Ostatni z "Wielkiej Trójki"

pogrzeb Zbigniewa Zapasiewicza

W środę na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach pożegnamy zmarłego w miniony wtorek wybitnego aktora i reżysera Zbigniewa Zapasiewicza.

Warto przypomnieć, że miał on też epizody poznańskie. Grał i reżyserował w Scenie na Piętrze. Interpretował teksty w spektaklach "Verba Sacra". Był narratorem w zrealizowanym przez poznańskie Studio Filmów Animowanych serialu "14 bajek z Królestwa Lailonii Leszka Kołakowskiego". 

W Scenie na Piętrze po raz pierwszy oklaskiwaliśmy Go na początku lat 80. w spektaklu "O winie, zbrodni i zmartwychwstaniu przez miłość" według Fiodora Dostojewskiego w reżyserii Stanisława Brejdyganta. Druga połowa lat 80. przyniosła sztukę "Sami ze wszystkimi" Aleksandra Gelmana w reżyserii Marka Okopińskiego, w której zagrał z Barbarą Wrzesińską oraz "Lustra" Dimitrija Frenkela Franka. Zapasiewicz reżyserował tę sztukę i zagrał w niej ze swą żoną Olgą Sawicką. Z nią również wystąpił w "Kwiatach polskich" oraz w "Powrocie pana Cogito". Sawicka razem z Leonem Charewiczem i Sławomirem Orzechowskim zagrała również w wyreżyserowanej przez Zapasiewicza w 2003 roku "Ławeczce" Gelmana. Oglądaliśmy go również w cyklu "Ring". 

- Charakterystyczne dla Zapasiewicza było to, że uwielbiał pracować nad sztuką bardziej, niż potem w niej grać. Często wahał się, czy jest twórcą czy odtwórcą. Jego zdaniem twórcą mógł być reżyser czy scenarzysta albo autor sztuki. Opowiadał, że na pewnym spotkaniu z publicznością, gdy jedni chwalili Go, że jest wspaniałym twórcą, inni, że odtwórcą, a on ciągle miał wątpliwości, pewien mężczyzna wstał i powiedział:- Panie Zapasiewicz niech pan się nie przejmuje. Pan jest dotwórcą. Taki sposób myślenia bardzo Mu się spodobał. W pracy był inny. Nie było u niego takich emocji jak u innych reżyserów, ale był niezwykle precyzyjny. Wiedział, czego chce, ale dawał się przekonywać, jeśli znalazło się rozsądny argument - wspomina szef Sceny na Piętrze Romuald Grząślewicz. 

Związany również ze Sceną Piotr Żurowski dodaje: - Gdy zaczęły się próby do "Ławeczki", Mistrz omawiał ze mną sprawy związane z dźwiękiem, słuchał moich sugestii, a nawet raczył kilka z nich wprowadzić do spektaklu. Zrezygnował dość łatwo z lampy parkowej, kubła na śmieci i wszystkich efektów dźwiękowych. Zostało to, co najważniejsze - tytułowa ławeczka i znakomity tekst, piękne romanse i doskonałe kreacje aktorskie. Myślę, że ludzie wielcy i wybitni potrafią iść na ustępstwa. 

Premiera "Ławeczki" była artystycznym sukcesem. Uczestniczyliśmy wkilku festiwalach teatralnych. Nie wiedziałem jednak, że na każdy spektakl będzie przyjeżdżał Mistrz, by wszystkiego dopilnować. Jego oddech czułem zawsze na plecach, ale najczęściej było to serdeczne klepnięcie po ramieniu. 

Animator i reżyser cyklu "Verba Sacra" Przemysław Basiński wspomina: - Pamiętam Go od studiów na Wydziale Reżyserii w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Był jednym z najbardziej lubianych naszych pedagogów. Był nie tylko człowiekiem, który potrafił rozmawiać na każdy temat, ale również ciekawie postawić problem artystyczny. Doświadczyłem tego, gdy realizowałem ćwiczenie z Różewicza. Nie czułem tego od strony psychologicznej. Wtedy On powiedział, że niektóre rzeczy można zrobić technicznie. A ponieważ w tej scenie występowały dwie dziewczyny, stwierdził, że można rzecz rozwiązać poprzez ich sposób mówienia i scena została ustawiona. Był na obronie mojej pracy dyplomowej, a potem spotkaliśmy się na "Verba Sacra". Jego interpretacja "Kazań" Piotra Skargi była wielkim przeżyciem nie tylko dla stałych bywalców, ale i dla tych, którzy przyszli okazjonalnie. Pamiętam, że jeden z polityków przeżył szok, że tekst sprzed kilkuset lat w takiej interpretacji jest tak niesamowity. Pamiętamy też, jakie ogromne wrażenie wywołał interpretacją tekstów Herberta podczas "Wielkiej gali herbertowskiej". Jeszcze dwa tygodnie temu rozmawialiśmy o planach. W listopadzie miał przyjechać na "Wielką galę Beniowskiego". Był moim zdaniem jedynym aktorem, który dzierżył rząd dusz po Holoubku i Łomnickim. Odszedł ostatni z tej najwyższej półki. Należał do elity, która potrafiła mówić teksty najstarsze, jak i współczesne. Wśród tych, którzy użyczali głosów postaciom występującym w serialu "14 bajek z Królestwa Lailonii", był aktor poznańskiego Teatru Nowego Aleksander Machalica. Ze Zbigniewem Zapasiewiczem zetknął się jednak już wcześniej i tak Go wspomina: 

- Przy realizagi wspomnianego serialu nie mieliśmy kontaktu, ponieważ każda partia nagrywana była osobno i narrację Zbigniew Zapasiewicz nagrywał sam. Natomiast graliśmy razem przez kilka sezonów w "Iwonie księżniczce Burgunda" Gombrowicza w reżyserii Zygmunta Hubnera, w warszawskim Teatrze Powszechnym. On grał tam króla i była to j edna z Jego ważniejszych ról. Ja grałem księcia. Była to dość trudna praca, ponieważ była to moja pierwsza rola w tym teatrze. Wejście w tak dobry zespół jest zawsze dla młodego aktora ogromnym obciążeniem. Zapasiewicz wykazywał mnóstwo cierpliwości i niemalże po ojcowsku przymykał oko na pewne błędy i pomyłki, jakie zdarzały się młodemu aktorowi. W najtrudniejszych momentach wyciągał pomocną dłoń. Robił to bardzo delikatnie i nie chciał, aby to było zauważone. Kiedy zapytałem go kiedyś wprost, co by mi poradził, aby tę rolę podnieść na wyższy poziom, nie odezwał się. Jakby mnie zbył. Wolał robić to dyskretnie, niezauważalnie. Tu objawiał się jego talent pedagogiczny. Kto wie, może gdyby zaczął wobec mnie mieć jakieś ostre uwagi, przyniosłoby to odwrotny efekt ? Może bym się zamknął, może nie miałbym odwagi? Tym bardziej że tobyłteżijego pierwszy sezon w Teatrze Powszechnym i budził powszechny respekt jako aktor na scenie, ale mimo wszystko był bardzo przyjazny i pomocny w pracy.

Marek Zaradniak
Polska Głos Wielkopolski
22 lipca 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia