Pamięć w piosenkach zaklęta

„... więc to już wszystko?" – opieka reżyserska Robert Czechowski – Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Teatr cechuje się efemerycznością, która przejawia się w ulotności, magii chwili teatralnego spotkania oraz w tym, że zdjętych z afisza sztuk nie da się już zobaczyć. Sprawy komplikują się bardziej, gdy zabraknie twórcy. Wówczas może zdarzyć się, że reżyserowane przez niego spektakle nie tylko przestaną być wystawiane, ale z upływem czasu mogą zostać tylko śladem na kartach kronik.

Jan Szurmiej, którego świat teatru pożegnał w czerwcu 2024 roku, należał jednak do takich osób, o których pamięć szybko nie wygaśnie. Widowisko „...więc to już wszystko?" (opieka reżyserska: Robert Czechowski), którym zespół Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze oddaje mu hołd, jest tego najlepszym tego przykładem.

Dlaczego akurat Lubuski Teatr postanowił upamiętnić osobę Jana Szurmieja – aktora, inscenizatora, choreografa i reżysera? To żadne zaskoczenie – ten utalentowany artysta od lat związany był z tym miejscem, stając się jego przyjacielem. Z dyrektorem Robertem Czechowskim współpracował aktorsko przy realizacji spektaklu „Piast" (2018). Na zielonogórskiej scenie wyreżyserował natomiast następujące tytuły: „Siostrunie" (2013), „Piaf" (2013), „Ach! Odessa – Mama..." (2014), „George and Ira Gershwin" (2018) oraz „Słodkie lata 20.-30..." (2020), które podbiły serca tutejszej publiczności.

Czy pamiętam moje pierwsze spotkanie z reżyserską twórczością Jana Szurmieja? Oczywiście! „Ach! Odessa – Mama..." - zimowy wieczór w teatrze, dokąd zabrała mnie moja mama, od dawna miłośniczka jego spektakli. Trochę nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc żeby za bardzo się nie nastawiać, nie czytałam, co to dokładnie jest. Lubię wchodzić w ten kreowany na scenie świat z otwartością i bez obciążających oczekiwań. No dobrze, może troszkę wzdychałam, że przecież ja aż tak nie przepadam za musicalami – jak się okazało, miało się to właśnie za sprawą tej realizacji zacząć zmieniać. Po wyjściu z teatru brzmiały mi bowiem w głowie usłyszane w nim piosenki i doskonale wiedziałam, że będę chciała to pod każdym względem niezwykle dobrze wyreżyserowane show zobaczyć przynajmniej ponownie. Ostatecznie straciłam potem rachubę, ile razy byłam spotkać się z bohaterami tej historii. Była to wówczas dopiero pierwsza ze sztuk tego reżysera, jakie widziałam, a która wciągnęła mnie na dobre do grona entuzjastów tego, co powstawało dzięki niemu na teatralnych deskach.

Tym wyżej podskoczyło z radości moje serce, gdy dowiedziałam się, że Lubuski Teatr w kwietniu 2025 r. postanowił wrócić do piosenek z trzech spektakli Jana Szurmieja (mojego ukochanego musicalu „Ach! Odessa – Mama...", szalonych „Siostruń" i urzekającej „Piaf") tworząc widowisko ku pamięci ich twórcy. Powstała piękna, dająca fanom jego dorobku nostalgiczny, pełen wzruszeń wieczór. Widzowie tęsknili bowiem za Kobietą Żydowską - Symbolem Mołdawanki (w tej realizacji to kreacja Małgorzaty Polak) czy charyzmatycznym Benią Krzykiem (Robert Kuraś) i całą plejadą rozśpiewanych postaci z tytułowej Odessy. Nie mniej brakowało wszystkim zaraźliwego humoru i niebiańskiego gospel w wykonaniu Siostry Mary Hubert (fantastyczna Beata Małecka) oraz jej bezbłędnie komediowych koleżanek. Niejedna osoba pragnęła także usłyszeć ponownie przejmującą Piaf (fenomenalna Anna Haba). To bardzo dobrze skomponowany spektakl, w którego narrację wkradł się duch reżysera, który – niczym dobry dybuk – objawi nam się nagle w jednej z powołanych przez niego do scenicznego życia postaci. W której? Warto sprawdzić to samemu i przy tym przekonać się, że sztuka rzeczywiście daje nieśmiertelność.

Pamiętać o dziełach takiego artysty, jak Jan Szurmiej, nie jest trudno. Niemniej nie pozwalać odejść jego twórczości do magazynu zdjętych z afisza przedstawień – to najpiękniejsza z form pielęgnowania pamięci o nim.

Agata Kostrzewska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
29 kwietnia 2025

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia