Pięć minut przed premierą
"Murzyn warszawski" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku- Ta prosta, salonowa komedyjka, napisana w 1928 roku, wywoływała w latach 20. i 30. duże emocje. Sztuka opowiada o rodzinie żydowskiej, która bardzo chciała się zasymilować i przekroczyła w tym dążeniu zdroworozsądkowe granice - mówi Adam Orzechowski, reżyser spektaklu na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie.
Pierwsza powojenna inscenizacja popularnej w międzywojniu komedii Antoniego Słonimskiego, jednej z najbarwniejszych postaci polskiego życia artystycznego i intelektualnego. Tekst jest ładnym językiem napisany, ma charakter ponadczasowy. Jest pastiszem na ludzi, zawarty w nim dowcip nie wzbudza śmiechu do rozpuku, ale wywołuje uśmiech. Premiera: 17 lipca na Scenie Kameralnej oraz 18 lipca na Scenie Letniej w Pruszczu Gd.
Adam Orzechowski: "Miłość, trochę kwestii żydowskiej i megalomania"
- Antoni Słonimski po wojnie nie był wznawiany, nie był ulubionym autorem władz PRL - mówi Adam Orzechowski, reżyser. - Funkcjonował jako intelektualista, poeta, twórca dość mocno skandalizujący, budzący emocje. Przede wszystkim znany jest nam w tej chwili jako człowiek, który pisał recenzje teatralne, bardzo kąśliwie odnosząc się do autorów i twórców, można powiedzieć, że był bezlitosny. Drukowano jego wiersze, ale jego twórczość dramatyczna jest w ogóle nie znana.
- Co jakiś czas pojawia się na polskich scenach tekst Antoniego Słonimskiego "Rodzina", ale "Murzyna warszawskiego", który to tekst Teatr Wybrzeże teraz wydobył, nie wystawiano ani razu - kontynuuje reżyser. - Ta prosta, salonowa komedyjka, napisana w 1928 roku, wywoływała w latach 20. i 30. duże emocje. Sztuka opowiada o rodzinie żydowskiej, która bardzo chciała się zasymilować i przekroczyła w tym dążeniu zdroworozsądkowe granice.
- Dzisiaj nie ma Żydów w takiej liczbie, jak przed wojną, ale zjawisko i problem antysemityzmu, niestety, pojawia się co jakiś czas - kontynuuje Adam Orzechowski. - Nie chcemy poruszać problemu na poziomie ideologicznym, tylko z przymrużeniem oka i dystansem na zjawisko popatrzeć. Zadziwiające jest, że w sztuce Słonimski umieścił bohatera, Polaka, który jest homoseksualistą, ludzie przed wojną protestowali przeciwko temu, w tej chwili z tematem jesteśmy oswojeni.
Słonimski jest inteligentnym autorem. To jest bardzo subtelnie, znakomitym językiem napisany, tekst, który został nieco skrócony, realizatorzy pozostali maksymalnie mu wierni, nadając ślad nowego odczytania. Akcja umieszczona jest w umownej przestrzeni - biało - czerwone barwy, książki, menora odwrócona do góry nogami, czyli żydowskość zawieszona na przysłowiowym kołku - opowiada reżyser.
- My, Polacy, z pewnością odnajdziemy się w przedstawieniu, bo pretendujemy, żebyśmy byli najważniejsi w Unii Europejskiej, sądzimy, że powinniśmy rządzić światem i nam się więcej, niż innym, należy - mówi Adam Orzechowski. - Takie postawy wynikają z braku poczucia tożsamości i własnej wartości, a gdy mamy do czynienia z zakłóceniem własnych wartości zaczynamy przesadzać w jakimś kierunku, politycy grają emocjami, w kampanii wyborczej doświadczamy tego. W przedstawieniu jest miłość, trochę kwestii żydowskiej i megalomania. Mam nadzieję, że publiczność odbierze spektakl z uśmiechem na twarzy, że będzie on dla widzów chwilą wytchnienia.
Marzena Nieczuja-Urbańska: "Mąż wstydzi się żony"
- Gram matkę Żydówkę, mój mąż bardzo chce być Polakiem i wstydzi się swojej żony z racji tego, że ona nie ma problemów z tożsamością, a on ma - powiedziała Marzena Nieczuja-Urbańska, występująca w roli żony głównego bohatera, Poli Hertmańskiej. - Na tym tle powstaje konflikt w rodzinie, która w pewnym momencie się rozpada. Lubię tę postać, nabrałam do niej sympatii zaraz po przeczytaniu tekstu.
Aktorka stwierdza, że bohaterka, którą kreuje, jest trochę prowadzona na kontrze, w myśl tego, co pisał o niej Słonimski: "Stara, łagodna Żydówka". Rolę kształtuje przy współpracy z reżyserem, to on proponuje. Grubą kreską wszystko jest rysowane, tak przynajmniej jej się teraz zdaje. Weryfikacji dokona publiczność. Gdy pytam, co w pracy sprawiało artystce największą trudność, stwierdza, że jej kwestie są napisane specyficznymi frazami. Pola mówi po polsku, ale jej język nie jest dokładny. Na początku miała problem żeby złapać tę frazę, musiała się nauczyć trochę przekrzywionej składni.
- Pogranicze dwóch kultur jest połączeniem gorzkim - mówi Marzena Nieczuja-Urbańska. - Śmiech, jeżeli się pojawia, dla niektórych, ale może być trudny. Mamy w Polsce dużo antysemityzmu, moim zdaniem, dlatego jestem ciekawa, jak sztuka zostanie odebrana. Wszystkiego rodzaju anty zawsze się biorą z biedy, niepewności. Wtedy obcego nienawidzimy. Przykre zjawisko dotyczy nie tylko naszego kraju, pojawia się w określonych sytuacjach.
- Sztuka nie jest łatwa, widz mający niewielką wiedzę kulturową, napotka na problemy z jej odbiorem. - konkluduje. - Jest też przerysowana w kształtowaniu postaci, w naszym designie, jest ostro!
Katarzyna Z. Michalska: "Dziewczyna o energii wulkanu"
- Gram dziewczynę o energii wulkanu i mnie to bardzo odpowiada, mam możliwość wyładowania się na scenie - mówi Katarzyna Z. Michalska, występująca w roli Zazy Hertmańskiej. - Granie postaci daje mi możliwość odmłodzenia się, mam lat 30, gram 22-latkę. Nagle cofam się w czasie i staram się sobie przypomnieć jak to było, kiedy po studiach totalna świeżość we mnie była, bo teraz już się żyje, człowiek się bardziej rozwija, niż szuka możliwości, by złapać życie.
Aktorka zwraca uwagę na fenomenalną atmosferę pracy. Kompozytor, Marcin Mirowski, dał jej przyjemność powrotu do skrzypiec. Wcześniej na skrzypcach grała w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Teraz otrzymała największy materiał muzyczny na skrzypce, z jakim musiała się zmierzyć w teatrze.
- Praca pod czujnym okiem kompozytora, który zapewnił mi poczucie bezpieczeństwa, jest niepowtarzalna, daje mi przyjemność i mam nadzieję, że będą tego efekty - powiedziała.
Piotr Witkowski: "Pastisz na ludzi"
- Przyjemnie jest grać kogoś, kto cały czas kpi, on ma swoje życie, swój świat, żyje z rodzicami, ale kompletnie nie bierze ich na poważnie, już jest dorosły, na dobrą sprawę powinien się wyprowadzić, nie wiadomo, dlaczego tego nie robi, jest mu z tym wygodnie - mówi Piotr Witkowski, odtwórca roli Mitka Hertmańskiego. - Oboje z Zazą, dorosłe dzieci, mieszkają z rodzicami, którzy są przekonani, że mają nad nimi kontrolę, kompletnie nie jest to prawdą.
Mitek i Zaza mają swoje życie, o którym matka i ojciec nic nie wiedzą, pada smutny tekst córki na końcu, że my tu się schodzimy na obiad i kolację, każdy egzystuje jak w pensjonacie, nic nawzajem o sobie nie wiedząc, kontynuuje aktor.
- Tekst jest ładnym językiem napisany, trzeba się w niego wsłuchać, ma charakter ponadczasowy - stwierdza. - Jest pastiszem na ludzi, zawarty w nim dowcip nie wzbudza śmiechu do rozpuku, ale wywołuje uśmiech.