"Pan Tadeusz" wiecznie żywy

52. Kaliskie Spotkania Teatralne

Przed nami jeszcze dwa festiwalowe dni i finał tegorocznych KST, który odbędzie się w sobotę. Za wcześnie, by wyrokować, kto i co znajdzie uznanie w oczach jury. Wiadomo już jednak, że publiczność najchętniej obsypałaby nagrodami aktorów z krakowskiego Starego Teatru, którzy w tym roku przyjechali do Kalisza ze spektaklem według "Pana Tadeusza"

Z wielu ust usłyszeć można że kiedyś Spotkaniami Teatralnymi żyło całe miasto, a dziś są one niemal niewidoczne w jego przestrzeni. Brakuje im oprawy wizualnej, a informacje o nich znaleźć można co najwyżej na słupach ogłoszeniowych. W tej sytuacji trudno ustrzec się przed spostrzeżeniem, że najwierniejsze tej imprezie okazują się lokalne i regionalne media. Może jednak nie jest to anomalią lecz właśnie oznaką normalności? Do teatru chodzą ci, którzy odczuwają taką potrzebę, a ogromna większość kaliszan zajmuje się w tym czasie zupełnie innymi sprawami. Nie ma w tym niczego dziwnego ani niepokojącego. Konsumenci kultury wysokiej zawsze stanowili nie więcej niż kilka procent populacji, a mimo to teatr czy filharmonia przeżyły i mają się dobrze. Jestem pewien, że tak będzie i tym razem.

Tragiczny początek

Choć może by nie było, gdyby w teatrze serwowano nam tylko takie widowiska, jak to, które otworzyło tegoroczny festiwal. W piątek 11 maja na deskach "Bogusławskiego" zobaczyliśmy "Tragedie antyczne" na motywach "Ifigenii w Aulidzie", "Orestesa" i "Bacnantek" Eurypidesa w reż. Pawła Passiniego, spektakl firmowany przez gospodarzy, a więc teatr kaliski. To nie był dobry pomysł, aby wystawiać w konkursie przedstawienie premierowe, a do tego stanowiące eksperyment sceniczny i część szerszego projektu badawczego, którego realizacja dopiero się rozpoczyna Paweł Passini wspólnie z Teatrem im. W. Bogusławskiego i wrocławskim Instytutem im. J. Grotowskiego zamierzyli sobie ożywić praktyki teatru antycznego, tego, który był współczesny Eurypidesowi. Po pierwsze, niewiele wiemy o tym, jak takie praktyki wyglądały. Po drugie, ryzykownym pomysłem było wykorzystanie w tym celu aż trzech tragedii i próba zlania ich w jedną całość. Po trzecie, spektakl Passiniego to zaledwie początkowa część długiego procesu, mającego charakter raczej poznawczy niż artystyczny. Trudno więc dociec, czy w zamyśle twórców tego widowiska miało być ono dziełem samoistnym i skończonym, czy raczej tylko pretekstem do dalszych działań i analiz. Tak czy owak, otrzymaliśmy produkt niespójny i mało czytelny - nawet dla tych, którzy czytali Eurypidesa. Pierwszą barierą utrudniającą odbiór okazały się już same reguły teatru antycznego, ale drugą stworzyli - dodatkowo i chyba niezamierzenie - reżyser i aktorzy. Wstyd mówić o czymś tak elementarnym, ale ci ostatni powinni popracować nad dykcją i emisją głosu (fakt, że mówić z maską na twarzy jest trudniej niż bez niej, ale Grecy jakoś dawali sobie z tym radę). To nie jedyne zastrzeżenie, ale na nim poprzestańmy. Jeśli do piątkowych wrażeń scenicznych dodamy parny wieczór po upalnym dniu i 140 minut siedzenia w zaduchu, obraz klęski będzie pełny.

Małe jest piękne

Po piątkowych katuszach można było z góry założyć, że wszystko co zobaczymy potem, będziejuż tylko lepsze. W sobotę i niedzielę zaprezentowano dwa spektakle zakrojone na o wiele mniejszą skalę, ale za to z większym sensem. Stary Teatr z Krakowa pokazał "Nasze miasto" Thorntona Wildera w reż. Szymona Kaczmarka. Krakowianie tym razem nie epatowali widza wielkimi nazwiskami swoich aktorów, bo "Nasze miasto" obsadzono ludźmi młodymi, niekiedy wręcz studentami, spektakl obronił się jednak zarówno dzięki nim, jak i celnym pomysłom reżysera. Pozornie nudnawe historie z życia miasteczka na amerykańskiej prowincji udało się okrasić niewymuszonym komizmem, ciepłem i szczerością co - jak można podejrzewać - w pełni zadowoliło publiczność. Dzień później zaprezentował się znany w Kaliszu i zaprzyjaźniony z Teatrem im. W. Bogusławskiego, choćby z racji wspólnej realizacji spektaklu "Getsemani", Teatr Współczesny ze Szczecina. Pokazał "Dziewczynę na kanapie" Jona Fossego w reż. Natalii Sołtysik. Siłę szczecinian nie od dziś stanowią kobiety, co spektakl ten w pełni potwierdził. Przypowieść o kobiecym oczekiwaniu, poszukiwaniu tożsamości i niszczącym upływie czasu byłaby trudna do opowiedzenia bez przekonujących kreacji aktorskich. Postacią wiodącą w tym spektaklu okazała się Anna Januszewska, ale jej młodsze koleżanki dzielnie jej przy tym partnerowały. Aktorki szczecińskiego teatru były już w Kaliszu nagradzane. Niewykluczone, że któraś z nichb zostanie zauważona przez jury również w tym roku. Jednak w niedzielę 13 maja, ,Dziewczyna na kanapie" była zaledwie przystawką. Kaliska publiczność szykowała się przede wszystkim na występ krakowian.

Mikołaja Grabowskiego przepis na sukces

Przyznam, że czytając prasowe doniesienia na temat "Pana Tadeusza, czyli Ostatniego Zajazdu na Litwie" w reż. Mikołaja Grabowskiego, spodziewałem się rozrachunku z narodowymi mitami i dzieła w jakimś sensie obrazoburczego. Spektakl Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej okazał się jednak być pomyślanym i zrealizowanym prawie "po bożemu", tj. bez zasadniczych rozbieżności z Mickiewiczowską intencją. M. Grabowski i aktorzy, na czele z Janem Peszkiem, Krzysztofem Globiszem i Tadeuszem Hukiem, przyprawili go co prawda sporą dozą humoru i kilkoma prześmiewczymi "mrugnięciami" do publiczności, ale od literackiego pierwowzoru daleko nie odbiegli. I tego chyba oczekiwała od nich publiczność, która nagrodziła krakowian owacjami na stojąco. M. Grabowskiego przepis na sukces okazał się więc w miarę prosty: wziąć tekst powszechnie znany i lubiany, nie gwałcić go za bardzo, ale tylko trochę, mieć aktorów o znanych twarzach i nazwiskach, do tego kilka pomysłów, które wywołają uśmiech, a dalej już tylko "alleluja i do przodu".

KST na finiszu

Wciągu ostatnich trzech dni trwania 52. Kaliskich Spotkań Teatralnych obejrzymy trzy spektakle konkursowe. W sobotę czeka nas ponadto jubileuszowy koncert z okazji 35-lecia pracy artystycznej Janusza Stokłosy.

Dzisiejszy dzień (środa) był wolny od przedstawień biorących udział w festiwalu sztuki aktorskiej. Cieszyć się mogli natomiast najmłodsi, dla których Wrocławski Teatr Lalek wystawił "Piękną i bestię" Stanisława Grochowiaka w reż. Aleksandra Maksymiaka. Ważnym dla festiwalu dniem będzie za to czwartek, gdy zespół Teatru Dramatycznego im. G. Holoubka z Warszawy pokaże "W imię Jakuba S." Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki. Początek spektaklu na Dużej Scenie o g. 20. Dwa spektakle konkursowe obejrzymy w piątek. "Merylin Mongoł" Nikołaja Kolady w reż. Bogusława Lindy z Teatru Ateneum im. S. Jaracza z Warszawy wystawiona będzie aż dwukrotnie - o g. 17 i 20, natomiast o g. 18 Teatr Nowy im. K. Dejmka z Łodzi zaprezentuje "Świętą Joannę Szlachtuzów" Bertolta Brechta w reż. Jarosława Tumidajskiego. 52. KST zakończą się werdyktem jury i Galą Festiwalu Sztuki Aktorskiej. Przypomnijmy, że dwugodzinny jubileusz J. Stokłosy wypełnią piosenki w wykonaniu m.in. Wiktora Zborowskiego, Katarzyny Groniec, Janusza Radka, Nataszy Urbańskiej i Michała Bajora. Wokalistom towarzyszył będzie zespół instrumentalny, Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej i dwa chóry. Początek koncertu o g. 20.30. Spośród imprez towarzyszących wspomnieć trzeba o kończącej się dzisiaj (g. 11 - 16) dwudniowej konferencji naukowej na temat metamorfoz aktorskich w teatrze antycznym i zaplanowanym również na dzisiaj (g. 10.30) spotkaniu z aktorem Michałem Wierzbickim, tym razem w roli autora wierszy dla dzieci. Na polecenie zasługuje także zaplanowane na 19 maja w Centrum Kultury i Sztuki (g. 12) spotkanie pod hasłem "Modrzejewska/Modjeska". Uczestniczyli w nim będąprof. dr hab. Emil Orzechowski i dr Alicja Kędziora z krakowskiej Fundacji Wspierania Badań nad Życiem i Twórczością Heleny Modrzejewskiej.

(kord)
Zycie Kalisza
19 maja 2012

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia