Oswajanie z ateizacją życia
"Klątwa..." - reż. Monika Strzępka - Teatr IMKA w WarszawieWarto zastanowić się, gdzie mieści się centrala, skąd idą dyspozycje do realizowania antykatolickiego, zbrodniczego scenariusza we wszystkich przestrzeniach naszego życia.
Premiera "Lekcji religii" autorstwa duetu Strzępka - Demirski w Teatrze Imka w Warszawie może wprowadzić publiczność w błąd. Bo jeśli widz zasugerowany tytułem przedstawienia przychodzi na spektakl z nastawieniem, że znajdzie w nim przestrzeń, z którą duchowo może się identyfikować, to się zawiedzie. Spektakl powinien nosić tytuł "Lekcja antyreligii". Rzecz napisana i zrealizowana ze skrajnie lewicowych pozycji.
Jest aktor udający księdza (Dobromir Dymecki), jest stół udający ołtarz, jest scena udająca Mszę, są słowa modlitwy wypowiadane przedrzeźniająco przez aktora przebranego za księdza. Wszystko to odbywa się przy huraganach śmiechu na widowni. A przebrany za księdza aktor po obnażeniu do pasa udaje Chrystusa. Celowo obnosi niby biczowaniem poranione plecy. Jest mściwy, wulgarny. Samo zło. Przyszedł na świat, bo nastały już czasy ostateczne. Następuje ponowny chrzest w jakimś brudnym bajorku. Parodia liturgii miesza się tu z piekłem i wulgaryzmami. Miejsce "akcji" raz tu, raz tam, wszędzie. Także w Watykanie, gdzie - jak mówią aktorzy - w piwnicach papież trzyma diabła od dwóch tysięcy lat. W tym chaosie wszystkiego nie braknie kpiny z nawróceń i egzorcyzmów (nadgorliwa w tej roli Klara Bielawka). Wszystko jest ośmieszone, zbanalizowane, łącznie ze straszeniem piekłem. W rozmaite postaci wchodzi duch innych, znanych polityków (Krzysztof Dracz tak się zagrywa, że już sam nie wie, kim jest w danym momencie). Bieganina, rzucanie się na ziemię, bełkot. Nic z tego nie wynika. Aktorzy plączą się po scenie, nie wiadomo w jakim celu.
Bluźniercy w akcji
"Lekcja religii" to drugi odcinek serialu teatralnego "Klątwa" autorstwa Pawła Demirskiego (grafomania) i Moniki Strzępki (reżyseria, cóż za amatorstwo!). Pytam: po co to wszystko? I jak długo można pokazywać wciąż to samo: parodię Jezusa Chrystusa? Nie dość, że było w pierwszym odcinku? Zdaje się, że we wszystkich następnych tandem Strzępka - Demirski będzie bezkarnie obrażać widzów karykaturą Chrystusa i zgranymi już do cna "numerami".
Tłumaczenie się w takich przypadkach wolnością artystyczną jest tu nadużyciem i tezą już z założenia fałszywą. Bo wolność w twórczości artystycznej, na szczęście, ma swoje granice. Kończy się tam, gdzie zaczyna się przestrzeń wolności drugiego człowieka, a więc przestrzeń naszego systemu wartości, którego artysta nie ma moralnego ani żadnego innego prawa nam zabierać, deprecjonować, niszczyć. W przeciwnym razie wolność artystyczna jest działaniem destruktywnym i nie powinna mieć prawa bytu. Sztuka ma budować, a nie niszczyć i szczuć jednych na drugich.
Żyjemy dziś w okresie rewolucji aksjologicznej. Wartości moralne, estetyczne, poznawcze, religijne, kulturowe są nieustannie poddawane brutalnemu rewizjonizmowi. Także w teatrach. Wartości związane z etyczną koncepcją dobra (co powinno stanowić stały i nieodłączny składnik sztuki) są obecnie bezwzględnie zabijane poprzez takie przedsięwzięcia teatralne, jak m.in. "Lekcja religii" i inne przedstawienia Moniki Strzępki czy Jana Klaty, Michała Zadary, Mai Kleczewskiej i jeszcze paru innych niszczycieli teatru, którzy przejęli dziś reżyserię w teatrach w całej Polsce.
Oglądamy zatem spektakle wyprane z intelektu i wszelkich wartości. A wszystkie są podobne bez względu na to, kto je wyreżyserował. Bo ci tzw. artyści "zżynają" od siebie wzajemnie owe nieszczęsne pomysły i pseudoestetykę. Toteż wszystkie te spektakle łączy przede wszystkim chaos, brak spójności artystycznej i myślowej, brak logicznych rozwiązań scenicznych, a głównym elementem spektakli jest szokowanie widza obscenami oraz uderzanie w Kościół katolicki, w kapłanów, ośmieszanie symboliki religijnej, nierzadko nawet szydzenie z Męki Chrystusowej. I jakby tego było mało na rodzimych scenach, to jeszcze sprowadza się podobne "badziewie" także z zagranicy, i to za niemałe pieniądze. Nasze pieniądze, podatników. Najnowszy przykład takiej samowoli mamy w osobie Michała Merczyńskiego, dyrektora Malta Festival w Poznaniu, który z całą premedytacją, perfidnie, wbrew ogromnej rzeszy Polaków katolików zaprosił na festiwal spektakl "Golgota - Picnic", którego twórca, marnej klasy reżyser, Argentyńczyk Rodrigo Garcia w obrzydliwy sposób szydzi z cierpień i śmierci Chrystusa na krzyżu.
Przecież są przepisy dotyczące obrazy uczuć religijnych zawarte w kodeksie karnym, które mówią, że za znieważenie przedmiotu czci religijnej grożą dwa lata więzienia. Wydawałoby się, że powinno to być przestrogą dla tzw. artystów bluźnierców, bo chyba żaden z nich nie chciałby mieć w swoich dokumentach wpisu, że jako przestępca (bo złamał prawo) przesiedział w kryminale dwa lata. Tymczasem, jak widzimy, nikt się tego nie obawia. A nie obawia się dlatego, że na taką przestępczą działalność (bo to jest przestępcza działalność) istnieje nie tylko przyzwolenie ze strony obecnej władzy, ale wręcz zachęta. Bo skoro władze finansują ową przestępczą działalność pseudoartystów, to znaczy, że zachęcają do dalszej takiej właśnie działalności.
Przesuwanie granic
W tej sytuacji pseudoartysta, Argentyńczyk Rodrigo Garcia bez przeszkód przyjeżdża do naszej Ojczyzny, ma prezentować swoje antyartystyczne przedsięwzięcie z pogranicza pornografii, znieważające Mękę Chrystusa na krzyżu, obrażając nas tym do żywego i jeszcze za to my, Polacy, jako podatnicy płacimy ciężko przez nas zapracowane pieniądze. Takiej działalności dyrektora Merczyńskiego nie można inaczej nazwać jak procederem. Ale widocznie dyrektor festiwalu ma tak silne poparcie władz, że czuje się bezkarny i może robić, co tylko zechce, szafując publicznymi pieniędzmi i boleśnie raniąc uczucia katolików.
Na szczęście tym razem nie ma przyzwolenia społecznego. Trwają protesty, organizuje się młodzież, ludzie z całej Polski "skrzykują się", by wziąć udział w poznańskiej manifestacji sprzeciwu. Ale dyrektor Michał Merczyński wespół z władzami nic sobie z tego nie robi. W internecie aż huczy od wielkiego wzburzenia. W jednym z wpisów czytam: "Należy przygotować pozew zbiorowy przeciw artyście i kolaborantom, którzy chcą wesprzeć obrazoburcze szkodliwe pomysły". Nic dodać, nic ująć.
Każdy kolejny obrazoburczy spektakl jest następnym krokiem do zbadania, na ile owi pseudoartyści mogą sobie pozwolić. Czy raczej, na ile my im pozwolimy. Jak dotąd, wyraźnie pozwalają sobie na coraz więcej. To jest krok po kroku tzw. oswajanie publiczności z ateizacją życia. Do czego walnie przyczynia się dziś teatr. Na przeszkodzie tworzenia nowego świata bez Boga stoi krzyż. Dlatego jest nieustannie atakowany, ośmieszany, wyszydzany, banalizowany. Chodzi o wyparcie hierarchii wartości związanych poprzez krzyż z Chrystusem i co za tym idzie celowe wprowadzanie zamętu do pełnego zrozumienia sensu życia. Od poczęcia do naturalnej śmierci.
Może warto by zastanowić się, gdzie mieści się centrala, skąd idą dyspozycje do realizowania owego antykatolickiego, zbrodniczego scenariusza we wszystkich przestrzeniach naszego życia. Najbardziej widoczna jest tu wściekła nienawiść środowisk liberalno-lewicowych przejawiająca się w bezpardonowych atakach na Kościół katolicki i jego kapłanów raz po raz pomawianych o najrozmaitsze, najstraszniejsze rzeczy. Ten terror medialny i jego okrutne konsekwencje to współczesny rodzaj męczeństwa, jakie dźwiga Kościół katolicki, księża i wierni, w obronie Chrystusowego krzyża.