Osiecka letnią porą

Lokalizacja została wykorzystana w stu procentach, nie tylko fabularnie, ale też kostiumowo i scenicznie.

Scena Letnia na plaży w Orłowie jest miejscem absolutnie magicznym, którego piękno natury inspiruje i relaksuje. Letni repertuar Teatru Miejskiego w Gdyni oferuje spektakle lekkie i przyjemne, pasujące do plażowej scenerii i wakacyjnego nastroju. W tegorocznym premierowym spektaklu sezonu "Osiecka. Archipelagi" lokalizacja została wykorzystana w stu procentach, nie tylko fabularnie, ale też kostiumowo i scenicznie.

Reżyser Jacek Bała umiejscowił akcję przedstawienia na pokładzie transatlantyku TSS Batory (cóż bardziej gdyńskiego?), na którym poznajemy szereg barwnych postaci opuszczających polski port z nadzieją na lepszą przyszłość za oceanem. Scenariusz powstał w oparciu o teksty Agnieszki Osieckiej, a jej piosenki, fantastycznie wykonane przez zespół aktorski, opowiadają historie bohaterów morskiej podróży. Samo przedstawienie jest właściwie pretekstem do odświeżenia ulubionych utworów i swego rodzaju hołdem dla poetki, której twórczość wciąż towarzyszy nam w drodze przez życie.

Spektakl, choć całkiem nowy, przypomina klimatem stary, dobry musical, ukochany i oglądany po wiele razy. Bystre poczucie humoru, błyskotliwe dialogi i znane wszystkim szlagiery polskiej sceny muzycznej to tylko niektóre elementy składające się na jego sukces. Podczas przedstawienia zapanowała tak swobodna atmosfera, że publiczność spontanicznie dołączyła do śpiewania, klaszcząc w rytm i żywo reagując na żarty. Na półtorej godziny widzowie całkowicie zaangażowali się w "Archipelagi" i można było wyczuć, jak codzienne zmartwienia na chwilę przestały mieć znaczenie.

Scenografia, choć minimalistyczna, nie pozostawiła wątpliwości, że rzecz się dzieje na statku. Scena-pokład w nieskazitelnej bieli, otoczona wiszącymi lampkami, umeblowana stoliczkami i leżakami idealnie współgrała z falującym w tle morzem. Od błękitnego srebra po aksamitną czerń, woda była pięknym drugim planem, ale też wyraźną inspiracją w projektach kostiumów. Sabina Czupryńska nie dość, że zaprojektowała stroje kolorystycznie komponujące się z zapadającym w noc morzem, to aktorzy w kolejnych scenach zawsze dobierali się w grupy tak, żeby ich kostiumy barwą i stylem pasowały do siebie. Przypuszczam, że uzyskanie takiego efektu było wynikiem dobrej współpracy twórców przedstawienia. Kolorystyczny balans jest szczególnie wyraźny w grupowych scenach. Te z kolei były ucztą i dla oka i dla ucha. Zsynchronizowany taniec i śpiew zespołu osiemnastu aktorów to gratka dla miłośników musicali, tym bardziej, że każda grupowa scena powstawała naturalnie i miała swój sens w świecie przedstawionym. Za doskonałe przygotowanie taneczne i wokalne odpowiedzialni byli kolejno Michał Pietrzak i Barbara Czarkowska.

Udanym zabiegiem było rozpoczęcie i zakończenie spektaklu piosenką "Trzeba mi Wielkiej Wody", która opisała charakter wydarzenia a jednocześnie była okazją do wokalnego popisu wszystkich aktorów. Trzeba przyznać, że każdy kolejny utwór gładko wpisywał się fabułę. Dla przykładu, świetnie zaśpiewany "Sing Sing" przez Agnieszkę Bałę, Martę Kadłub, Agatę Moszumańską oraz Małgorzatę Talarczyk, w którym każda z czterech pań była z innego świata (tu Gejsza, tu zakonnica!) utorowało drogę dla następnego numeru, w którym Sing (Maciej Wizner) wciela się bezbłędnie w "Cyganka". Zapadającym w pamięć występem była rola Elżbiety Mrozińskiej. Zaanonsowana w rubryce towarzyskiej rozwódka rozmawia z zainteresowanym nią Marynarzem (przezabawny Szymon Sędrowski) i piosenka "Na Zakręcie" staje się logiczną częścią spotkania. Przeszywający głos aktorki wprawił wszystkich we wzruszenie, jednak zanim widzowie mogli uronić łzę, Mrozińska uspokoiła: "Mówiłam Żartem". Na pokładzie pojawił się cały zespół i piosenka ponownie rozluźniła atmosferę. Równie dobrą solówką zaszczyciła widzów Małgorzata Talarczyk w roli Tancerki Zenobii, wykonując, z przymrużeniem oka, utwór "Wariatka Tańczy".
Jednak czymże byłby koncert Osieckiej bez najpopularniejszej "Małgośki"? Gwiazdą wieczoru była oczywiście Maryla Rodowicz, w tej roli Dorota Lulka, do złudzenia imitując głos piosenkarki. Zachwyt pasażerów "Batorego" oraz całej widowni osiągnął apogeum kiedy na scenę wszedł Stan Borys (Bogdan Smagacki) i rozległa się melodia "Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma".

Jedyną piosenką, która nie została bezpośrednio wpisana w tok wydarzeń była jazzowa "Zielono Mi". Jakub Kornacki oraz Beata Buczek-Żarnecka stworzyli enigmatyczny duet postaci wyjętych jak z baśniowej krainy; przedziwne szmaragdowe stroje i upajające dźwięki muzyki na tle granatowego morza nadały scenie niezwykły wyraz.

Błogi spokój rejsu w końcu został przerwany sztormem, który stał się pretekstem do powstania grupowej sceny kontrolowanego chaosu. Szczegółowo dopracowana choreografia, wyważona kompozycja oraz niezwykła pieśń "Chwalmy Pana", która przybrała formę radosnej modlitwy Siostry Ludgardy (Agnieszka Bała) sprawiły, że była to najlepsza partia całego przedstawienia.

Niestety jedna scena zupełnie nie pasowała, i choć aktorsko wciąż dobra, to robiła wrażenie jakby należała do innego spektaklu. Wykład Profesora Balczaka (Rafał Kowal, który również rozbrajająco zagrał Okularnika) o słowie na "k" nie wynikał z kontekstu wydarzeń i wplątanie wulgaryzmów pomiędzy poezje mistrzyni słowa, myślę, że było zwyczajnie nie na miejscu.

Dobre aktorstwo, przyjemna historia, wypracowana choreografia i ciekawe kostiumy, wszystko to sprawiło, że muzyczny spektakl "Osiecka. Archipelagi" okazał się piękną, delikatnie sentymentalną, propozycją na letni wieczór. Owacje na stojąco i wołanie o bis dodatkowo potwierdziły sukces sztuki.

Dorota Wierzbicka
Dziennik Teatralny
13 sierpnia 2019
Portrety
Jacek Bała

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia