Orkiestra Księżniczek rozbiła bank!

To jeden z najlepszych projektów karnawałowych

Największe karnawałowe przeboje, piękne kostiumy, klasa, blichtr, znakomite operowe głosy i utalentowani tancerze baletowi, a to wszystko podszyte sporą dawką dobrego humoru, który niejednokrotnie doprowadzał słuchaczy do łez. W niedzielny wieczór aż dwukrotnie, przy pełnej widowni, Orkiestra Księżniczek wystąpiła w Filharmonii Bałtyckiej i był to jeden z najlepszych tego typu projektów, jakie można zobaczyć w Trójmieście.

Kalendarz imprez jest wypełniony bliźniaczo do siebie podobnymi projektami karnawałowymi. Główny zarys jest podobny - w programie muszą się znaleźć kompozycje Straussów, najpopularniejsze arie operowe i operetkowe, koniecznie należy nawiązać do Wiednia jako stolicy walca, a jeśli jeszcze uda się w to wszystko wpleść pokazy taneczne, to tylko podziała na plus.

Orkiestra Księżniczek pod wodzą "księcia"

Pośród wszystkich takich projektów, których opisy są do siebie bliźniaczo podobne, Orkiestra Księżniczek zdecydowanie się wyróżnia właśnie tym, że zespół tworzą głównie panie, ubrane w stylowe balowe suknie i - jak na księżniczki przystało - z koronami na głowach. Co ciekawe, orkiestrze szefuje mężczyzna - Andrzej Tulik. Drugim męskim pierwiastkiem jest pianista Piotr Łukaszczyk.

Już na pierwszy rzut oka scena prezentowała się znakomicie, mimo że oprawa była skromna. Zdobiły ją stylowe pulpity, trochę stylizowane na te, jakie posiadają muzycy najsłynniejszej orkiestry Johanna Straussa na świecie, założonej i prowadzonej przez Andre Rieu. Dodatkową atrakcją były proste wizualizacje wyświetlane na zawieszonym za sceną ekranie. No ale tutaj do prostoty czy skromności pretensji raczej mieć nie powinniśmy, bo miejsca na bogatszą oprawę tu po prostu nie było.

Muzyka podszyta sporą dawką dobrego humoru

Mistrzem ceremonii był konferansjer Maciej Gogołkiewicz, który momentalnie oczarował publiczność nie tylko niesamowitą klasą, ale i fenomenalną barwą głosu. A ten nieprzypadkowo wydał się wielu osobom znajomy - Gogołkiewicz jest przecież prezenterem radiowym, lektorem filmów dokumentalnych i "głosem" w reklamach.

Jak na mistrza ceremonii przystało, z wdziękiem i klasą przeprowadzał słuchaczy przez kolejne propozycje repertuarowe, co rusz, niby to mimochodem, przemycając ciekawostki na ich temat. Był perfekcyjnie przygotowany, a odgrywana przez niego rola stanowiła ogniwo idealnie łączące kolejne numery. A tych było niemało - każdy z dwóch niedzielnych koncertów trwał przeszło dwie godziny.

Karnawałowe crème de la crème

W programie znalazło się wszystko to, co podczas koncertu karnawałowego powinno zostać wykonane - od kompozycji Straussów, Johanna seniora i juniora (Polka Trisch - Trasch, Nad pięknym modrym Dunajem), po najsłynniejsze arie operowe i operetkowe, "Brunetki, blondynki" z repertuaru Jana Kiepury, neapolitańska pieśń Funiculì funiculà" powstała w 1880 r. z okazji inauguracji kolei linowo-terenowej (wł. funicolare), prowadzącej na szczyt Wezuwiusza i wiele, wiele innych.

Jednym z najśmieszniejszych punktów wieczoru była parodia najsłynniejszego brindisi, a więc operowego toastu - "Libiamo ne' lieti calici" (Więc pijmy na chwałę miłości) z I aktu opery La Traviata Verdiego i tu trzeba przyznać, że autorski humor, zaprezentowany podczas koncertów, był nie tylko przezabawny, ale i na wysokim poziomie.

Znakomite operowe głosy i utalentowany balet

Największym atutem tego projektu byli jednak soliści: Sylwia Frączek - sopran, Agnieszka Grabowska - sopran, Karolina Jędrzejczyk - sopran, Sławomir Naborczyk - tenor, Tomasz Tracz - tenor i Michał Janicki - baryton. Zachwycali nie tylko warunkami wokalnymi, a głosy mieli silne i piękne, ale też wspaniałą grą aktorską i niesamowitą interakcję w duetach.

Wysoki poziom zaprezentowali też tanczerze baletu: Aleksandra Brzezowska, Jagoda Wojtczak, Arkadiusz Gumny i Krzysztof Szczygieł, choć biorąc pod uwagę rozbudowane układy choreograficzne i niewielką przestrzeń, w dodatku na podeście, jaką mieli do dyspozycji, poprzeczkę mieli postawioną naprawdę wysoko.

Orkiestra piękna, ale zbyt homogeniczna

Jedynym minusem, choć publiczność nieszczególnie zwróciła na niego uwagę, była dość uboga kolorystyka. Orkiestra Księżniczek, choć prezentowała się pięknie, była złożona głównie ze skrzypaczek, z niewielką reprezentacją altówek i wiolonczel. Basowe "um pa pa", tak charakterystyczne dla walców, powierzono fortepianowi i choć pianista był znakomity, a do tego potrafił sam się pośmiać z tej swojej "roli życia", to jednak zespół ogółem brzmiał dość ubogo. "Ale jak to Strauss bez perkusji" - skomentowała nawet jedna ze słuchaczek.

Ten drobny minus nie przyćmił jednak całości, która bez wątpienia zasługuje na wysokie noty. Publiczność najwyraźniej była tego samego zdania, bo nagrodziła wykonawców gromkimi i długimi brawami, a ci zrobili sobie z fanami tradycyjne, pokoncertowe selfie.

Ewa Palińska
Trojmiasto
8 stycznia 2024

Książka tygodnia

Ulisses
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
James Joyce

Trailer tygodnia