Piekielna komedia Unterwegera

„The Infernal Comedy: Confessions of a serial killer" – reż – Michael Sturminger – Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu

John Malkovich, dwie sopranistki i Orkiestra Barokowa. Co najważniejsze - Wrocławska Orkiestra Barkowa! To krótki opis tego czego można spodziewać się po spektaklu Michaela Sturmingera „The Infernal Comedy: Confessions of a serial killer"". Jest on jak wizyta w filharmonii, operze i teatrze jednocześnie.

Jednak już ta krótka charakterystyka pokazuje nam przykrą prawdę na temat współczesnej kultury popularnej. Muzycy klasyczni spychani są na margines, podczas gdy aktor, pragnący jak najlepiej wyeksponować postać, staje zamiast niej w blasku reflektorów, prawdopodobnie również zmieszany tym faktem.

Orkiestra, a w szczególności instrumenty dęte, które grają tutaj „pierwsze skrzypce", jest tym co wyróżnia tę realizację. Jednak, ponieważ mimo wszystko jest to spektakl, a nie koncert, w pierwszej kolejności należałoby przedstawić głównego bohatera. Jack Unterweger (John Malkovich) pojawia się na scenie jako ubrany w ciemną koszulę i biały garnitur pisarz, który wyruszył w trasę promującą książkę swojego autorstwa. Jej tytuł, jak można się domyślić, jest równocześnie tytułem sztuki. Od tego momentu niepostrzeżenie rozpoczyna się jego historia, którą bardziej szczegółowo przedstawił w książce, a wszystko to odbywa się w formie wieczorku literackiego połączonego z wystąpieniem szkoleniowca-eksperta.

Czas spędzany w tak miłym towarzystwie przerywa informacja o tym, że bohater spędził 15 lat życia w więzieniu. Nie dając nam nawet chwili na przyswojenie tej wiadomości, od razu przystępuje do rzeczy przyznając jakiego czynu się dopuścił – zabił kobietę. To miłe z jego strony, że dzięki temu wyznaniu, przynajmniej nie pozostawił nas ze znakiem zapytania do końca spektaklu.

Siłą sprawczą działań Jacka, są właśnie kobiety. Determinują one jego życie w stopniu, z jakiego nie zdajemy sobie sprawy. Kobiety go osaczyły i zdominowały jego życie, pozostaje pod ich stałym wpływem. Na naszych oczach przechodzi przez wszystkie stadia relacji z nimi. Słucha ich, docenia, obsypuje kwiatami by potem gwałtownie mordować. Któż nie odegra takiej osoby lepiej niż John Malkovich? On już posiada odpowiednie cechy – wystarczy zmienić inicjały. Sposób poruszania się, mówienia i delikatny uśmiech mający w sobie więcej wytworności i refleksji niż gwałtownego uczucia zadowolenia – to tylko niektóre z przyczyn, dla których Malkovich przez tyle lat pozostaje niemalże ideałem mężczyzny. Specyficzne ułożenie dolnej szczęki oraz głęboko osadzone oczy na scenie potrafią zdziałać cuda.

Solistki są tutaj symbolem kochanek i ofiar bohatera. Kobiet, które doprowadzają go do szaleństwa. Natomiast obecna za nim orkiestra, jest jak grono świadków i oskarżycieli – nie dziwne więc, że słysząc pierwsze dźwięki ich muzyki, bohater nakazuje im przerwę. Ta muzyka wytrąca go z równowagi. Jako osoba zafascynowana muzyką poważną zauważyłam, że nie trzeba być ekspertem czy wyjątkowym wrażliwcem, aby wzbudziła ona w człowieku niezwykle silną odpowiedź emocjonalną. Nie da się porównać odczuć związanych ze słuchaniem utworów Haydna czy Vivaldiego na żywo, z odtwarzaniem ich z nośników pamięci i to jest w niej najpiękniejsze. Jest to tak niesamowita forma sztuki, że potrafi wpłynąć nawet na tak bezwzględną osobę. Jego reakcja to moment, w którym po raz pierwszy możemy obserwować jego chwiejność emocjonalną. Troskliwość w stosunku do kobiet raptownie zmienia się w niepohamowaną potrzebę mordu. Potrzebę spowodowaną prawdopodobnie poczuciem odrzucenia z ich strony. Pojawiającą się na scenie solistkę, Jack najpierw obejmuje z czułością, by potem nachalnie obejmować, nieomal gwałcąc.

W jaki sposób będąc jawnym mordercą zdołał omamić tyle kobiet, które zdawały się zupełnie nie zwracać na to uwagi? Bohater zna odpowiedź na to pytanie – pociągał je obecny w nim zabójca „chciały przespać się z mordercą" (oczywiście w oryginale słowa te brzmiały mniej eufemistycznie). Unterweger wyjawia prawdy, do których nikt się nie chce przyznać nawet przed samym sobą. Był tak przebiegły, że dworował sobie ze służb śledczych, towarzysząc im w dochodzeniach dotyczących jego osoby, zdołał też omamić kilkaset postronnych osób, które w końcu przyczyniły się do jego uwolnienia. Pisanie okazało się jego „długodystansowym lotem do wolności". Tutaj rodzi się pytanie: skoro potrafił oszukać wszystkich, to dlaczego się do tego przyznaje? – odpowiedź jest prosta, nic mu już nie grozi. Nasz bohater, Jack Unterweger, jest martwy. Występuje tutaj w roli chłodnego obserwatora własnego życia, a żeby to opanowanie uczynić bardziej złowieszczym, do jego wypowiedzi, dołącza orkiestra. Słowa poetycko padają przy akompaniamencie muzyki wprowadzającej do jego wypowiedzi melancholię.

Twórcy przedstawiają tutaj także chorobliwą potrzebę bycia zauważonym i zapamiętanym: „lepiej być mordercą niż nikim". Zwróciłam uwagę na scenę, w której Jack Unterweger podąża za sopranistką, która, niczego nieświadoma, niespiesznie kieruje się na przeciwległą stronę sceny. Ten moment stanowi kwintesencję aktorstwa Malkovicha. Spaceruje on pomiędzy muzykami nie spuszczając oczu z kobiety. Scenografię stanowią jedynie stół, na którym leżą książki bohatera, krzesło oraz orkiestra. Pozostaje więc dużo przestrzeni, aby żądny mordu Unterweger mógł przechadzać się wśród orkiestry niezauważony przez ofiarę.

„Infernal comedy" jest prawdopodobnie bezpośrednim nawiązaniem do „Divine comedy" Dantego. Odwołania aż sypią się z rękawa. Abstrahując od samego tytułu, Dante uczynił bohaterem książki samego siebie, podróżuje po zaświatach i jest nie tylko postacią, ale i narratorem opowieści. Prawdopodobnie więc reżyser (Michael Sturminger) nadając sztuce tytuł „Infernal comedy", wysłał swojego bohatera od razu do piekieł – tam, gdzie jego miejsce, nie trzymając się bardziej miłosiernego konceptu, zaproponowanego przez Dantego i pomijając niebo oraz czyścieć.

Kierkegaard powiedział kiedyś, że „życie można zrozumieć tylko patrząc wstecz, ale trzeba je przeżywać do przodu." Bohater Sturmingera nie ma tego problemu. Jest martwy, może więc patrzeć wstecz bez ciężaru życia i odpowiedzialności. Może dlatego zdaje się rozumieć tyle niejasnych dla nas spraw i konsekwentnie tłumaczy nam przyczyny każdego nieracjonalnego zachowania z jakim mamy styczność? To samozwańczy ekspert od spraw damsko-męskich, mówiący tak wspaniale, że zgromadzonym na widowni mężczyznom nie pozostaje nic innego jak chwycić za ołówek i spisywać jego złote myśli. Diabelna logika Unterwegera jest powierzchnią, na której ten chory umysł jak w lustrze odbijają się wady ludzkiego rozumu i zdrowego rozsądku oraz absurdalność ludzkich zachowań. Właściwie sam jest zdziwiony odpowiedzią społeczeństwa, będącego na tyle naiwnym, aby uznać świeżo odkryte ambicje pisarskie za skruchę i próbę odkupienia win.

Reżyseria i scenariusz: Michael Sturminger, scenografia i kostiumy: Obsada: Jack Unterweger – John Malkovich, Sopranistki/ ofiary Unterwegera: Chen Reiss, Susanne Langbein, Koncepcja artystyczna i kierownictwo muzyczne, dyrygent, kierownictwo artystyczne Wrocławskiej Orkiestry Barokowej: Jarosław Thiel, kierownictwo artystyczne Orchester Wiener Akademie: Martin Haselböck, Orchester Wiener Akademie, Wrocławska Orkiestra Barokowa.

Teresa Wysocka
Portal Presto
11 października 2022

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia