Ostatnia gorąca noc wolności

"Warszawa" - reż: Andrzej Strzelecki - Teatr Telewizji

Andrzej Strzelecki stworzył w Teatrze Telewizji wzruszające, ale nieprzesłodzone, muzyczne epitafium dedykowane przedwojennej stolicy.

Na kanwie starych szlagierów reżyser nakreślił portret elit rządowych, ludzi kabaretu i półświatka. Najwięcej o niebanalnym spektaklu autora "Złego zachowania" mówi scena rozgrywająca się już w pierwszych dniach wojny: do rannego inspektora policji (Witold Dębicki) przychodzi ścigany przez niego od lat złodziej (Jacek Braciak). Z bandażami i morfiną. Przejmuje je salowa (Beata Ścibakówna) - pracująca społecznie żona wiceministra spraw zagranicznych. 

Wszystkich łączy postać tajemniczego Stacha (Przemysław Sadowski), króla stołecznego półświatka, przestępcy doskonałego. Po ucieczce z więzienia w ostatnią noc przed wybuchem wojny pojawia się w garderobie kabaretowej piękności (Wiktoria Gorodeckaja), garsonierze wiceministra MSZ, spelunce na Podwalu i atelier fotograficznym, gdzie wyrabia fałszywy paszport. Nie napiszę dla kogo, bo popsułbym przyjemność odkrywania tajemnic bohaterów "Warszawy". Dodam tylko, że dużą rolę grają drogocenny naszyjnik, złoty zegarek i pieniądze pochodzące z rabunku. Motywem przewodnim są przedwojenne szlagiery wykonywane w eleganckim kabarecie. 

Kiedy usłyszałem "Czarną Mańkę" śpiewaną przez Wiktorię Gorodeckają, nie chciało mi się wierzyć, by w miejscu, gdzie bywają panie w wytwornych toaletach i panowie w smokingach, prezentowano przebój zabijaków z Woli i Czerniakowa, a także "Bal na Gnojnej". 

Warto jednak przystać na konwencję daleko posuniętej umowności. Kluczem do niej jest inny szlagier - "Zagraj Antoś tango" o filharmoniku, który dorabia nocą w podejrzanych nocnych lokalach. To oczywiste, że Strzeleckiemu chodziło o coś więcej niż pokazanie jeszcze jednego martyrologicznego, grzecznego obrazka. Wolał ukazać barwną tkankę powikłanych związków w mieście, które kipiało życiem dzień i noc. Miłość, co udowodnił, przekraczała granice majątkowe, społeczne, narodowościowe i religijne. Taka miłość, jaką opiewała Ordonka: która wszystko wybaczy. Wobec wojny nic więcej nie miało zresztą znaczenia, Warszawiacy zaś czuli solidarność, o jakiej pisał Broniewski w "Bagnecie na broń". 

Im bliżej finału - tym więcej zaskakujących wątków, m.in. współczesny z warszawskim skejterem przed pomnikiem małego powstańca. Pośród wielu wspaniałych aktorów - Sławomira Orzechowskiego, Piotra Machalicy, Wiktora Zborowskiego, Mariana Kociniaka, najlepsza jest Stanisława Celińska. Jako Mamuśka.

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
5 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia