Piekło w oparach absurdu
"Amfitrion" - reż. Andrzej Sadowski - Scena Polska Teatru Cieszyńskiego w CieszynieScena Polska Teatru Cieszyńskiego wystawiła ostatnią premierę w 2018 roku. Tym razem był to „Amfitrion" Plauta w reżyserii Andrzeja Sadowskiego. Sztuka, która powstała ponad dwa tysiące lat temu, zainspirowała reżysera do podjęcia bardzo aktualnego problemu, a mianowicie opowiedzenia o granicach wykorzystywania władzy.
Król Tirynsu, Amfitrion (Tomasz Kłaptocz) jest pochłonięty obowiązkami dowódcy. Podczas gdy wykazuje się męstwem na polu wojny, do alkowy jego ciężarnej żony zakrada się sam Jowisz (Zbyšek Radek). Najważniejszy z bogów rzymskich zna jednak wierność Alkmeny (Joanna Litwin). Mimo wszystko nie mogąc oprzeć się urodziwej kobiecie, Jowisz przybiera postać Amfitriona. W tym przebraniu bez problemu udaje mu się zaciągnąć Alkmenę do łóżka, która stęskniona rzuca mu się w ramiona, myśląc, że mąż już wrócił z wojny. Jakież jest zdziwienie kobiety, gdy następnego dnia powraca prawdziwy Amfitrion...
Już przed premierą Andrzej Sadowski zapowiedział, że jego przedstawienie będzie obfitowało w muzykę. – W dramacie Plauta fascynuje mnie to, że część dialogu jest podzielona na tak zwane cantigi, czyli partie liryczne dawniej recytowane lub śpiewane. W mojej inscenizacji wracam do tej tradycji – stwierdził reżyser. Na scenie stanął chór w składzie: Małgorzata Pikus, Halina Paseková, Anna Paprzyca i Małgorzata Sikora. Co ciekawe, muzyka była zupełnie współczesna. Za rockową oprawę przedstawienia odpowiada basistka, Małgorzata Tekiel.
Jeśli zaś chodzi o scenografię, Andrzej Sadowski postawił na klasykę. Jak zaznacza tłumaczka dzieł Plauta, Ewa Skwara, scenografia w czasach, kiedy Plaut tworzył komedie (ok. 200 r. p.n.e), była raczej oszczędna. – W tych czasach Rzym nie posiadał stałego teatru. Przedstawienia odbywały się na prowizorycznej scenie, stawianej z drewna specjalnie dla produkcji teatralnej i natychmiast po jej zakończeniu rozbieranej. Akcja komedii toczyła się przed domami, na ulicy, publiczność oglądała więc frontowe wejście do dwóch lub trzech domów – opisuje tłumaczka. Taką też scenografię zbudowano na Scenie Polskiej.
„Amfitrion" to doskonała komedia, pełna humoru językowego oraz sytuacyjnego. Nie oznacza to jednak, że sztuka stanowi bułkę z masłem dla odtwórców. Dramat pisany wierszem, zlepki trudnych do wyartykułowania słów (Przykład? „Więc żołnierz zaraz / strasznie się stara, / jak tylko może / orężem orze. / Trzask strzaskanych strzał / w szczęku mieczy grzmiał"), a do tego zwyczajowa dynamika komediowego utworu – wszystko to razem wymagało od aktorów długiej pracy nad rolą i nienagannego warsztatu. O ile partie dialogowe słychać było dobrze, o tyle problemy ze słyszalnością miały miejsce w przypadku wykonań chóru. Może była to jednak wina szwankującego nagłośnienia?
W kontekście kreacji aktorskich warto wyróżnić Macieja Cymorka w roli boga Merkurego. Doskonale wcielił się w tę postać, a na jej stworzenie miał znacznie krótszy czas niż reszta zespołu – niemal w ostatniej chwili zastąpił bowiem niedysponowanego Grzegorza Widerę. W „Amfitrionie" jest także kilka doskonałych ról drugoplanowych – na przykład przekomiczny Blefaron Rafała Walentowicza, służąca Lidii Chrzanówny czy jedna z chórzystek grana przez Małgorzatę Pikus (czy szeroki wachlarz możliwości tej aktorki przestanie mnie kiedykolwiek zdumiewać?). Miłą niespodzianką tego przedstawienia jest też kreacja aktorki najmłodszego pokolenia Sceny Polskiej, Małgorzaty Sikory.
Po co dziś wystawiać komedię, która ma ponad dwa tysiące lat? Czy taki utwór jest w stanie poruszyć dzisiejszego odbiorcę, pobudzić do refleksji i rozśmieszyć? Tłumaczka „Amfitriona" oraz reżyser zauroczony dramaturgią Plauta na wszystkie te pytania odpowiadają twierdząco. – Błędem byłoby sądzić, że Plaut się zestarzał lub że tak diametralnie zmienił się literacki smak odbiorców. Przyczyna „teatralnej śmierci" autora leży w języku oryginału, jak i przekładu – twierdzi Ewa Skwara, która przywróciła Plauta do współczesnego literackiego krwiobiegu. Teraz kolejny ruch powinni wykonać polscy reżyserzy, adaptując te dzieła na scenę. „Amfitriona" w tłumaczeniu Skwary pierwszy wystawił Bogdan Hussakowski w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Miało to miejsce w 2009 roku. Dziewięć lat później dramat trafia na Scenę Polską w Czeskim Cieszynie.
– Poprzez to przedstawienie próbuję spytać, czy istnieje jakaś granica wykorzystywania swojej władzy. W spektaklu gwałcony lud niezwykle się z tego faktu cieszy, co nie wydaje mi się poprawne i chcę to poddać dyskusji – powiedział Andrzej Sadowski na kilka dni przed premierą. Nie wiem, czy komediowy wymiar tej sztuki nie przyćmi tego dyskursu. Nie jestem też pewna, czy widzowie oglądając humorystyczne perypetie bogów i ludzi, zechcą zobaczyć analogie do swojego podwórka w polityce lokalnej czy centralnej. Wiem natomiast jedno – przeraża złowieszczy śmiech tego, kto nigdy nie musi się bać utraty władzy, zaś los jego poddanych jest tragiczny.