Panowie proszą panie (i na odwrót)

"Między nogami" - reż. A. Kuzycz-Berezowski - Stowarzyszenie Teatr Niekonsekwentny

Już za sam pomysł, by wystawić dziś Arystofanesa, należą się czwórce młodych ze Współczesnego - zrzeszonych pod marką Teatru Niekonsekwentnego - brawa. W czasach, gdy bawimy się - i emocjonujemy - doraźnie rozumianą polityką, wirtualną rzeczywistością i płaską popkulturą, wierząc, że tylko teraźniejszość jest prawdziwie i na naszą miarę współczesna, uświadomienie sobie, że nasze pasje i lęki, namiętności i śmieszności nie zmieniają się od wieków, a my sami jesteśmy równie bezradni wobec nich, jak nasi dalecy (pozornie) przodkowie, to łyk świeżej i ożywczej wody, którą dobrze jest przepłukać usta po litrach różnych coca-coli.

SPEKTAKL w Malarni - przygotowany i grany przez Adama Kuzycz-Berezowskiego, Michała Lewandowskiego, Macieja Litkowskiego, Wojciecha Sandacha - prowokuje już tytułem: "Między nogami" - choć, mówiąc półżartem, wystarczyłoby zostać przy tytule jednej z komedii, która za jego bazę służy. Bo tytuł ten - "Ptaki" -współgrałby z ważnym elementem kostiumów: gigantycznymi (na ogół, bo jest i jedno miniodstępstwo) fallusami, jakie noszą przypięte do swych czarnych trykotów aktorzy. Owe fallusy to oczywiście znak antyku i Grecji, w której stanowiły symbol płodności, lecz i popularny obsceniczny atrybut jej widowisk, świątecznych procesji i obrazów.

Przedstawienie nawiązuje zresztą do greckiego teatru: prostotą, by nie rzec brakiem scenografii (ściana z okienkiem, kotary, kilka drobnych rekwizytów: hełm, miska, świeża pomarańcza), kwestiami wygłaszanymi przez chór, rysowaniem postaci grubą krechą, to znów stawianiem ich na koturnie. Tyle że do klasycznych wzorów odnosi się z dystansem, na zasadzie pastiszu, żartu, parodii. Chór głosi swe słowa w dynamicznych układach, bliskich wojskowym ćwiczeniom, albo śpiewa a cappella, w stylu rock and rap, sam sobie akompaniując na wyimaginowanych instrumentach, dowcip ociera się o estradowy kabaret, a koturn bywa zastępowany przez... szpilki.

To raczej zabawa antykiem niż stylistyczne doń odwołanie. A mimo to - czy może dzięki temu - spektakl cieszy świeżością i daje widzom frajdę z gry kulturowymi odniesieniami, pozostając zarazem tym, czym miał być teatr starożytnej Grecji: agorą dla myśli, oczyszczeniem z emocji, a przede wszystkim rozrywką.

Cztery komedie, które stały się kanwą scenariusza - "Lizystrata", "Thesmoforia", "Żaby" i "Ptaki" -ogniskują się tu w dwóch wątkach. Pierwszy, z "Lizystraty" wzięty, to opowieść o swoistym strajku, jaki podjęły kobiety, odmawiając współżycia ze swymi wojowniczymi mężczyznami, dopóki nie zawrą oni między sobą pokoju. Ba, pacyfizm zacny, ale Arystofanes - bądź co bądź mężczyzna - nie szczędzi też kpin płci pięknej, której dotrzymanie ślubów czystości sprawia nie mniej kłopotu niż panom seksualna abstynencja. Drugi to wędrówka do Hadesu, w której formuła awanturniczej powieści

łączy się z satyrą na świat kultury i sztuki. Ale relacja z pojedynku na słowa między mistrzami antycznego dramatu Eurypidesem i Aj-schylosem jawi się tu w szerszym kontekście, jako kpina z dętych aspiracji i pustki duchowej twórców i intelektualistów w ogóle, bez względu na epokę.

Całe przedstawienie stara się zresztą akcentować owo "bez względu na epokę", mówiąc, że człowiek ze swoimi słabościami - zarówno w sprawach płci, jak i w życiu publicznym - pozostał niezmieniony przez tysiąclecia. Dowodem, że ów przekaz dociera do odbiorcy, jest reakcja widowni, jej śmiech. Trzeba jednak zauważyć, że choć żarty bywają w tym spektaklu naprawdę grube, a słowa padają mocne - czy raczej: powszednio uliczne (żywy przekład Janiny Ławińskiej-Tyszkowskiej zbliża błyskotliwy i pomysłowy językowo tekst sprzed blisko 2,5 tysiąca lat do naszej współczesności) - kwartet młodych aktorów nie nadużywa na ogół tej konwencji i udaje mu się nie przekraczać granic dobrego smaku. Co wynika z odwołania się do tradycji komedii jako takiej - od niej wszak cały teatr się zaczyna - dosadnej, ale bliskiej codzienności, zwyczajnej, jak i ze wspomnianego dystansu od tej jarmarcznej, bachicznej formy sztuki. Znamienne, że dyndające bezwstydnie kolorowe fallusy "żyją" tu swoim życiem - nikt na nie nie zwraca uwagi - no, chyba, że trzeba je ukryć udając kobietę. Kontrast między ich groteskową ekspozycją a naturalnością zachowań ich panów jest przez to zabawny, pozbawiony wulgarności i natrętnej seksualności.

"Między nogami" to zresztą przewrotna gra stereotypami na temat seksu i płci. Nie bez kozery role kobiet i mężczyzn są tu wymienne, a zamiana tych ról odbywa się za pomocą bardzo umownych środków i drobnych szczegółów kostiumu.

Trzeba też podkreślić, że siłą spektaklu jest aktorstwo, na którym się on w gruncie rzeczy opiera. Dynamiczne i co się zowie komediowe - choć każdemu z czwórki inna forma ekspresji przynależy - świadome używanych środków, i mimo scenicznej żywiołowości zdyscyplinowane.

Oczywiście, można by oczekiwać po przywróconym scenie Arystofanesie, że jego dzieło znajdzie dla siebie formę bardziej wyrafinowaną w odwołaniach do kultury śródziemnomorskiej i że spektakl w Malarni spróbuje się czasem zmierzyć z grecką tradycją dodając do jej plebejskości i swobody coś, co by umieściło go oryginalniej we współczesnym kontekście. Ale czy nie za wiele byśmy wówczas od niego oczekiwali? Bierzmy zeń to, co nam oferuje: śmiech z nas samych, żywioł uwolnionego teatru i radość z teatralnej przygody u jego źródeł.

Artur D. Liskowacki
Kurier Szczeciński
7 czerwca 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...