Piękne słowo: tolerancja

"Napis" - reż. Wojciech Nowak - Teatr Telewizji

Cóż jest w stanie zmienić jeden głupi napis umieszczony w windzie? Zepsuć komuś dzień? Spowodować konflikt między sąsiadami? A może zdemaskować schematy, jakimi posługuje się współczesne, rzekomo tolerancyjne i otwarte społeczeństwo? To ostatnie rozwiązanie wybrali realizatorzy najnowszego spektaklu Teatru Telewizji.

Bohaterzy „Napisu” wpadli w pułapkę tego, co nazywamy poprawnością  polityczną. Mieszkańcy bloku żyją w świecie, w którym wszystko jest „ekstra”. „Ekstra” są Arabowie, „ekstra” są Czarnoskórzy, „ekstra” jest Święto Chleba i jazda na rolkach. Ład społeczny opiera się tu w dużej mierze na nieustannie deklarowanej otwartości i tolerancji. Teoretycznie, ludzie ci są życzliwi wobec obcych i na wskroś nowocześni.

Ten pozorny spokój burzy pojawienie się nowych lokatorów, którzy, choć niewiele mniej drobnomieszczańscy, uwikłani są w pewną przykrą aferę. Lebrun tropi bowiem autorów obelżywego napisu na swój temat. Sytuacja ta stawia go w naturalny sposób w opozycji wobec pozostałych mieszkańców. Choć zadecydował o tym w dużej mierze przypadek, to właśnie niczym się niewyróżniający Lebrun, zostaje Innym, z którym trzeba się skonfrontować.

Problem z Lebrunami nie polega jednak tylko na krępującej sprawie napisu. Bohaterowie ci wyraźnie się alienują, nie przychodząc na Święto Dzielnicy. W oczach pozostałych mieszkańców, w żaden sposób nie dorastają do nowoczesnych idei zjednoczonej Europy.

Twórcy przedstawienia bezwzględnie rozprawiają się ze sposobem, w jaki najczęściej pojmowane są modne i nowoczesne idee. Potrafią to zrobić trafnie i z wyczuciem. Pani Bouvier (w tej roli świetna Ewa Wiśniewska) posługuje się sloganami niemal wyciętymi z wypowiedzi polityków czy socjologów. Daremne jednak byłyby prośby o rozwinięcie łatwo wpadających w ucho haseł. Nie do pomyślenia jest dla niej postępowanie w inny sposób, niż ten przez nią aprobowany. Wszystko jedno, czy chodzi o akceptowanie mniejszości narodowych, czy też o obecność ojców przy porodach. Jej zdaniem, musimy iść z duchem czasu. A w ducha tego wpisuje się również niezadawanie krępujących pytań.

Równocześnie jednak, w wypowiedziach mieszkańców bloku niemal przez wszystkie przypadki odmieniane są takie słowa, jak wolność czy tolerancja. Z ich ust nie schodzi wymuszony uśmiech. Czar jednak stopniowo pryska – niewiele pozostaje z postulatów nieustannie deklarowanych przez tę niewielką społeczność. Po raz kolejny przekonujemy się, że słowa są tylko słowami i nie muszą wiązać się z konkretnymi postawami czy wzorcami postępowania. Wizja ta jest przerażająco prawdziwa. Sztuka Geralda Sibleyrasa powstała stosunkowo niedawno, a fakt, że opiera się na francuskich realiach, nie ma  najmniejszego znaczenia dla autentyczności widowiska.

„Napis” nie jest jednak przytłaczającą, „ciemną” sztuką, której głównym zadaniem miało by być bezlitosne rozprawienie się z mieszczańską mentalnością. Dramat napisany zostały bardzo zgrabnie, a wdzięku dodaje mu delikatny humor.  Komediowy wymiar sztuki decyduje o jej lekkości i sprawia, że, choć nie porusza ona łatwych tematów, nie staje się zbytnio obciążająca dla odbiorców. Trzeba przyznać, że duże znaczenie ma tu reżyseria i sposób poprowadzenia poszczególnych postaci. Łatwo byłoby wszak „skręcić” w kierunku farsy, bądź uczynić ze spektaklu nieznośny moralitet. Teatrowi Telewizji udaje się uciec od tych zagrożeń.

„Napis” nie jest również prostą opowieścią o obcym, który, wrzucony w wir represyjnej kultury, jest w stanie swoim obiektywnym i nieco naiwnym okiem obnażyć jej absurdy. Również Lebrunowie mają swoje wady. Z całą pewnością nie sposób się z tymi bohaterami  utożsamiać. Trudno również obdarzyć ich sympatią – Lebrun pozbawiony jest choćby śladu dystansu i poczucia humoru, a  starania jego żony, by za wszelką cenę wszystkim dogodzić, nie zjednują jej życzliwości.

Wszystkie występujące tu postaci zostały świetnie zagrane. Na deskach Teatru Telewizji można zobaczyć m.in. Krzysztofa Globisza, Grzegorza Damięckiego czy Jerzego Schejbala. Tak skompletowana obsada jest ogromnym atutem przedstawienia. Dzięki grze aktorskiej oraz wspominanej wyżej niejednoznaczności, „Napis” nie staje się prostoduszną historyjką,  lecz czymś głębszym – prawdziwą diagnozą współczesnego społeczeństwa i wszechobecnej obłudy.

Z wymową spektaklu współgrają również doskonałe dekoracje. Bez względu na to, czy przenosimy się do nowoczesnego i ascetycznie urządzonego mieszkania państwa Cholley, czy też drobnomieszczańskiego lokum Bouvierów, scenografia wykonana jest w sposób przemyślany i bardzo ciekawy. Ogromnym plusem widowiska jest sama teatralność dekoracji. „Napis” nie został nakręcony, co ostatnio modne, w prawdziwym bloku, lecz w przestrzeni umownej, przygotowanej specjalnie do wymogów tego przedstawienia. Dzięki temu otrzymujemy obraz spójny i zapadający w pamięć. 

Tak naprawdę nie ma bowiem znaczenia, czy przysłuchiwać będziemy się państwu Cholley, czy też Bouvierom. Wszędzie napotkamy na te same poprawne i powierzchowne opinie oraz taką samą niechęć do innych, skrywaną pod płaszczykiem tolerancji. I tylko sam „Napis” wymyka się tej zamkniętej i pustej przestrzeni poprawności politycznej.

Barbara Englender
Dziennik Teatralny
1 lutego 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia