Pani Danucie kuku nie zrobimy

rozmowa z Januszem Zaorskim

Rozmowa z Januszem Zaorskim

Z Januszem Zaorskim, reżyserem spektaklu "Danuta W.", z Krystyną Jandą w roli tytułowej, rozmawia Ryszarda Wojciechowska: 

Szykuje się najgorętszy spektakl sezonu. Czuje Pan już emocje gromadzące się wokół niego?

- Spektakl jest rzeczywiście gorący, ponieważ oczekiwania są ogromne. Bohaterką jest przecież była pierwsza dama. Jej książkowy debiut "Marzenia i tajemnice" stał się bestsellerem. Żadna z żon polityków, będących na świeczniku, nie napisała w Polsce takiej autobiografii. Do tego jeszcze Krystyna Janda w głównej roli. Aktorka wybitna, która potrafi na scenie wzbudzać wielkie emocje.

Pan się zapalił do tego projektu. 

- Zobaczyłem w nim swoją reżyserską szansę. Wiem, że pracujemy nad wydarzeniem teatralnym, które może się stać także wydarzeniem społecznym, a nawet politycznym. Każdy, kto czytał książkę pani Danuty, wyobraził sobie ten świat, o którym pisała. Zgadza się z nią lub nie w rozmaitych sprawach. Więc czy my, pracując nad tą sztuką, potrafimy wszystkich zadowolić? Od razu odpowiadam, że nie. Wszystkich nie zadowolimy. I jestem przygotowany na różne reakcje po spektaklu. Wiem, że wokół Lecha Wałęsy i jego małżonki napięcie polityczne jest bez przerwy ogromne. Niektórzy już przed spektaklem, a priori zakładają, że "Danuta W." się nie uda. Że się nie spodoba. I potem będą namawiać, żeby do teatru na ten spektakl nie chodzić.

Pan się zapalił do tej sztuki z jeszcze innego powodu.

- Bo to jest mój temat. Moje najważniejsze filmy - "Matka Królów", "Jezioro Bodeńskie" czy sztuka pt. "Odbita sława", z Krystyną Jandą, którą także reżyserowałem, mówią w zasadzie o tym samym - o przeciętnym człowieku wobec nieprzeciętnego. O normalnym człowieku wobec nienormalnej sytuacji. Przecież Danuta Wałęsa z osoby prywatnej, prawie nieznanej, nagle stała się pierwszą damą w kraju. To jest wyzwanie. Jak temu podołać? Do jakich oczekiwań się zbliżać? Zależy mi na tym, żeby pokazać przemianę bohaterki, dochodzenie do samoświadomości, mimo bardzo ciężkich prób, które musiała przejść.

Czy Krystyna Janda, proponując Panu reżyserowanie "Danuty W.", powiedziała, dlaczego to Pana wybrała? 

- Niczego nie tłumaczyła. Ale my wspólnie pracowaliśmy od lat. Poza tym Krystyna szukała kogoś, kto ma doświadczenie nie tylko teatralne, ale także filmowe, ponieważ monodram ma być wzbogacony materiałami filmowymi, archiwaliami i nakręconymi współcześnie. Może zdecydował również fakt, że znam osobiście panią Danutę od lat.

Jak się państwo poznaliście? 

- Jeszcze w czasach, kiedy była pierwszą damą. A ja wówczas prezesowałem Komitetowi do spraw Radia i Telewizji. Spotykaliśmy się na różnych oficjalnych uroczystościach. Rozmawialiśmy. Byłem zresztą ostatnim prezesem tego komitetu i z satysfakcją "udusiłem" go, bo to był twór w iście bizantyjskim stylu. 

Niedawno odwiedził pan Danutę Wałęsę wspólnie z operatorem Andrzejem Wolfem. 

- Nakręciliśmy różne zdjęcia, które się pojawią w trakcie tego monodramu. Jeszcze nie mogę i nie chciałbym nawet powiedzieć, jaki będzie ostateczny kształt tej zwizualizowanej części. Ale na pewno fragmenty ujęć z udziałem pani Danuty znajdą się w spektaklu. Jednak pierwsze skrzypce w monodramie, co naturalne, zagra Krystyna Janda. 

Jak się filmuje Krystynę Jandę wiadomo - nie z lewej strony. Ale jak się ją reżyseruje?

- Nie ma znaczenia z której strony kamera ją filmuje, bo to aktorka emocjonalna, w najlepszym tego słowa znaczeniu. I bardzo umiejętnie potrafi przekazać te emocje. To wielki dar. Jest wielu aktorów sprawnych, profesjonalnych, którzy nie umieją jednak porwać widowni. A Krystyna potrafi doprowadzić do płaczu i do śmiechu. Niemal zawsze spotyka się z gorącą reakcją publiczności. To aktorka o nieprawdopodobnym instynkcie. 

Monodram jest niezwykle trudną formą dla aktora, który na scenie jest cały czas sam. I znikąd wsparcia.

- Monodram to bezlitosna próba sceny. Tu nie można wyjść na chwilę za kulisy, licząc, że ktoś nas zastąpi, że przejmie od nas lejce i poprowadzi ten wóz. Gra się bez odpoczynku. A "Danuta W." ma dwa akty, pierwszy trwa godzinę, drugi pięćdziesiąt minut. To ogromny wysiłek dla aktora. I tylko najlepsi z najlepszych mogą temu podołać. A taka jest Krysia.

Krystyna Janda mówi wprost: - Nie mam zamiaru udawać pani Danuty. To nie jest tak, że Krystyna wciela się w panią Danutę. Nie będzie podrabiała jej sposobu mówienia czy chodzenia.

- To jest bardziej złożone i przez to ciekawsze artystycznie. Ale nie chciałbym o tym mówić więcej, bo co z niespodzianką dla widza? 

Są jakieś pułapki w tej reżyserskiej pracy? Jakieś obawy? 

- Zawsze są. Zastanawiamy się, czy widz przyjmie konwencję spektaklu, czy czegoś w nim nie przedobrzymy. Wiem jedno - to powinno być naprawdę proste. Nie silę się na fajerwerki, na kreacyjne pomysły. To nie ten gatunek, nie ta bohaterka. Ale prosto nie znaczy prostacko. Wręcz przeciwnie. Prostota cechuje tych największych. 

Czy po przeczytaniu "Marzeń i tajemnic" Danuty Wałęsy nie pomyślał Pan, że to może dobra książka na film? 

- Tak nie myślałem. Przeczytałem książkę tuż po jej wydaniu i zastanawiałem się nad tym, jak ta bohaterka miała niezwykle sprecyzowaną hierarchię wartości i ważności w sobie. Jak różne pokusy i możliwości nie złamały jej moralnego kręgosłupa.

Pan bardzo ciepło mówi o Danucie Wałęsie. A ja się zastanawiam, czy reżyserowi nie jest potrzebny dystans do bohaterki spektaklu?

- W teatrze bywa różnie. Czasami się swoich bohaterów lubi, czasami ich nienawidzi. Ja czuję respekt wobec osoby, która przeszła przez bardzo trudne momenty w swoim życiu, nie tracąc wiary i nadziei. Ale uznanie nie jest od razu budowaniem ołtarzy. "Danuta W." to nie hagiografia. To raczej spektakl o prostej kobiecie, która spotkawszy na swojej drodze Lecha Wałęsę, elektryka, nagle znalazła się w epicentrum świata. To jest właśnie to nienormalne, co ją, normalną kobietę, spotkało. I mimo wielu niebezpieczeństw ona z tego wybrnęła.

Czy podczas Pana odwiedzin w Gdańsku bohaterka coś sugerowała w sprawie spektaklu? 

- Powiedziała tylko: jesteście fachowcami i realizujcie to tak, jak czujecie. Ja się do tego nie mieszam. To bardzo komfortowa sytuacja. Mam za sobą 40-letnie doświadczenie reżyserskie. Spotykałem się z różnymi autorami. Niektórzy byli tak drobiazgowi i tak skrupulatnie patrzyli reżyserowi na ręce, że potrafili średnik zamienić na przecinek. Co w końcu było kompletnie nieistotne. A pani Danuta uwierzyła, że chcemy zrobić wszystko jak najlepiej, tak żeby powstała sztuka znacząca. I że żadne "kuku" nie jest nam w głowie.

Skoro mam już okazję z Panem rozmawiać, zapytam - czy w końcu doczekamy się Pana filmu?

 - Kończę "Syberiadę" i mam nadzieję, że wkrótce wejdzie na ekrany. Mieliśmy przerwę w pracy nad tym filmem z powodów finansowych. To, niestety, znak czasu, widmo kryzysu, który w Polsce też nastał. Ktoś się nawet ostatnio doliczył aż 11 tytułów, których premiery zostały opóźnione z powodu wycofywania się sponsorów. W przypadku "Syberiady" ten problem wydaje się być za nami. I tuż po premierze "Danuty W." mogę przystąpić do udźwiękowienia filmu, z nadzieją na wiosenną premierę. Ten film jest dla mnie niezwykle ważny. I pewnie będzie równie gorący jak spektakl "Danuta W".

Ryszarda Wojciechowska
POLSKA Dziennik Bałtycki
6 października 2012
Portrety
Zofia Szleyen

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia