Pierwsza Dama tańczy sama

"Pierwsza dama" - reż. Grzegorz Warchoł - Och-Teatr w Warszawie

To miało być kolejne, zwykłe spotkanie przedwyborcze, głównie z kobiecym elektoratem, jednego z wielu na pozór idealnych, jak ich wybielone zęby, kandydata. Niestety zbieg niefortunnych okoliczności spowodował, że sam kandydat nie był w stanie się pojawić - przed mikrofony i kamery wypchnięto zatem jego żonę.

Niby wszystko proste, przygotowane w detalach i skazane na powodzenie oraz aplauz elektoratu, a jednak te "5 minut" żony senatora będzie czymś wymykającym się regułom politycznego PR-u i propagandy sukcesu. Bo tak jak w życiu, kiedy urywa się rozpisany na role scenariusz i rozpada przemyślana uprzednio strategia, zaczynają opadać kolejne maski a warstwy farby, którą namalowano idealny portret, zaczynają się łuszczyć, odsłaniając prawdziwe oblicze "Pierwszej Damy".

"Pierwsza Dama", monodram Romy Gąsiorowskiej w reżyserii Grzegorza Warchoła, to nic innego jak obraz kobiety bezgranicznie oddanej swojemu mężowi, której życie ulega podporządkowaniu jego karierze i jego pomysłowi nie tylko na swoje życie, ale i życie otaczających go bliskich. "Danuta W." bis? W tym kontekście do pewnego stopnia tak; nie da się bowiem ukryć wielu paraleli, choć w przypadku "Pierwszej Damy" mamy do czynienia z amerykańskim modelem kariery politycznej, z całą jej pop'ową i plastikową otoczką. Trudno w pewnym momencie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to ogromne uczucie i fascynacja mężem wpędza bohaterkę w tak stłamszony w środku atomowy potencjał własnych kompleksów, czy wręcz przeciwnie - to niskie poczucie własnej wartości i świadomość posiadanych wad i ułomności pchają ją w objęcia wydającego się być ideałem męża? Efekt jednak jest podobny w obu przypadkach: oto w błysku fleszy staje przed nami kobieta zmuszona nie tylko do wystąpienia publicznego, ale i wylękniona kolejną porażką; oglądamy emocjonalny striptiz, obnażający kolejne słabości i kompleksy. Pamiętajmy, że poruszamy się wciąż w obrębie wielkiej polityki, która nigdy chętnie ze szczerością i skłonnością do przyznawania się do bycia "zwykłym człowiekiem" w parze nie chadza. Stąd właśnie taka kumulacja frustracji, huśtawka nastrojów i kolosalna, dojmująca samotność bohaterki monodramu, która mimo otwartych drzwiczek miota się w złotej klatce, uderzając o kratki, tyle że wyjść już z niej chyba nie może i nie potrafi.

Spektakl, choć zagrany poprawnie, wydaje się być tak bardzo modelowy i oczywisty w swojej konstrukcji, jak los niemal każdej z "pierwszych dam". Reguły gry są tu proste niczym w samej polityce; dlatego należałoby zadać sobie pytanie czemu ten spektakl ma służyć? Skoro na co dzień obserwujemy to samo w mediach, jakże nachalnie i bezpardonowo obnażających pikantne szczegóły z życia prywatnego polityków i ich żon, kochanek, asystentek, stażystek, po co wikłać w to jeszcze teatr? Dla samej Romy Gąsiorowskiej stanowi to być może wyzwanie aktorskie i próbę odejścia od dotychczasowego kanonu ról, w jakich była do tej pory obsadzana i pójścia o krok dalej, bo to debiut w monodramie. Dla widzów, obawiam się jednak, przedstawienie pozostanie kompletnie neutralne w odbiorze - ani dobre, ani złe, trochę śmieszne, a trochę nie - zupełnie jak jeszcze jeden z wielu wiecy wyborczych, na które dzisiaj przychodzą tylko zapaleńcy i oddani idei głosujący. Oby zatem "Pierwsza dama" nie podzieliła tego losu, bo - jak wiemy - w naszym kraju elektorat z frekwencją wyborczą stoi mocno na bakier.

Marek Kubiak
Teatr dla Was
14 października 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia