Ostatnie wcielenie Bosemana

„Ma Rainey: Matka bluesa" - reż. George C. Wolfe - Netflix

Dotychczas na potrzeby portalu Dziennik Teatralny recenzowałem przedstawienia teatralne. Tym razem omówię film aktorski wyprodukowany przez Netflixa, będący adaptacją sztuki teatralnej „Ma Rainey's Black Bottom" Augusta Wilsona, w Polsce znany jako „Ma Rainey: Matka Bluesa".

Historia jest inspirowana biografią legendarnej wśród mniejszości afroamerykańskiej piosenkarki bluesowej Ma Rainey i jej zespołu „Ma Rainey's Black Buttom" działającego w pierwszej połowie XX wieku. Akcja filmu ma miejsce w 1927 roku w studiu nagraniowym, w którym bohaterowie próbują nagrać nową płytę. Nie będzie to jednak proste zadanie – panuje silny upał, Ma Rainey spóźnia się na spotkanie m.in. przez wypadek samochodowy, jeden z członków zespołu wszczyna awantury, a to dopiero początek fali konfliktów jakie będą miały miejsce w trakcie tego jednego dnia.

Za reżyserię odpowiadał George C. Wolfe, a za scenariusz Ruben Santiago-Hudson – obaj panowie posiadają skromną filmografię. Ciekawiej za to prezentuje się cała reszta. Jednym z producentów był Denzel Washington, który w 2016 wyprodukował film „Płoty" (Fences), również adaptację sztuki teatralnej Augusta Wilsona poruszającej problematykę czarnoskórej ludności w Ameryce w czasach segregacji rasowej. Najgłośniej jednak jest wokół obsady. W rolach głównych wystąpiły dwie duże persony – Viola Davies (laureatka Oscara za najlepszą żeńską rolę drugoplanową w filmie „Płoty") jako Ma Rainey, oraz zmarły niedawno Chadwick Boseman dla którego to była ostatnia rola w karierze. Dla zachodniej widowni szczególnie obecność zmarłego aktora jest ważna – Chadwick Boseman był jednym z najpopularniejszych, czarnoskórych aktorów ostatnich lat, regularnie wcielał się w ważne dla Afroamerykanów ikony jak James Brown (Get Up), Jackie Robinson (42), czy Czarna Pantera, samemu stając się inspiracją dla milionów ludzi. Film zdążył już wygrać nagrodę Bostońskiego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych (BSFC) za najlepszą obsadę, oraz dostał nominację do nagrody Gotham dla Chadwicka Bosemana za najlepszą rolę. Zebrał również masę pozytywnych recenzji na Zachodzie, prognozy wskazują nawet na liczne nominacje do Oscara w najważniejszych kategoriach.

Teatr streamingu

„Ma Rainey: Matka bluesa" posiada widoczne, teatralne korzenie. Jest to bardzo kameralny film, ocierający się o teatr telewizji – mamy zaledwie kilka małych pomieszczeń i kilku aktorów. Reżyser oszczędza wyszukanych zabiegów narracyjnych opowiadając swoją historię bardzo prosto i klasycznie, skupiając się na dialogach i występach aktorskich.

Akcja ma miejsce w czasach segregacji rasowej. Obserwujemy grupę sławnych, czarnoskórych muzyków, czyli teoretycznie najbardziej uprzywilejowanych Afroamerykanów, którzy teoretycznie mogą dyktować warunki białym producentom. Jednak jakiekolwiek przywileje, luksusy są bardzo złudne. Producenci bynajmniej nie traktują ich jak gwiazd muzyki, a źródło zarobku, które można wymienić. Niby zespół Ma Rainey Black Bottom dostaje studio nagraniowe, ale nie ma zapewnionych komfortowych warunków, nawet zakup butelki Coli stanowi dla nich problem. W trakcie całego seansu Ma Rainey stara się wykorzystać swój status. Jest wobec producentów arogancka, niecierpliwa, agresywna, cały czas wymusza nowe warunki i szantażuje, ponieważ widzi, że tylko w taki sposób, może wywalczyć swoją pozycję.

Członków zespołu dzieli przepaść pokoleniowa – mamy wśród nich starszych, bogobojnych i pogodzonych ze swoim losem mężczyzn, oraz wciąż młodego Levea, trąbkarza granego przez Chadwicka Bosemana. On najmocniej wyłamuje się z grupy, posiada ambicje o założeniu własnego zespołu, wymusza zmiany, nowe podejście do muzyki które nie odpowiada starszym kolegom. Sam aktor paradoksalnie dostaje więcej czasu ekranowego, niż odtwórczyni tytułowej roli i posiada najbardziej emocjonalne sceny. Boseman zrywa ze swoim emploi – nie jest już pomnikowym bohaterem, ale kimś dużo bardziej ludzkim, a nawet żałosnym. Levee, podobnie jak Ma Rainey próbuje za wszelką cenę podkreślić swoją wartość, skupić na sobie uwagę, wywyższając się, awanturując. W przypadku trąbkarza poznajemy więcej kontekstu – bohater wyznaje, że w dzieciństwie on i jego rodzina padli ofiarą brutalnego napadu na tle rasowym. Te wydarzenia ukształciły go – uświadomił sobie swoją wartość, oraz jak brutalny, porzucany przez Boga jest świat. Starcie między Leveem, a resztą zespołu ociera się o kwestię różnic artystycznych, postawy wobec segregacji rasowej, a nawet religii. Niepozorny dzień, który zaczyna się kłótnią o nowe buty, kończy się tragedią.

Artyści kierowani przez rzemieślników

George C. Wolfe próbuje sporo powiedzieć w swoim filmie, ale niestety ilość podjętych tematów delikatnie go przerosła. Zabrakło tutaj lepszego bilansu i motywu przewodniego. Wątek Levea jest najbardziej emocjonalny ze wszystkich, ale niknie pod natłokiem innych postaci. Spoiwem całej historii ma być nagranie jednej płyty, ale nie jest to wystarczająco atrakcyjne i emocjonujące, aby skupiało uwagę widza od początku do końca. „Ma Rainey: Matka bluesa" posiada nierówne tempo, skacząc od bardzo powolnych dialogów o muzyce, do dramatycznych monologów poruszających temat rasizmu.

Oprawa wizualna również prezentuje się nierówno. Większość filmu ma miejsce w zamkniętych pomieszczeniach, co tworzy teatralny klimat. Ale ilekroć przenosimy się na zewnątrz, powstaje pewien dysonans – może to kwestia cyfrowej kamery, lub oświetlenia, ale sceny te bija straszną sztucznością. Wszystko wygląda syntetycznie, jakbyśmy oglądali tanią produkcję telewizyjną, co zwyczajnie wytrąca z seansu i wygląda nieprzyjemnie dla oczów.

Podsumowanie

„Ma Rainey: Matka bluesa" nie posiada tak angażującej historii jak „Płoty", ale warto zainteresować się tą produkcją chociażby dla Chadwicka Bosemana, w swojej najlepszej i niestety ostatniej roli.

Michał Nadolle
Dziennik Teatralny Poznań
16 stycznia 2021
Teatry
Netflix
Portrety
George C. Wolfe

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia