Pawlik z okienka

Kazał dzieciom pocałować misia w tylną część ciała.

Według legendy kazał dzieciom pocałować misia w tylną część ciała i poinformował, że idzie napić się wódki – za co pożegnał się z intratną posadą w telewizji. O ile jednak podobne słowa nigdy z jego ust nie padły, tak faktycznie zamiłowanie do trunków ostatecznie doprowadziło go do zguby.

 

- Bronisław Pawlik urodził się 8 stycznia 1926 r. Na ekranie zadebiutował w 1950 r.; dekadę później jego twarz znali już wszyscy dzięki roli w popularnej wieczorynce "Miś z okienka"
- Z programu, jak wieść niesie, miał wylecieć z hukiem za karę, gdy uznawszy, że kamera jest już wyłączona, w niezbyt kulturalnych słowach wypowiedział się o zadku pluszaka
- Słynna wpadka nie miała jednak nigdy miejsca - byłaby niemożliwa z powodów realizacyjnych
- Po "Misiu z okienka" Pawlik rzucił się w wir pracy. Praktycznie nie znikał z ekranu
- Mówi się, że Pawlik był wierny swej żonie Anieli "jak pies". Miał jednak inną namiętność, która stanęła na drodze jego małżeństwa: wódkę

O urodzonym 95 lat temu – przyszedł na świat w Krakowie, 8 stycznia 1926 r. – Bronisławie Pawliku mówiono, że "aktorstwo było z nim zrośnięte niemal biologicznie". Na scenę ciągnęło go od dziecka (choć przez jakiś czas wahał się jeszcze nad malarstwem), toteż zaraz po wojnie zapisał się do krakowskiego Studia Dramatycznego Iwo Galla. Dyplom otrzymał w 1947 r.; miał już wtedy za sobą teatralny debiut – a przed sobą prężnie rozwijającą się karierę.

Całus, którego nie było

Na ekranie zadebiutował – rolą epizodyczną – w 1950 r.; dekadę później jego twarz znali już wszyscy, Pawlik otrzymał bowiem ciepłą posadkę w popularnej wieczorynce "Miś z okienka". Z programu, jak wieść niesie, miał wylecieć z hukiem za karę, gdy uznawszy, że kamera jest już wyłączona, w niezbyt kulturalnych słowach wypowiedział się o zadzie pluszaka i o tym, co mogą z nim zrobić dzieci. Anegdota ewoluowała z biegiem lat, nieparlamentarne słowa przypisywano nie tylko Pawlikowi, ale i zastępującemu go Stanisławowi Wyszyńskiemu czy Mieczysławowi Czechowiczowi (który nie miał z "Misiem z okienka" nic wspólnego; za to wiele lat później został Misiem Uszatkiem).

Zmieniało się zresztą i brzmienie słynnej kwestii, poczynając od "A teraz, drogie dzieci, pocałujcie Misia w dupę, idę na wódkę", a na "A teraz, drogie dzieci, pocałujcie mnie w dupę" kończąc. Nieważne jednak co i nieważne kto – całowany w tyłek Miś na dobre i na złe stał się częścią polskiej popkultury. Historię znali wszyscy, choć nikt na własne uszy Pawlika wypowiadającego tę kwestię nie usłyszał. Dlaczego? Wyjaśnia to w artykule "Zrobieni w Misia. Na tropie największego oszustwa PRL" opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" Małgorzata I. Niemczyńska, która przeprowadziła swoje prywatne śledztwo i spędziła długie godziny w archiwum TVP, oglądając program po programie. Wszystko po to, by odnaleźć kompromitującą kwestię.

Do cytatu, oczywiście, nie dotarła – bo nie można znaleźć czegoś, co nie istnieje. "Słynna wpadka nie byłaby możliwa z powodów realizacyjnych. »Miś...« zawsze kończy się tak, że prowadzący zamyka okienko i od razu zaczyna lecieć muzyka", pisze Niemczyńska na potwierdzenie swojej tezy. Według Wyszyńskiego, całą tę historyjkę wymyślił Czesław Nowicki, "Wicherek", prezenter pogody, który potrzebował jakiejś chwytliwej opowiastki na spotkania z widzami. Sam Pawlik zabrał głos na temat swojej rzekomej wpadki w programie "Teatr, czyli świat". "To był pierwszy jakiś tam cykliczny program w telewizji, telewizji na żywo – przytacza Niemczyńska słowa aktora. – Zrodził się właściwie z przypadku, jako taka konferansjerka do programu dla dzieci. I to się spodobało. Później poszła ta, zresztą bardzo ładna, anegdota. (...) To było technicznie po prostu niemożliwe".

Dlaczego zatem Pawlik tak niespodziewanie zniknął z dobranocki? On sam twierdził, że znudziło go prowadzenie programu i nie chciał, by kojarzono go wyłącznie z "Misiem...". Zamierzał grać w filmach, występować w teatrze, toteż któregoś dnia po prostu poinformował redakcję, że powinni poszukać zastępstwa. Ot, zwykła historia. Nic dziwnego, że wersja o misiu całowanym w tyłek okazała się znacznie ciekawsza i błyskawicznie wyparła prawdę.

Zgubna namiętność
Po "Misiu z okienka" Pawlik faktycznie rzucił się w wir pracy. Praktycznie nie znikał z ekranu, chętnie występował na scenie – gdzie często spotykał się ze swoją żoną. Anielę Świderską poznał zresztą w teatrze, jeszcze jako student. Szybko się w sobie zakochali i niedługo potem podjęli decyzję o ślubie. Przez jakiś czas byli nierozłączni zarówno w życiu prywatnym, jak i w pracy, a ich związek stawiano za wzór. Oczywiście w zaciszu domowym nierzadko dochodziło do awantur; Pawlik przyznawał, że miał wyjątkowo trudny, choleryczny charakter. Zresztą i w pracy zdarzało mu się wybuchnąć – był perfekcjonistą i wszystko musiało chodzić jak w zegarku.

"Jako aktor straszliwie się spinał do różnych zadań. Są takie sytuacje, które wymagają milimetrowej precyzji, bo błąd powoduje awarię poważną w skutkach. Denerwowało go, gdy koledzy nie zwracali na te niuanse uwagi", wspominała w Polskim Radiu Barbara Krafftówna. On sam nie krył, że choć często go ponosi, to gniew mija mu równie szybko, jak się pojawia. "Zasadniczo jestem życzliwy ludziom, ale mam krewki charakter", cytuje jego słowa magazyn "Na Żywo". Ale żona – tak jak przyjaciele i koledzy z pracy – z anielską cierpliwością przymykała oko na jego wady. Oczywiście do czasu.

Mówi się, że Pawlik był "wierny jak pies", kochał swoją Anielę i nawet nie patrzył na inne kobiety. Miał jednak inną namiętność, która stanęła na drodze jego małżeństwa, nałóg, który pochłonął go całkowicie i doprowadził na skraj przepaści. Wódkę. Stres, nerwówka w pracy, towarzystwo artystycznej bohemy, sytuacja polityczna – wszystko to sprawiało, że Pawlik chętnie przystawał w barze na kolejnego kielicha i wreszcie okazało się, że bez wódki żyć nie może. "Wylewał na siebie hektolitry wody kolońskiej, to była taka próba oszukania otoczenia przez nałogowego alkoholika", opowiadał w "Na Żywo" jego znajomy.

Sam aktor tłumaczył, że nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. "Złe czasy przyszły dla sztuki. Teatr przestał być rodziną. Zniknęły bezpowrotnie wszystkie więzi emocjonalne między aktorami – opowiadał z żalem w »Tygodniku Ciechanowskim«. – Wszędzie króluje chamstwo i agresja. Nie widać przyjaźnie wyciągniętych dłoni. Zawiść i podłość stały się zboczeniem początku XXI w. A to jest naprawdę straszne". Być może kieliszek czegoś mocniejszego stał się zatem dla niego odskocznią od nieprzyjaznego, zmieniającego się według niego na gorsze świata.

Podobno wreszcie Świderska nie wytrzymała napiętej sytuacji. Uciekała z domu, odpoczynku szukając w Skolimowie – choć gdy stan Pawlika się pogarszał, spieszyła mu z pomocą. I z czasem musiała to robić coraz częściej. Aktor podupadał na zdrowiu, czuł się coraz gorzej. Wreszcie usłyszał od lekarzy diagnozę: rak żołądka. Walczył, ale batalię z nowotworem przegrał.

Zmarł w szpitalu, 6 maja 2002 r.

Sonia Miniewicz
Onet.Kultura
9 stycznia 2021

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...