Oto współczesne Fatum

"Sex Machine" - reż: Tomasz Man - Teatr Polskiego Radia

W październiku ubiegłego roku Maciej Kowalewski zapowiadał, że Tomasz Man napisał specjalnie dla Teatru na Woli dramat "Sex Machine". W lutym 2010 miała mieć miejsce premiera tej "rockowej wersji kompleksu Edypa", a w rolę Syna miał wcielić się Adam Woronowicz. Na razie jednak mogliśmy poznać jedynie wersję radiową tego tekstu, wyemitowaną w Scenie Teatralnej Trójki. Autor i reżyser mówił, że chciał w tym dramacie pójść o krok dalej niż w "Matce i lamparcie". Faktycznie, w zestawieniu z "Sex Machine" "111" czy "Cięcie" wydają się - jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało - mało drastyczne. Jest jednak coś, co łączy najnowszy dramat wrocławskiego dramaturga z wyżej wymienionymi tytułami - znów otrzymujemy skonstruowaną z matematyczną precyzją psychologiczną historię, w ktorej autor znakomicie stopniuje napięcie.

Wczoraj były zaręczyny, jutro – ślub. Zazdrosna o narzeczoną Syna Matka robi mężczyźnie awantury (on nazywa je „cyrkiem” i „spektaklami”) - niszczy jego ubranie (pisakiem potraktowała koszulę, krawat wrzuciła do toalety), tłucze talerze, rzuca sztućcami. Syn każe Matce opuścić dom, kobieta prosi o jeden dzień na spakowanie swoich rzeczy. Nieświadom podstępu z jej strony Syn zgadza się…  

W tym dramacie żaden przedmiot i żadne słowo nie pojawiają się bez powodu – Matka przynosi z piwnicy pamiątkę z dzieciństwa, kawałek lustra, by wręczyć go – jak mówi, na szczęście – Dziewczynie, Syn – mając dość ataków złości kobiety – chce utrwalić je za pomocą kamery, by posłużyły jako dowód w prokuraturze. Matka ostrzega, że ślub zamieni się w pogrzeb, znaczący jest również tytuł filmu dokumentalnego, jaki ogląda Dziewczyna – „Jak się skończy świat?”. W spektaklu pojawia się również sporo aluzji, antycypujących finałowy akt kazirodztwa – kiedy Matka mówi Dziewczynie „Mnie zawdzięczasz, jaki jest!”, ta odpowiada: „On potrzebuje kobiety! Ja nią jestem! Nie będziesz się z nim całować, nie będziesz go pieścić, nie pójdziesz z nim do łóżka, bo jesteś matką!”. Kiedy kobieta upija Syna białym winem, rozbiera się, mówi, że po alkoholu ma nieprzyzowite myśli i przypomina, jak w trakcie wycieczki do Grecji miejscowi wzięli ich za małżeństwo, ciąg dalszy jest bardzo przewidywalny…

Tomasz Man stylizuje tekst na kształt tragedii antycznej – dramat otwiera cytat z „Medei” („Wolałabym / trzykroć / Z tarczą w bój ruszyć, / niźli raz urodzić!”), Matka – podobnie, jak bohaterka Eurypidesa – zabija swoją rywalkę, funkcję Posłańca pełni Medium, które opisuje samobójstwo Dziewczyny, spełniona zostaje zasada trzech jedności, a Matka – niczym Medea – unika kary za sprawą deus ex machina (wsiada w taksówkę, która zawiezie ją na lotnisko – tam czeka na nią Przyjaciel, z którym poleci do Paryża).

Bohaterowie nie są czarno-biali – Matka mści się w wyjątkowo wyrafinowany sposób, ale robi to dopiero wtedy, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że zmarnowała całe życie, poświecając je wychowaniu egoisty. Przejmująco brzmi, gdy błaga mężczyznę, by zostawił jej tylko jej pokój, ale po chwili okazuje się, że to tylko część planu. Syn to bezlitosny potwór, ale w końcowym monologu, wygłaszanym z trupem narzeczonej w ramionach – budzi prawdziwe współczucie. Dziewczyna raczej nie kocha mężczyzny (po prostu postanowiła go zdobyć), ale gdy pyta, czy może mówić do kobiety „mamo”, brzmi to szczerze.

Jadwidze Jankowskiej – Cieślak jako Matce wierzy się w stu procentach. Kiedy głosem zmęczonej kobiety mówi, że poświęciła Synowi 30 lat życia, nie mając czasu na randki i spotkania z koleżankami, brzmi to przejmująco. Przeraża, kiedy jej bohaterka podczas kłótni mówi „Zrobiłam błąd: urodziłam cię” lub w finale stwierdza, że zapomniała o Synu (jak o dziecku, które wypadło przez okno), współczuje się jej, gdy płacze, sympatia słuchacza jest po jej stronie, gdy słyszy od Dziewczyny: zazdrościsz mi, bo jesteś stara, a ja młoda, jeszcze dzisiaj się stąd wyprowadzisz.

Agnieszka Podsiadlik (Dziewczyna) – za sprawą swojego charakterystycznego głosu – brzmi raczej jak rówieśniczka bohatera niż jego studentka, ale sposób, w jaki wypowiada słowo „konsultacje”, zapada w pamięć na długo.

Prawdziwym objawieniem w tym spektaklu jest Sandra Korzeniak (Medium Matki). Dreszcz przechodzi po krzyżu, kiedy dziecinnym, beznamiętnym głosem opisuje reakcję Dziewczyny na obejrzany film i zachowanie Syna w obliczu zastanej sytuacji. Aktorka pełni również rolę Narratorki, wprowadzającej słuchacza w to, co działo się wcześniej – bohaterka zaszła w ciążę na szkolnej dyskotece, ale mimo próśb ojca dziecka nie dokonała aborcji. Zdała maturę, dostała się na prawo i została prokuratorem.

Syna gra Andrzej Chyra – Dionizos w „Bachantkach” Warlikowskiego. Ten wybór obsadowy jest znaczący, jeśli wiemy, że bohater studiował filozofię, a w trakcie kłótni wykrzyczy Matce prosto w twarz: „Nie strasz mnie Bogiem, który nie umiał tańczyć!”, dodając, że chrześcijaństwo pozbawiło nas dziedzictwa kultury starożytnej Grecji. Kiedy Dziewczyna opowiada, jak zobaczyła go po raz pierwszy, za sprawą niezwykle plastycznego opisu słuchacz widzi go w trakcie wykładu, jak, stojąc na ławce, pokazuje orszak Dionizosa, opowiada o zjadaniu ludzkich zwłok, maskach, piciu wina i orgiach z głowami kozłów. Dopiero końcowy monolog odsłania prawdziwą relację bohatera z Matką – przez całe życie był pieskiem, prowadzanym na smyczy. To Matka wybierała mu zabawki. Nie jeździł na wycieczki, kolonie, obozy, bo tam mogliby go zdeprawować. „Edukowała” go więc sama – ucząc masturbacji, pokazując, jak się zmienia podpaski i gdzie jest łechtaczka. Nie miał znajomych – wszyscy byli źli, głupi, nieodpowiedni. Z cichego, przestarszonego, trzymającego się wiecznie z boku chłopca wyrósł czterdziestolatek, który nie ma pojęcia, jak naprawia się kran, rower i odkurzacz, myje się wannę, podłogę, obcina paznokcie i gdzie się płaci rachunki. To jego społeczne kalectwo jest patologią, porównywalną z łączącą ich, nienormalna relacją.

Jan Englert z wrodzoną sobie elegancją gra Przyjaciela – obdarzonego poczuciem humoru (gdy Matka stwierdza, że nie widzieli się tysiąc lat, on odpowiada: „No to jesteśmy wampirami”), nieco staroświeckiego mężczyznę, samotnego zegarmistrza, który kochał się w bohaterce już w dzieciństwie. Kiedyś się spotykali, ale Syn był ważniejszy. Teraz on rozwiódł się z kobietą, do której nigdy nic nie czuł.

Autorami tła dźwiękowego są Igor Gawlikowski i Marek Otwinowski z Karbido. Otrzymaliśmy więc zarówno muzykę, ilustrującą słowa postaci (greckim wspomnieniom Matki i Syna towarzyszyły dźwięki a la „Grek Zorba”, finałowym, dramatycznym sekwencjom – jazgotliwa gitara elektryczna), jak i dźwieki, których znaczenia można się jedynie domyślać – nerwowe stukanie pudełkiem od zapałek, trzask migawki aparatu fotograficznego czy groźne brzęczenie roju pszczół. Między dialogami postaci można było również usłyszeć powracające niczym echo wcześniejsze, wypowiedziane w trakcie kłótni kwestie.

Tomasz Man poruszył temat, o którym do tej pory mówiło się jedynie wtedy, gdy na jaw wyszły czyny „potwora z Amstaetten” czy „polskiego Fritzla”. Historie, rozgrywające się później w świetle kamer, mają swoje źródło w domu, a dzieciństwo determinuje całe nasze dorosłe życie. Końcowe słowa w przedstawieniu należą do Medium Matki:

„kobiety są najniebezpieczniejszą zabawą
to jest sex machine
kto ją wyłączy”

Ostatni wers zostaje powtórzony kilka razy, sugerując, że to nie pierwszy i nie ostatni taki przypadek. Oto współczesne Fatum.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
3 grudnia 2010

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia