Pedagodzy mogą być spokojni

"Historia" - reż: A. Gryzik - Studium Aktorskie w Katowicach

Antoni Gryzik miał już w teatrze do czynienia z twórczością Witolda Gombrowicza - grał Złodziejaszka w "Operetce", Kanclerza w "Iwonie..." i Malarza Ficinatiego w "Trans-Atlantyku". Teraz postanowił spróbować swoich sił jako reżyser. Niebezpieczeństwo wystawiania autora "Ślubu" polega na tym, że bardzo łatwo można się zagubić w minach, szczebiotach, podrygach i tych wszystkich "ha, ha" czy "hoc, hoc, hopsasa". Realizatorzy "Historii" uniknęli tej pułapki

Spektakl rozpoczyna się… fragmentem, kończącym „Historię”. Pierwsza wojna światowa. Zburzone domy, zabici bliscy. Albertyna (Alicja Szymkiewicz) rozmawia z Albertem (głos z offu). Wokół niej leżą pozostali bohaterowie dramatu. Nie żyją. Dziewczyna ożywia ich gestem. Przyłączają się do śpiewającej dwójki, scenę komentuje z ukrycia Hindenburg (również głos z offu) i opowieść się zaczyna… 

Na scenie króluje minimalizm. Rolę scenografii – oprócz kojarzącej się z Kantorem lub Schulzem szkolnej ławki – pełnią projekcje. Jeśli znajdujemy się na dworze Cara Mikołaja II, na ścianie oglądamy budowlę, przypominającą Kreml. Komentarz do scen „polskich” stanowią m.in. buty i bose stopy. Poszczególnych bohaterów często charakteryzują jedynie fragmenty kostiumów – góra od munduru Wieniawy-Długoszowskiego, szpiczasty hełm Cesarza, puchowa czapa Cara, korona Carycy. W scenie w „Ziemiańskiej”, gdy Witold przedstawia kolejnych poetów (Otwinowski, Piętak, Ważyk, Światopełk Karpiński), publiczność zostaje włączona w przestrzeń spektaklu – aktorki stają na wprost konkretnych widzów. W warstwie dźwiękowej króluje różnorodność – cerkiewne śpiewy, polskie przyśpiewki ludowe i pieśni patriotyczne, fragment „Mesjasza” Haendla, hymn Polski, Stanów Zjednoczonych i brzmienia elektroniczne.

Mimo, iż znamy obsadę, od pierwszych minut przedstawienia zapominamy, że młodego Gombrowicza gra dziewczyna. Witold (Joanna Wawrzyńska) w kaszkiecie wygląda, jakby przybył prosto z kart „Boso, ale w ostrogach”. Z kpiącym uśmieszkiem spogląda na otaczającą go rzeczywistość. Pojawia się między postaciami niczym szekspirowski Puk - próbuje złapać za ostrza szpad von Plessa, Cesarza i Eulenburga, skubie carskie nakrycie głowy, do Piłsudskiego mówi per „Józiek”, parodiując jednocześnie jego akcent. Wydaje wargami jednoznacznie kojarzące się odgłosy, od czasu do czasu strasząc innych bohaterów krzykiem – wystaczy wrzasnąć „Hitler!”, by Ferdydurkistki uciekły, piszcząc ze strachu. Joanna Wawrzyńska imponuje przede wszystkim sprawnością fizyczną – w jednej ze scen staje na rękach, w innej dotyka palcami u stóp głowy, w jeszcze innej mówi tekst, ilustrując go układem choreograficznym. Liczący dwie strony, trudny monolog Witolda w jej ustach sprawia wrażenie prywatnej wypowiedzi, a fragment o tym, że zarówno świat, jak i bohater, byli kiedyś weselsi, a teraz coś się w obu popsuło, brzmi niezwykle przejmująco. W niczym nie ustępują jej Iwona Sztuba i Sara Bednarczyk – wyczołgując się ze sceny już w pierwszej sekwencji, prezentują wręcz akrobatyczne zdolności. Pierwsza zapada w pamięć jako Caryca (jest bardzo wiarygodna), udaje jej się również przybliżyć widzom sens gombrowiczowskiego wykładu. Druga – zarówno w roli Ferdydurkistki II, jak i Reny - wydaje się być dużym dzieckiem. Alicja Szymkiewicz nie przekonuje mnie w roli płaczącej nad zabitymi rodzicami i siostrami Albertyny, ale jako Krysia mocno zaznacza w tym krótkim wejściu swoją obecność na scenie (świetny głos). Justyna Maszczyk jest przezabawna zarówno wtedy, gdy gra dręczoną „Bazedowem” Matkę, jak i jedną z (początkowo nieco rozerotyzowanych) Ferdydurkistek. Adam Ender śmieszy jako „zdejmujący buciki” Dyrektor praktyczny i pocieszający płaczącą żonę Ojciec, ale przeraża gwałtownością, gdy niespodziewanie, purpurowy na twarzy, krzyczy: „Oskarżony nie ma głosu!”. Słuchacz Studium Aktorskiego jest znakomity w roli Piłsudskiego – zachowuje równowagę między prawdą historyczną (kresowy akcent Marszałka) a tym, co napisał o nim Gombrowicz. Janusz (Jakub Piwowarczyk), brat Witolda, nosi buty z cholewami, a w dłoni trzyma szpicrutę. Mówi o gwałcie i „braniu za mordę”, w swoje wypowiedzi wplata niemieckie słowa i w charakterystyczny sposób poprawia włosy. Nietrudno zgadnąć, kim zostanie w latach trzydziestych. Karol Binkowski wywołuje śmiech na widowni jako płaczliwy, obawiający się bosości Jerzy („Czy zdjąć także skarpetki?”), ale imponuje sprawnością ruchową w roli Adasia Mauersbergera. Jako Eulenburg nie akcentuje zniewieściałości swojego bohatera, zresztą okrzyk „Ja nie chcę być mężczyzną!” nie pada w spektaklu. Scena pojedynku szermierskiego między Eulenbergiem, Cesarzem i von Plessem w wykonaniu wspomnianej trójki aktorów robi spore wrażenie.

Powstał spektakl dla wymagającej publiczności, jednocześnie niezwykle klarownie tłumaczący zawiłości niełatwego tekstu Gombrowicza. Podobnie, jak w przypadku „Musu wiśniowego”, „Mateczki” czy „Tajemnicy szyfru Marabuta” słuchacze Studium Aktorskiego mogli zaprezentować widzom swoje zdolności dykcyjne, wokalne i sprawność ruchową. Po obejrzeniu „Historii” pedagodzy mogą być spokojni o przyszłość swoich uczniów. Skoro poradzili sobie z tą materią, niestraszne im już żadne teatralne przeszkody.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
16 maja 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia