Piękna zgroza czasów romantyzmu

Polsko-holenderska współpraca przyczyniła się do bezdyskusyjnego tryumfu włoskiej opery autorstwa Gaetano Donizettiego – najpopularniejszego dzieła muzycznego kompozytora wiernego epoce bel canto – epoce pięknych głosów.
“Łucja z Lammermoor”, bo o tym dziele mowa, należy do gatunku opery seria, w której ukazane zostają przede wszystkim tragiczne koleje losu bohatera, w tym wypadku bohaterki. Tytułowa Łucja zakochana z wzajemnością we wrogim jej rodzinie Edgarze staje się ofiarą swojego zachłannego i przebiegłego brata Henryka i na skutek jego intrygi zmuszona jest poślubić niekochanego Artura. Pech chce, że na zaślubinach zjawia się ukochany Edgar, który oskarża swą ukochaną o zdradę. W rezultacie na poły oszalała Łucja morduje w dzień wesela Artura, a sama do reszty popada w obłęd i wnet umiera. Zrozpaczony Edgar na tę wieść przebija się sztyletem. Dobrze jest znać treść libretta, gdyż cała opera wykonywana jest jej “rodzimym” języku czyli po włosku. Mimo wszystko promptery wyświetlają po polsku treść dialogów, ale aż nie chce odrywać się oczu od tego, co dzieje się na scenie! Historia Łucji jest, można powiedzieć, dosyć banalna i jak to się zwykło mówić - “ograna”. Niewtajemniczonym mogą nasuwać się skojarzenia z szekspirowskim dramatem “Romeo i Julia” (odniesień do Szekspira, a ściślej rzecz ujmując do “Makbeta”, można również szukać w scenie obłędu Łucji). Nie chodzi jednak o to, by wymyślać kolejne fascynujące historie, w których zresztą i tak zawsze chodzi o miłość, śmierć i władzę, ale unaocznić widzowi uniwersalność zdarzeń, złożoność ludzkich uczuć i siłę czystej, idealnej, “romantycznej” miłości. Skądinąd i pierwowzór opery – powieść Waltera Scotta “Narzeczona z Lammermoor”, jak sama opera i libretto Salvatore Cammarano mają romantyczny rodowód. Twórcom bytomskiej “Łucji...” z wielkim sukcesem udało się pomieścić w schematycznej nieco (choć podobno prawdziwej!) opowieści zgubność żądz jak i niewinność miłości; romantyczne ideały ale i ponadczasowe prawdy. Nie skłamałabym pisząc, iż nad całą inscenizacją, mimo jej oryginalności, unosi się duch epoki romantyzmu – począwszy od gotyckich, strzelistych konturów w tle inscenizacji, poprzez grę świateł, skończywszy na scenach, które klimatem odsyłają do twórczości malarzy tamtej epoki, np. do dzieł Caspara Davida Friedricha (niezapomniana, finalna scena Edgara w osnutym mgłami grobowcu). Nieprzeciętną ucztą zarówno dla ucha jaki i dla oka były występy solistów, a zwłaszcza partia tytułowej Łucji, którą mistrzowsko wykonała piękna i utalentowana (również pod względem dramatycznego wyrazu) Karina Skrzeszewska-Głuch. Jej oryginalna, pełna emocji i wspaniałych (bo nie przesadzonych) gestykulacji i wyraźniej mimiki interpretacja losów Łucji zapewne na długo pozostanie w naszej pamięci. Do scen-perełek należą bez wątpienia: scena obłędu Łucji (zwłaszcza rewelacyjny “pojedynek” na głosy bohaterki z solową partią fletu; aria Edgara (choć pod względem dramatycznym Sergey Drobyshevsky wypadł nieco “anemicznie”) czekającego na pojedynek w rodzinnym grobowcu oraz liczne sceny (duety, tercety, kwartety), gdzie artyści wykonują swe partie w jednym i tym samym momencie – te pełne ekspresji i napięcia ansamble wyrywają wręcz widza z pluszowego fotela i unoszą gdzieś w otchłań piękna. Warto zwrócić uwagę na bardzo pomysłową oprawę scenograficzną bytomskiej inscenizacji. Ramą (zarówno w sensie dosłownym jak i przenośnym) scenograficzną “Łucji” jest wpisany w scenę “ekran” skomponowany z drewnianych desek. W środku owej ramy dzieją się rzeczy dla dramatu najistotniejsze (zaręczyny ukochanych, rozpacz Łucji, potem jej popisowy obłęd, śmierć kochanków) i w zależności od rodzaju sceny owo centrum wypełnione zostaje różnymi sprzętami (pagórek, łóżko czy weselny stół). Puste proscenium przed obramowaniem przeznaczono dla scen bardziej widowiskowych (zaślubiny czy wezwanie na pojedynek), a miejsca dookoła wypełniali chórzyści opery będący gośćmi weselnymi. Scenograf Marc Thurow zadbał również o inne, niemniej ważne szczegóły: tłem akcji (obu aktów) może być (w zależności od interpretacji) szkocki las czy też miasteczko pełne gotyckich budowli, które symbolizują ekspresjonistyczne w swej wymowie, drewniane konstrukcje tworzące intrygującą plątaninę geometrycznych form. Pośrodku owych niepokojących, zamglonych “rusztowań” sączy się jasna poświata, zmieniająca kolor w zależności od znaczenia danej sceny (np. głęboka zieleń na początku jako wyraz nadziei, ale również i odniesienie do płynącego w pobliżu źródła). Na pochwałę zasługują również kostiumy w wykonaniu Zany Bosnjak – zwłaszcza w scenach zbiorowych z udziałem chóru widać zamysł kostiumolożki, która postanowiła zrezygnować z feeri barw i kolorów na rzecz biało-czarnych kontrastów z dodatkami fioletu – postaci z balu są odziane właśnie w takie czarno-białe, piękne i fantazyjnie zaprojektowane suknie. Na tym oryginalnym tle toczy się zapamiętała walka uczuć – również mających odzwierciedlenie w kolorach: wymowna biała suknia splamiona zostanie czerwoną krwią, czerwony jest również całun pokrywający ciało Łucji. To ona jedyna jako główna bohaterka może nakładać na siebie “ognisty” kolor – reszta bohaterów wtopiona jest w zieleń lasu (wśród męskich bohaterów prócz czerni królują brązy i zielenie). Niewątpliwie ta inscenizacja “Łucji z Lammermoor” to przebojowa propozycja Opery Śląskiej. Ludzkie afekty połączone z efektowną oprawą wokalno-sceniczną dały niezmiernie gustowny i czarujący efekt jakim jest polsko-holendersko (i trochę niemiecko) realizacja “Łucji z Lammermoor”. Ta ponadnarodowa kooperacja przedsiębiorczych ludzi sztuki pragnie krzewić piękno nie tylko w Polsce ale również w Europie – warto bowiem na koniec wspomnieć, że bytomska inscenizacja “Łucji...” już wkrótce wyrusza na kwietniowe tournee do Holandii oraz Belgii. Miejmy nadzieję, że zostanie przyjęta przez tamtą publiczność równie entuzjastycznie jak u nas – na Górnym Śląsku., Opera Śląska w Bytomiu, Gaetano Donizetti, “Łucja z Lammermoor” (“Lucia di Lammermoor”), Libretto: Salvatore Cammarano, reżyseria: Bert Bijnen, scenografia: Marc Thurow, kierownictwo muzyczne: Tadeusz Serafin, kierownictwo chóru: Anna Tarnowska, kostiumy: Zana Bosnjak, reżyseria świateł: Erwin Jutz Obsada: Łucja - Karina Skrzeszewska-Głuch/Agnieszka Bochenek-Osiecka/Gaseul Cecilia Son, Edgar - Sergey Drobyshevsky/Dariusz Pietrzykowski/Francesco Verrecchia, Lord Henryk Ashton - Mariusz Godlewski/Paweł Kajzderski/Włodzimierz Skalski/Alfio Grasso, Rajmund - Zbigniew Wunsch/Tadeusz Leśniczak/Bogdan Kurowski/Michael Brieske, Artur - Tomasz Urbaniak/Janusz Wenz/Juliusz Ursyn-Niemcewicz/Andrea Post, Alicja - Grażyna Marek/Magdalena Spytek, Norman - Łukasz Gaj/Piotr Rachocki/Janusz Wenz oraz soliści, chór i orkiestra Opery Śląskiej Premiera: 26 marca 2008.
Marta Odziomek
Dziennik Teatralny Katowice
28 marca 2008

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...