Piekło powtarzalności

„Ja,Syzyf" - 11. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek dla Dorosłych. Lalka też Człowiek

Syzyf w kulturze europejskiej jest postacią tragiczną – podlegającą okrutnemu przeznaczeniu zabawką bogów, skazaną na wieczne dźwiganie ciężaru losu i zamknięcie w pułapce powtarzalności. Spektakl bułgarskiego teatru Puppet's Lab „Ja,Syzyf" (reż. Veselka Kuncheva) ukazuje tę postać – i jej bezsensowne próby ucieczki ku wolności – w schizofrenicznym zwielokrotnieniu.

Przedstawienie jest rewelacyjnie skomponowane i zagrane: aktor i lalka funkcjonują na scenie na równych prawach i wchodzą ze sobą w interakcje. W wielu scenach są wręcz ze sobą zrośnięci, jako kilka wcieleń tej samej postaci toczącej wewnętrzną walkę o zachowanie swojej tożsamości. Na samym początku spektaklu aktor (znakomity Stoyan Doychev) znajduje się w „kokonie" z rajstop (które w późniejszych scenach okażą się niezwykle plastycznym materiałem i będą służyć do budowania kolejnych lalkowych wcieleń), na ramionach zaś dźwiga dwie potężne głowy postaci niejako powołujących jego ciało do istnienia, niby walczących ze sobą demiurgów. Syzyfowykamień symbolizuje sześcienna, czarna skrzynka, którą aktor próbuje unieść, traktuje jak instrument (wybijając na nim rytm), a w końcu – jako postument, na którym prezentuje się widzom.

W poszczególnych scenach aktor animuje małe laleczki z białymi główkami: raz ich ciało składa się z rozciągliwych rajstop lub rękawów stroju aktora; ich rękami stają się jego palce lub stopy. Malutkie postaci wchodzą z animatorem w dialog: jak gdyby prosząc o wsparcie w dźwiganiu ich ciężarów (sceny, w których Doychev jest „zaczepiany" przez lalkę wypadają szczególnie zabawnie, a niewiarygodna „osobność" lalki ma swój przerażający urok). Tytułowy Syzyf pojawia się również jako seria identycznych wcieleń, tragicznie na siebie skazanych, podejmujących różne czynności, które stają się dla nich kolejnym więzieniem (czytanie, taniec, muzyka: każdy akt staje się beznadziejną spiralą powtórzeń). Okrutne zwielokrotnienie postaci ukazano także symbolicznie w formie harmonicznego instrumentu, w który jest zaplątany aktor czy ciąg mieszczących się w sobie niczym rosyjskie matrioszki lalkowych głów. Olśniewająco estetycznie wypadają, budzące zarazem trwogę, sceny, w których animator gra postać podwojoną, zmagającą się ze sobą samym (głowa postaci umieszczona jest na poziomie kolan aktora).

Spektakl jest bardzo ascetyczny w formie: na skąpanej w półmroku i tonącej w gęstym dymie scenie najważniejszy jest sam animator i jego lalki. Akcja rozgrywa się w przestrzeni umownej, symbolicznej, w tle słyszalny jest powtarzalny wciąż dźwięk przesuwania wielkiego ciężaru. W przedstawieniu pada niewiele słów, komunikacja postaci opiera się na prostych dźwiękach, a rytm scen podkreśla muzyka Hristo Namlieva. „Ja, Syzyf" dzięki swemu onirycznemu charakterowi wciąga widza w hipnotyczny seans, skupiając jego uwagę od początku do końca. Nie ma w spektaklu słabszych momentów: oryginalność rozwiązań animacyjnych każe nam z niecierpliwością wyczekiwać kolejnych scen. Mądra i pomysłowa interpretacja mitologicznego tematu podkreśla jego aktualność. Mroczne, uwierające przedstawienie każe i nam postawić sobie pytanie: jak radzimy sobie we własnym piekle powtarzalności?

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
20 października 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia