Orzeźwiający łyk czystej wody

"Świeczka zgasła" - reż. Jerzy Stuhr - Teatr Telewizji

Humor, zawarty w jednoaktówce Aleksandra Fredry „Świeczka zgasła”, dzisiaj nadal śmieszy, ale prawdziwą przyjemność obcowania z tym tekstem daje dopiero wersja sceniczna. Okazję, by ją obejrzeć, mieliśmy 22 kwietnia. Reakcje zgromadzonej w Studio TVP Katowice publiczności potwierdzały, że Fredro wciąż bawi, a i sam temat relacji damsko-męskich nadal pozostaje aktualny.

Agnieszka Radzikowska i Maciej Stuhr nie mieli łatwego zadania. Spektakl w ich wykonaniu otwierał transmitowane na żywo widowisko „Trzy razy Fredro". W przeciwieństwie do kolegów z Krakowa („Zrzędność i przekora") i Warszawy („Nikt mnie nie zna") nie mogli szukać oparcia w licznym zespole, a najmniejszy fałsz byłby widoczny w dwójnasób. Na dodatek przez większą część przedstawienia grali, nie mając ze sobą kontaktu wzrokowego (Jadwiga i Władysław znajdują się w ciemnej chacie). Warto również wspomnieć, że aktorzy nigdy wcześniej nie występowali wspólnie na scenie („Świeczka zgasła" to debiut Agnieszki Radzikowskiej w Teatrze Telewizji).

Zamiast realistycznego odtworzenia wiejskiej chaty obejrzeliśmy raczej sugestię przestrzeni, w której obserwujemy postaci. Scenografia ograniczała się do kilku niezbędnych rekwizytów, ale nie odwracała uwagi widza od tego, co najistotniejsze: aktora i słowa. Wykonawcy bardzo dobrze poradzili sobie z szermierką słowną, jaką prowadzą ze sobą bohaterowie. Mimo niewątpliwego stresu, spowodowanego faktem transmisji na żywo, żadne z aktorów nie zapomniało swojej kwestii i nie pomyliło się w tekście.

Jadwiga Moniecka to dumna córka wojskowego, nieprzywykła do picia z konewki. Aktorka Teatru Śląskiego początkowo gra słabą, bliską omdlenia kobietkę, przerażoną perspektywą spędzenia nocy z niewychowanym towarzyszem podróży. Z biegiem czasu jednak bohaterka udowadnia, że posiada temperament i potrafi pokazać pazur. Agnieszka Radzikowska emocje postaci wyraża przede wszystkim za pomocą głosu (mimo kostiumu, mającego maskować urodę bohaterki, każde słowo słychać bardzo wyraźnie) i mimiki, a do finału, by ów nie stał się zbyt przesłodzony, wprowadza humor. Z dużą przyjemnością patrzyłem na Macieja Stuhra w roli przewrażliwionego na własnym punkcie Władysława Poraja. Zapada w pamięć wygłaszany podczas jedzenia kartofli monolog bohatera na temat tego, jak kończyły się jego dotychczasowe spotkania z kobietami, zapamiętuje się również ironiczne uwagi mężczyzny pod adresem Jadwigi.

Katowickie przedstawienie dało aktorom możliwość powrotu do klasyki (charakteryzacja, kostium), a także stworzenia czegoś tak rzadko spotykanego w dzisiejszym teatrze, jak charakter. Jerzy Stuhr pokazał Fredrę w najczystszej postaci: bez skrótów, uwspółcześnień i udziwnień. Powstał spektakl, w którym kładzie się nacisk przede wszystkim na dykcję i piękno polszczyzny. W zalewie mniej lub bardziej hochsztaplerskich produkcji „Świeczka zgasła" działa orzeźwiająco jak łyk czystej wody.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
16 maja 2013

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...