Pawła Kamzy, komentarz do historii
"Zemsta" - reż. Paweł Kamza - Teatr Lubuski w Zielonej GórzeWydawać by się mogło, że fredrowska Zemsta została odczytana na wszystkie możliwe sposoby. Że już więcej nic nie może się wydarzyć. Jednak teatr nieustannie ewoluuje, wciąż poszukuje nowych znaczeń i odniesień, buduje nowe środki wyrazu, znajduje kolejne tropy i wkracza na następne ścieżki... Jednym słowem- ciągle nas zaskakuje. I właśnie taka- zaskakująca – jest „Zemsta" w reżyserii Pawła Kamzy.
Zielona Góra, to miasto gdzie Paweł Kamza znalazł klimat do stworzenia własnego spektaklu, dla którego „Zemsta" Aleksandra Fredry jest jedynie przyczynkiem do opowiedzenia całkowicie innej historii i poruszenia zupełnie innych problemów w absolutnie innym miejscu i czasie. Bezpośrednią przyczyną i zarazem główną inspiracją do powstania tak osobliwej „Zemsty" były zdjęcia, znalezione w starym kufrze na jednym z zielonogórskich strychów, przedstawiające jeńców w oflagu odgrywających scenki z "Zemsty" Fredry.
Okazuje się, że „Zemsta", obok innych dramatów, widowisk muzycznych, fars, była najczęściej wystawianym przedstawieniem w oflagach, w których przebywali polscy żołnierze. Sztuka miała być sposobem na wszechogarniający marazm i nudę, miała uchronić internowanych tam Polaków, przed degrengoladą: utratą obyczajów, etyki, utratą wartości moralnych i uczuć patriotycznych. Mimo, że wszelkie próby aktywizacji ścierały się ze straszliwą wojenną rzeczywistością, gdzie każdego dnia łamano wszelkie prawa, Polacy potrafili organizować się i tworzyć aktywne grupy sportowe i artystyczne. W tak trudnych, skomplikowanych i niesprzyjających realiach dzieje się „kamzowska Zemsta".
Paweł Kamza osadził dramat w realiach obozowego życia polskich oficerów okresu II wojny światowej. Pokazał rzeczywistość obozową: codzienne zmaganie się zniewolonego człowieka z własną bezradnością, utratą wiary i nadziei, poniżeniem i odarciem z człowieczeństwa. Odtrutką na tę czarną codzienność ma być właśnie prześmiewcza i żartobliwa komedia Aleksandra Fredry. Nie chodzi oczywiście o sam dramat, czy zawarte w nim treści ale przede wszystkim o to, że proces przygotowania przedstawienia okazuje się być sprytnym kamuflażem dla innych działań. „Zemsta" wyrywa jeńców z letargu, pozwala bronić się przed „chorobą drutów", budować dystans do otaczającej rzeczywistości, wreszcie umożliwić realizację sprytnie obmyślanego planu ucieczki z obozu i wydostanie się z niewoli.
Aby wzmocnić swój przekaz i wciągnąć widzów w metateatralną atmosferę spektaklu, reżyser wprowadza nas w świat oflagów już w foyer, gdzie aktorzy prezentują głośne scenki z życia obozowego. Ustawiają się w szeregu, rapotrują obozowe powinności hitlerowskim strażnikom, dyskretnie zaczepiając przy tym nieco skonfundowanych widzów. Następnie akcja przenosi się na scenę, która wypełnia się i ożywa wraz z wbiegającymi na nią dwunastoma aktorami i sześcioma zielonogórskimi filharmonikami, albowiem w pomyśle na interpretację obozową znajdziemy także inspiracje kabaretem, komedią czy musicalem. W tym przypadku spektakl ma się odbywać przy akompaniamencie żywej muzyki tworzonej przez orkiestrę złożoną z umuzykalnionych jeńców.
Aktorzy tego widowiska budują spójną, choć zróżnicowaną całość dramaturgiczną, w której przeplatają się dwa światy: historyczny, obozowy, naznaczony wojennym piętnem okrucieństwa, tragedii i utraty nadziei oraz świat stricte teatralny, czerpiący swoje inspiracje wprost z dramatu Aleksandra Fredry.
Zielonogórska „Zemsta" odznacza się kompozycyjną oryginalnością, o nieco zawikłanej strukturze, jednak budowanej konsekwentnie, z dystansem i niepospolitym dowcipem. Spektakl jawi się nam jako tragikomiczna mozaika dwóch całkowicie odmiennych rzeczywistości. Tak oryginalna interpretacja jest przejawem wiedzy, doświadczenia i szczególnej wrażliwości reżysera. Nie ma tutaj przypadku. Każda scena, słowo i gest są rzetelnie przemyślane i dla każdego działania odnajdziemy zasadność popartą mocnym interpretacyjnym argumentem.
Kamza jest reżyserem poszukującym, który eksperymentując, wkłada pewne światy w inne, z pozoru mało z sobą związane, odległe. Jednocześnie odnajduje wiele elementów wspólnych. Najważniejszym wydaje się tu być fredrowski mur, dla którego reżyser znalazł oryginalne zastosowanie. Z jednej strony traktuje go jako budowlę dzielącą dwie wrogie strony, z drugiej proponuje założenie, że taki mur może posiadać jakiś wyłom, a może nawet jakąś łączącą je bramę. I właśnie takie odczytanie jest, jak sądzę, właściwym kluczem do oceny spektaklu. Pokazany w nim świat obfituje w liczne kontrasty. Łączy w sobie żart i tragizm, śmiech i powagę. Wywołuje wiele sprzecznych konkluzji. Kamza ubiera poważne treści w specyficzne formy kabaretowo-rewiowe.
Czasami takie odniesienia mogą budzić konsternację. Należy jednak interpretować je jako sposób na budowanie nowych treści i znaczeń, jednocześnie nie traktując zbyt dosłownie, a raczej metaforycznie.
Spektakl Pawła Kamzy nie jest typową propozycją repertuarową Teatru Lubuskiego, to pewnego rodzaju eksperyment teatralny, który w pierwszym, powierzchownym odbiorze może wydać się kontrowersyjny, a nawet budzić rodzaj wewnętrznego sprzeciwu. Jednak przy zastosowaniu pewnego dystansu i niezbędnej dozie refleksji można w „Zemście" zobaczyć teatr, który rozmawia z widzem i żonglując konwencjami zadaje pytania, prowokuje, każe zastanowić się nad rzeczywistością i, nade wszystko, poszukuje nowych środków wyrazu dla ponadczasowej i uniwersalnej prawdy o człowieku, i świecie.