Pierwsza premiera w Powszechnym

rozmowa z Jarosławem Rabendą

W sylwestra w radomskim teatrze zobaczymy premierę spektaklu "Romeo i Julia", a trzy dni później komedii filozoficznej "Ostatnia noc Sokratesa". Trwają ostatnie próby

Rozmowa z Jarosławem Rabendą: 

"Ostatnią noc Sokratesa" Stefana Canewa wziął na warsztat Jarosław Rabenda. Jest to jego debiut reżyserski. Z radomskim teatrem związał się na początku lat 90., zaraz po otrzymaniu dyplomu w Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Znany z takich ról, jak Edmund w spektaklu "Król Lear" czy Henryk w "Ślubie". 

Karolina Stasiak: Pierwszy raz w roli reżysera i aktora? 

Jarosław Rabenda: Ja wcale nie chciałem podwójnej roli. Nie chciałem grać w swoim debiucie, bo to fatalny pomysł. Od lat marzyłem o tym, aby zająć się reżyserią, wziąć odpowiedzialność za cały spektakl. Zawsze jednak uważałem, że do tego trzeba trochę pokory i doświadczenia, jeśli nie ma się przygotowania wynikającego ze szkoły. Jak się przystępuje do debiutu, to dobrze byłoby mieć dystans, spojrzeć na to wszystko z boku. Taki komfort ma reżyser. Siedzi, ogląda i ma kontrolę nad całym obrazem. A ja jestem też na scenie i nie mam takiego komfortu. Przed próbami generalnymi zacznę się chyba posiłkować kamerą. 

To dlaczego zdecydował się Pan zagrać? 

- Okazało się, że aktor, który miał zagrać strażnika, nagle ma inne zajęcia. Termin był nieodwołalny i nie było wyjścia. Człowiek musiał w swoim debiucie reżyserskim zagrać! Jestem przerażony tym pomysłem, ale cóż, tak się złożyło i tak musi być. 

Co Jest w pracy reżysera najtrudniejsze? 

- Gdy jestem aktorem, przychodzę na próby i żądam odpowiedzi na każde pytanie, jakie mi przyjdzie do głowy - co ja mam grać, czym mam się zająć, jakie jest moje zadanie? Teraz nie bardzo mam kogo zapytać. Wyłażę na te scenę i czasem jest problem (śmiech). 

"Ostatnia noc Sokratesa" to komedia czy tragedia? 

- Autor określił swoją sztukę jako komedię ludową, ale myślę, że trochę sobie z nas zakpił. Ja nazwałbym ją raczej komedią filozoficzną. Jest wiele momentów bardzo śmiesznych, ale są też fragmenty, gdzie toczą się dosyć poważne spory między głównymi bohaterami. To jest też rzecz o upadku autorytetów, dlatego ja się tak do tego tekstu przyssałem, bo to szalenie aktualny dzisiaj temat. Gdy pojawiają się jakieś autorytety, robimy wszystko, aby je wdeptać w ziemię, unicestwić. Pojawia się też trójkąt władza-masa-wybitna jednostka. Zawsze jest to fascynujące. 

W roli tytułowej Włodzimierz Mancewicz. 

- Mancewicz jest fantastycznym aktorem: doświadczonym, posiadającym odpowiednią wiedzę o Sokratesie i o czasach, w których żył. Może wyglądem nie przypomina tytułowego bohatera, bo on był wielki, łysy, gruby, brudny i paskudny. Ma jednak w sobie pewne dostojeństwo, siłę, mądrość, które powodują, że się mu wierzy. 

Jaka będzie Ksantypa Joanny Jędrejek? 

- Ksantypa, żona Sokratesa, to najgłupsza, najwstrętniejsza, najdokuczliwsza, najgorsza i najbardziej złośliwa baba pod słońcem (śmiech). Trzęsie całymi Atenami i prowadzi przez życia swojego wybranka. Tak naprawdę jednak słynny myśliciel bez jej pomocy by nie przeżył.

Karolina Stasiak
Gazeta Wyborcza Radom
23 grudnia 2009
Portrety
Juliusz Owidzki

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia