imię Jakub i jestem alkoholikiem". Ujął w nim autor lata swych zmagań z chorobą alkoholową (o czym szczerze mówił dwa lata temu na naszych łamach).

- Obliczono, że moje sztuki zobaczyło ponad 1,5 mln widzów. I ja się pytam, gdzie są te pieniądze?! - śmieje się.

Pieniądze przydałyby się na taki projekt jak Teatr Komedia, może nawet pozwoliłyby mieć swój budynek. - Pewnie że chciałbym, ale też dobrze wiem, jakich by to wymagało nakładów. Bardziej zależy mi na tym, żeby moje sztuki przynosiły ludziom radość.

Współpracuje z gronem aktorów: Adrianną Biedrzyńską, Anną Cieślak, Ewą Dałkowską, Emilią Komarnicką, Lucyną Malec, Ewą Ziętek, z grającymi w "Zachciankach" czterema aktorkami z Krakowa czyli: Agatą Myśliwiec, Kamilą Klimczak, Ewą Romaniak, Iwoną Sitkowską; z Mateuszem Damięckim, Dariuszem Gnatowskim, Markiem Siudymem, Mirosławem Zbrojewiczcm, także z Marianem Opania, Krzysztofem Daukszewiczem. To sprawia, że pisze z myślą o konkretnych aktorach.

- To luksus wiedzieć, dla kogo się pisze - twierdzi.

Jako producent spektakli sam dobiera reżyserów, jest nim często zaprzyjaźniony Piotr Dąbrowski (niegdyś dyrektor teatru w Białymstoku, gdzie wszystko się zaczęło), po czym jako autor ma satysfakcję, widząc, że reżyserzy, skreśliwszy jakieś kwestie, wracają do pierwowzoru.

Pomysłów w głowie ma niezliczoną ilość, ale czekają na realizację, bo obecnie w związku z otwarciem Teatru Komedia zajmuje się sprawami kompletnie nieartystycznymi.

Od stycznia zamierza grać w każdą sobotę i niedzielę, a jak będzie zainteresowanie to i w piątki.

Za tydzień pokaże "Zachcianki, czyli baby blues", spektakl muzyczny, opowiadający o trzech paniach, które przyszły do szkoły rodzenia, z muzyką graną na żywo. - To dwie godziny zabawy. Nie boję się powiedzieć, że na europejskim poziomie, co mówię niejako autor, ale myśląc o realizatorach - reżyserze Darku Gnatowskim, aktorkach, muzyce Romana Czubatego, choreografii, scenografii, kostiumach...

Zimą pewnie zaprosi też na swój recital, wszak od śpiewania się zaczęło; miał 18 lat, gdy w 1983 r. na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu otrzymał Grand Prix im. Karola Musioła. Rok później miał II nagrodę w konkursie wrocławskiego Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Śpiewał i w kabarecie Pod Egidą.

Parę dni temu nagrał w wersji live nową płytę, którą MTJ wyda na przełomie lutego i marca, z piosenkami swych ukochanych Francuzów: Brela, Brassensa, Becauda, Aznavoura. Część tłumaczeń dokonał sam.

- Uwielbiam śpiewać, traktuję to jako święto, ale cóż, rynek jest jaki jest... I choć mam swoją publiczność, to pewnie gdybym tylko śpiewał, byłoby ciężko. A ja muszę się palić w środku, wtedy życie ma dla mnie sens.

W TYM ROKU W KOMEDII:

25-26 X - "Zachcianki..."

9XI-"Trzy razy łóżko"

15X1,28X1,6-7,14,20X11

- "Viagra i chryzantemy"

13 XII - "Kolacja na cztery

ręce".

Bilety na stronie teatru:

www.teatr-komedia.pl

oraz w siedzibie teatru i Filmotechnice.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
22 października 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia