Paszport do ślepego zaułka?

"Łagodna" Fiodor Dostojewski - reż. Barbara Wysocka - Teatr Polski w Bydgoszczy

Tekst Dostojewskiego jest bardzo logiczną analizą osobowości bohatera, dokonującą się poprzez retrospektywne spojrzenie na jego życie, postępowanie w relacjach z żoną. Tymczasem na scenie oglądamy wielki chaos. I nie dotyczy to tylko chronologii, ale i form wyrazu. Projekcje na bilbordach, telewizor, mikrofony, jupitery, obrotowa scena. Słuchamy wierszy, piosenek. Oglądamy czołgające się bez sensu postaci. Doskonale skomponowana struktura "Łagodnej" ulega kompletnemu rozbiciu

Reżyserka zakłada chyba, że skoro opowiadanie należy do kanonu szkolnych lektur, każdy widz je dobrze zna i rozumie, można więc pobawić się nim w oryginalność. Z tego udziwniania na siłę nic jednak nie wynika. Głęboki tekst, przypominający strumień świadomości, bogaty w retrospekcje, o bardzo logicznej z psychologicznego punktu widzenia konstrukcji, poszatkowano, porozrywano na strzępy i rozrzucono jak puzzle. Po co? Z pewnością, żeby zadziwić, zszokować. Tylko, kogo dziś już da się takimi zabiegami szokować? Uniwersalność, współczesność owego tekstu polega na tym, że w oryginalnej, mam tu na myśli pierwotnej, a nie okaleczonej na scenie formie,  jest w stanie trafić do współczesnego widza. Cały dramat bohatera rozgrywa się, bowiem w jego wnętrzu. Do odzwierciedlenia tego wystarczą słowa wielkiego pisarza, nie trzeba rozbuchanych wizji pani reżyser i bardzo ogranej już dziś multimedialności. Oglądając przedstawienie nie da się analizować dramatu bohatera, współprzeżywać z nim, bo trzeba rozszyfrowywać treść, żeby w ogóle zrozumieć, o co tu chodzi. A zrozumieć nie sposób! Świat przedstawiany na scenie jest sztuczny. I nie jest w stanie tego zmienić nawet dobre chwilami aktorstwo, które funkcjonuje tu sobie a muzom. Jak w przypadku postaci granej przez Artura Krajewskiego.

Przy takim kształcie przedstawienia, w zrozumieniu czegokolwiek nie pomaga też tekst. Co więcej, zdaje się przeszkadzać. No, bo kto dziś mówi o dziewczynie „ łania” albo „oczywistość” określa jako „aksjomat”? To śmieszy. W tej sytuacji Barbara Wysocka, powinna była jeszcze dokonać współczesnego tłumaczenia opowiadania Dostojewskiego, dostosować go stylu scenicznej formy.

Postać, jaką pokazała na scenie Dominika Biernat to nie typ samobójczyni. Bo jeśli dziewczyna ma tyle odwagi, by korzystać z łazienki w domu obcego mężczyzny, byłaby też w stanie go potem zwyczajnie porzucić, a nie skakać z okna. Grając w ten sposób aktorka nie mogła zbudować wiarygodnej sylwetki, ukazać, co tak naprawdę popchnęło jej bohaterkę do samobójstwa. 

Mirosław Guzowski miał jeden dobry monolog pod koniec przedstawienia. Niestety, uwagę od jego słów odwracał wyczyniający równolegle jakieś cudaczne wręcz figury Roland Nowak, który nie wiadomo też  dlaczego kilka scen wcześniej usiłował stanąć na głowie. W dosłownym znaczeniu. Tyle, że na miękkiej kanapie niestety mu to nie wyszło. Widz zastanawiając się nad tym, co może tamta pantomima oznaczać, gubił sens owego monologu, który Guzowski potem kończył na tle projekcji kiczowatego zachodu słońca nad morzem, tyłem do widowni, całkowicie już nie do zrozumienia.

A jeśli jesteśmy przy scenografii, trzeba widzieć, że chwilami do złudzenia przypomina ona oprawę plastyczną do opery „Zagłada domu Usherów”, za którą Barbara Wysocka dostała „Paszport Polityki” za rok 2009. Czyżby pani reżyser uznała Bydgoszcz aż za taki zaścianek, że tutejsza publiczność tego nie zauważy?

W tym przypadku ów paszport z pewnością powiódł do ślepego zaułka…

Takiej katastrofy na scenie Teatru Polskiego dawno nie było!

Anita Nowak
Teatr dla Was
9 listopada 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...