Oszołomienie

"Maskarada" - reż. Nikołaj Kolada - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Taki blask i taki labirynt. Z zamglonych Plant wchodzi się w jasny i duży hol. Witają panowie w garniturach, sprawdzają bilety. Przygodą jest już szukanie miejsca – choćby miało się je na parterze, to z ciekawości można nagle zabłądzić na trzeci balkon, żeby spojrzeć na wszystko z góry. Przed samym spektaklem niemal z otwartymi ustami patrzy się na złoty sufit, czerwone dywany, operowy wystrój dużej sceny... Aż w końcu gasną światła. I oszołomienie nie opuszcza.

Słabo oświetlone wrota w głębi sceny nagle stają przed nami w całej okazałości. Otwierają się, a zza nich wychodzą w dwóch kolumnach ubrani na biało aktorzy. Stają w szeregu, wywołując silne wrażenie. Podniosła muzyka dopełnia całości. Wszystkie ruchy wykonują w jednym rytmie, stają się jakby „wytresowaną", gotową na wszystko, zwartą, białą masą. Już od początku podjęta jest pewna gra z widzem: białe postaci chowają się za trójwymiarowymi obrazkami dzikich zwierząt, a potem nagle wpadają w papierowe twarze, ozdobione kolorowymi chustkami. Te maski mają tylko zaznaczony kolorem odcień – być może towarzyszącej emocji. Zwierzęta na obrazkach wydają się nieco odrealnione, dziwne, zaś cały biały „orszak" będzie towarzyszył historii do końca i pojawiał się jako przerywnik czy też niemy chór lub choreograficzny, metaforyczny komentarz. Momentów refleksji natomiast nie brakuje.

Dodatkowo jest też tu element zabawy. Pewnej lekkości, która jest bardzo dobrym kontrastem do dramatycznej historii. Mamy tu „przegięte" aktorstwo, idealnie wpisujące się w formę widowiska – gdzieś na przecięciu teatru, opery i music hallu. Kiedy patrzymy na Radosława Krzyżowskiego jako Arbienina lub Rafała Szumerę jako księcia Zwiezdicza można odnieść wrażenie, że oni z dużą dozą pobłażliwości traktują szeroki gest czy sam dialog, często podawany w przerysowany sposób. Nie opuszcza mnie tu skojarzenie z jednym z najlepszych filmów animowanych w historii – „Królem lwem" w reż. Roba Minknoffa i Rogera Allersa. Arbienin mógłby być Skazą, a Zwiezdicz Simbą. Ich charaktery są bardzo mocne, wyraziste i od początku w tym samym stopniu zależą od siebie, co ze sobą (nawet podświadomie) rywalizują.

Niezwykła jest tu też scenografia, której de facto... właściwie nie ma! Jedyne elementy to wspomniane już wielkie drzwi, otoczone z dwóch stron obrotowymi kulisami. Dzięki nim nastrój pomieszczenia może zmienić się błyskawicznie – od dyskotekowej sali po mroczne wnętrze pałacu czy elegancką komnatę z lustrzanymi ścianami, zwielokrotniającymi odbicia bohaterów. Spektakl ze względu na rozmach i udane połączenie epoki ze współczesnością może też przypominać nakręconą w zeszłym roku, nową wersję „Wielkiego Gatsby'ego" w reż. Baza Luhrmanna. Intryga w wyższych sferach, oblana jednak często dyskotekowym światłem; nowoczesny taniec w połączeniu z prawdziwym dramatem człowieka to wyraźne cechy zarówno spektaklu, jak i wspomnianego filmu.

„Maskarada" w reż. Nikołaja Kolady to widowisko, które nie daje odpocząć. Kolejne elementy układanki dokładane są stopniowo, natomiast całości dopełniają nagłe zwroty akcji. Nic nie jest oczywiste, ludzie mają wiele twarzy, a tragiczne pomyłki zaważają na życiu niejednej osoby. To długi spektakl, który mimo użycia efektów, świetnie broni się przed efekciarstwem równowagą w ich doborze. Widzimy wielki świat, tworzony przez jednostki: białe kropki na tle kolorowego świata w czarnej otchłani zła. Przeżywamy, podziwiamy, a w czasie antraktu zastanawiamy się jak to wszystko może się zakończyć. To świat, w którym kobieta kobiecie wilkiem, a mężczyzna mężczyźnie bratem lub śmiertelnym wrogiem – fantastyczny spektakl o świecie, gdzie nie uznaje się półśrodków, a główną wartością jest honor.

 

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
18 listopada 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia