Ostateczny tryumf systemu korporacji

"Frank V..." - Teatr im.Słowackiego w Krakowie

Teatr im. Słowackiego w formie lekkiej czarnej komedii opartej o tekst Dürrenmatta dowodzi siły zakorzenionego w ludziach instynktu drapieżnego kapitalizmu. "Komedia bankierska" pokazuje, że nawet jeśli ktoś usilnie będzie się starał rozsadzić ten system od środka, zawsze znajdzie się ktoś inny, gotowy przejąć pałeczkę i poprowadzić dzieło dalej...

Jak zapowiada sam tytuł, „Frank V...” jest komedią i to komedią niewątpliwie czarną, w której trup ściele się często i gęsto. Przedstawia historię Franka V i jego żony, którzy po latach oszustw, wyzysku i morderstw postanawiają naprawić swoje życie, zaczynając od... jeszcze większej ilości morderstw. Niestety, nie dane im będzie odnieść sukcesu. Ich dzieci, całe życie izolowane przez rodziców od ciemnej strony ich życia i wychowywane w świetle ideałów, zdemoralizowały się na własną rękę i postanowiły za wszelką cenę kontynuować dzieło przodków. System korporacji ocaleje i będzie rozwijał się dalej... 

Komediowa konwencja jest w spektaklu niewątpliwie konsekwentnie obecna. Widać ją szczególnie w sposobie, w jaki pokazywana jest zasada funkcjonowania demonicznego banku - którego pracownicy przedzierzgają się przy pomocy tropikalnego kapelusza w brazylijskich pirotechników, by naciągać naiwne milionerki, a pracownice jako kobiety lekkich obyczajów wyłudzają od klientów z powrotem wypłacone z konta pieniądze.  

Jest to jednak komedia dość specyficzna, co najlepiej podkreśla fakt, że na sali nieśmiały śmieszek rozległ się zaledwie parokrotnie. Przez „Komedię bankierską” przebija się jakby niechcąco pewna nuta serio, która obraca czarną komedię w tekst momentami bardziej prawdziwy i przerażający, niż można by się spodziewać. Przez powłoczkę farsy prześwituje jakby brechtowskie ostrzeżenie przed okrucieństwami wypaczonego kapitalizmu, uosabianego przez bank Franka V. 

I rzeczywiście, historia o tym, jak gigantyczne przedsiębiorstwo opiera swoją potęgę na szantażu i oszustwie, gdzie jednostki wsysane w ten straszliwy mechanizm stopniowo pozbawiane są nie tylko samodzielności, ale również sumienia, a wszystko to pod płaszczykiem obłudnej dobrotliwości - to temat jakby wyjęty z Brechta. Nie dziwi więc, że Krzysztof Babicki zdecydował się na przyjęcie pseudo-brechtowskiej konwencji, opierając efekt sceniczny na przerysowaniu, sztuczności i grotesce, a do tego przeplatając całą historię wpadającymi w ucho songami.  

Niewątpliwie to właśnie muzyka grana na żywo przez orkiestrę oraz dowcipne, błyskotliwe teksty piosenek stanowią największy atut tego spektaklu. Dzięki nim dość jednolita, wręcz monotonna formuła nie nuży tak bardzo, a groteskowość i komizm zostają odpowiednio uwypuklone. 

Przedstawienie trzyma stały poziom, ale jest jednak zupełnie pozbawione fajerwerków, pomijając występ Beaty Fudalej, zdecydowanie przewyższającej poziom (szczególnie wokalny) reszty obsady i wspaniale komiczne wybuchy złości Krzysztofa Jędryska, ujawniającego autentyczny talent komediowy.

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
14 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia