Piekło niezgody jest niestety wieczne [DT]
rozmowa z Krzysztofem Babickim"Zemsta" musi być i historią miłosną i komedią omyłek, aby nie była tylko parodią "wad narodowych", bo to za mało na dobry spektakl.
O "Zemście" Aleksandra Fredry realizowanej w Teatrze Polskim w Radomiu z reżyserem Krzysztofem Babickim rozmawia Magdalena Iwańska.
„Zemsta” Aleksandra Fredry to kolejny wielki klasyk polskiego dramatu na liście pańskiego dorobku reżyserskiego. Lubi Pan pracować z tekstami tego typu?
Tak, bo to fascynująca rozmowa o nas samych widzianych z różnych perspektyw czasowych.
Czy Pana zdaniem polska publiczność ma do takich dzieł sentyment i lubi je oglądać?
Polska publiczność lubi oglądać dobre przedstawienia, myślę że nie stosuje kryteriów –„klasyki”, „współczesności”.
„Zemsta” to był wybór z Pańskiej strony czy propozycją ze strony Teatru?
Od dawna myślałem o Fredrze i propozycję pana dyrektora Zbigniewa Rybki przyjąłem z radością, ale i pełen obaw…
Jakie uniwersalne prawdy może przekazać „Zemsta” współczesnemu widzowi?
To, że Piekło niezgody, kłótni jest niszczące wszystkie stro0ny i że jest niestety wieczne.
Jak zrobić spektakl, żeby współczesny nastolatek z ochotą i zainteresowaniem oglądał „Zemstę”?
To spektakl bardzo kameralny i mam nadzieję, że współczesny nastolatek będzie słuchał rozmów, a nie deklamacji.
Będzie Panu zależało na wyraźnym osadzeniu sztuki w epoce, czy też położy Pan nacisk na jej przesłanie i umieści akcję w bardziej uniwersalnej przestrzeni?
To pusta uniwersalna przestrzeń, kilka mebli i bardzo wyraziste postaci, które mogą pojawić się wszędzie, zwłaszcza w Polsce.
Czy jest taki wątek fredrowskiej sztuki, który zamierza Pan wyeksponować w sposób szczególny?
Tak, to próby ocalenia siebie w świecie nienawiści, kłótni i intryg, które podejmuje młode pokolenie – Klara i Wacław, a także na swój sposób Papkin.
„Zemsta” w Pana reżyserii będzie bardziej historią miłosną, komedią omyłek czy może ciętą parodią naszych wad narodowych?
„Zemsta” musi być i historią miłosną i komedią omyłek, aby nie była tylko parodią „wad narodowych”, bo to za mało na dobry spektakl.
Znawcy oryginału będą mogli być zaskoczeni jakimiś nowatorskimi zmianami?
Mam nadzieję, że tak i wierzę, że rozpoznają w tym spektaklu sztukę Aleksandra Fredry.
Za sprawą pańskiej inscenizacji zadebiutuje na radomskiej scenie aż dwoje nowych aktorów. To chyba odważne posunięcie reżyserskie?
To żadna odwaga, idiotyzmem jest obsadzanie w rolach Klary i Wacława dojrzałych aktorów. To muszą być „adepci życia”.
Chciałby Pan zrealizować w przyszłości jeszcze którąś ze sztuk Fredry?
Tak i to bardzo. Od dawna myślę o komedii „Ożenić się nie mogę”. To mało znana sztuka prozą, bardzo współczesna, bardzo śmieszna.
Na koniec chciałam zapytać o najbliższe plany w życiu zawodowym, które z pewnością będzie teraz bardzo intensywne, chociażby z racji obejmowania przez Pana stanowiska dyrektora Teatru Miejskiego im. Gombrowicza w Gdyni.
Od 20 września zaczynamy sezon. Plany ? Ciężka praca całego zespołu oby te nieszczęsne 18% frekwencji przeszło do historii. Gdynia zasługuje na dobry repertuarowy teatr, teatr do którego będą przychodzić także widzowie z całego Trójmiasta.
Bardzo dziekuję za rozmowę