Piaf z lalką
"Ja, Edith Piaf" - reż. Alina Skierko-Gielniowska - Teatr Mały w ManufakturzeJeszcze widzowie nie zdążyli przyzwyczaić się do obecności na afiszu Teatru Małego w Łodzi pełnej fantazji bajki Doroty Bielskiej "Szaro-buro... KOLOROWO! - czyli jak smutek zamienić w śmiech", gdy w odstępie tygodnia pojawiła się tam kolejna premiera - "Ja, Edith Piaf". Taka pracowitość jedynej łódzkiej prywatnej sceny połączona z zapałem w poszukiwaniu spektakli ciekawych również od strony formalnej naprawdę mogą budzić szacunek
W spektaklu wyreżyserowanym przez Alinę Skiepko-Gielniewską prócz aktorów, ujrzymy bowiem niemal ludzkich rozmiarów lalkę Piaf, animowaną jak w japońskim teatrze bunraku - zespołowo. Mało tego, spektakl na żywo lustruje muzyką ceniony i nagradzany na międzynarodowych konkursach muzycznych akordeonista Eneasz Kubit.
Edith Giovannę Gassion (Piaf to sceniczny pseudonim) poznajemy w kolejnych, zdaniem twórców przedstawienia, zwrotnych punktach życia. Widzimy jej młodość na paryskim bruku i werbunek do kabaretu Louisa Leplée, pierwsze kroki na scenie i walkę o sławę - także w Ameryce, kolejne miłości, których z taką rozpaczą się chwytała.
W "Małym" spleciono plany gry aktorskiej i animacji lalkowej. Z tego mariażu obronną ręką wychodzi, co trochę smutne, lalka. W Piaf granej przez Joannę Stasiewicz za wiele jest lekkomyślności podlotka, za mało, nawet jak na życiowego klauna, emocjonalnej głębi. Refleksje pojawiają się u kresu życia - tu wkracza animowana z dużym wyczuciem i znawstwem lalka. Piaf zgorzkniała i osamotniona potrafi jednak dotrzeć do wielkiej mądrości, dzięki czemu oglądamy całkiem sporych rozmiarów - jak na Teatr Mały - apoteozę życia.
Gorzej z "kabaretem" wokół Piaf. Estradowy przytup udziela się przyjmującym w żywym planie kolejne role aktorom, których przesadnej grze towarzyszy, niemal od początku, puszczanie oka do publiczności. Brawa dla Stasiewicz za odwagę zmierzenia się z piosenkami Piaf, jak jednak daleko jesteśmy od Piaf...
Jest lekko i niezobowiązująco. Czy nie nazbyt ? Jeśli pamiętać słowa Charlesa Aznavoura "To była Panna Pełna Sprzeczności, z której wyrosła kobieta", taka koncepcja przedstawienia wydaje się jednak bronić.