Piksele#1822

"Romantyczność" - reż. Mikołaj Pinigin - Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie

Mikołaj Pinigin stara się unowocześnić Mickiewicza- korzystając ze starodawnych metod i symboli – dramatyzuje jednocześnie plebs targany romantycznymi uniesieniami- pozostawia jednak pewien niedosyt – po za pustym śmiechem.

W 2022 mija trzysta pełnych obrotów Ziemi dookoła Słońca od kiedy Józef Zawadzki, zachęcony listą 383 subskrybentów sprokurowaną przez Mickiewicza, zgodził się wydać pierwszy tom „Poezyi" tego ostatniego. Początkowo był niechętny, bo zakładał że nikt o zdrowych zmysłach nie wydaje poezji w Wilnie, tylko w Warszawie, gdzie rezydował literacki establishment. Głównym efektem wydania była balladomania epigonów Mickiewicza i kult który nie wygasł do dzisiaj, Mickiewicz stał się pieczęcią legitymizującą różnorodne projekty ludzi zamieszkujących byłe ziemie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zawsze dobrze było schronić się w jego przepastnym, absorbującym, gigantycznym cieniu.

Konwencją ballad, od ich początków w wiekach średnich, jest kulminacja relacji w przeciągłym dialogu, co naturalnie skutkuje łatwością adaptacji w formy dramaturgiczne, jeżeli dodamy do tego status Mickiewicza, oczywista staje się relatywnie duża ilość produkcji Ballad i Romansów w świecie masek, ról i kurtyn. Zgodnie z zapowiedziami w Teatrze Polskim mieli wystąpić Kupałowcy, akotrzy-uchodźcy z Narodowego Akademickiego Teatru im. Janki Kupały w Mińsku, mieli przedstawić Mickiewicza w języku białoruskim, języku który miał podobno słyszeć w dzieciństwie, co byłoby bardzo ciekawe, bo powiedzmy sobie szczerze Mickiewicz grany, mówiony, inscenizowany i przywracany z grobu po polsku, jest oklepany, „niestety" w końcu w rolę bohaterów jego ballad wcielił sie zespół polskich aktorów Teatru Polskiego, to dla mnie duży zawód, bo spodziewałem się jednak czegoś innego. Z drugiej strony jeżeli Mickiewicz słyszał jakąś odmianę dialektu języka ruskiego, to był to po prostu język ruski rozpowszechniony wśród miejscowej ludności, literacki język białoruski jako taki jest trochę późniejszym tworem, rozwijanym sukcesywnie od połowy XIX wieku.

Mimo braku umówionego, minionego języka, przedstawienie realizowane było zgodnie z wizją byłego dyrektora artystycznego NAT im. Janka Kupały, Mikołaja Pinigina. Wizją nie do końca dla mnie zrozumiałą, chwilami chwytającą romantyzm jako rozlazłą i płytką tajemniczość, gotyckość bez trupów i popkulturalność bez popu. Być może wynika to z braków samego teatru jako sposobu reprezentacji, jeżeli przyjąć że główną siłą romantyzmu jest wyobraźnia, a główną cechą teatru umowność i dramatyczność to jedno i drugie nie koreluje ze sobą. Z drugiej strony ballady Mickiewicza sięgające do i inspirujące się powierzchowną moralnością mas ludowych, nie grzeszą w dniu dzisiejszym wartościowymi spostrzeżeniami, są doskonale prowincjonalne tak samo jak ich autor.

Przykład : Dlaczego w „To lubię" zamiast trupów, są jakieś wypchane wory, dlaczego, dlaczego, dlaczego, we współczesnym teatrze przymyka się do mnie oko mówiąc : wiemy że ty wiesz że wiemy że to wszystko jest szyte grubymi nićmi, załóż że widzisz zwłoki. Problem w tym że nie chcę mydlić sobie oczu, kilkaset kilometrów dalej leją się potoki krwii, w Syrii powoli dogasa ponad dziesięcoletnia wojna wszystkich ze wszystkimi, w każdej chwili, na każdej szerokości i długości geograficznej ludzie robią sobie krzywdę z różnych, wyimaginowanych powodów, przetoczyły przez cały świat fale śmiercionośnej pandemii, dlaczego mam to wszystko brać w nawias i udawać że tego nie widzę, albo mydlić sobie oczy symbolizmem??- zacierającym niż ukazującym więcej, Mickiewicz pisał o upiorach, więc chcę rozkładające się zwłoki, oczodoły pokryte pajęczyną, zakurzone kości odziane w rozpadającą się tkaninę całunu, Wystające żebra klatki piersiowej.

Jeżeli mam to sobie wyobrażać to równie dobrze mogę robić to w domu czytając te same ballady, zamiast czynić to samo w teatrze, którego główną rolą jest stwarzanie namacalności branych w obrókę tekstów, pobudzenie zmysłów, jeżeli teatr nie jest w stanie tego zrobić, z powodu za wielkiej lub za małej ambicji, tym gorzej dla teatru albo reżysera. W ogóle nie wiem czemu miała służyć „cyfryzacja" designu sceny, szczerze bardziej kojarzyła mi się z geometrycznym wzornictwem ruskiej sztuki ludowej niż z pikselami, kojarzenie Mickiewicza z influecerami również jest chybione, co prawda w czasie swojego życia był sławny i sentymentaliski się w nim kochały, nie znaczy to że upadł tak nisko żeby użyć swojego wizeruneku i swojego ciała w celu zniszczenia jakichkolwiek niezależnych, oddolnych społeczności internetowych przez maszyny do prania pieniędzy zwane social-mediami. Jestem bardziej skłonny do burzenia pomników niż ich wznoszenia, ale w tym wypadku próba uwspółcześnienia twórczości poety jest za bardzo naciągana i nieprzemyślana, mówiąc językiem sieci, tak to jest gdy „boomerzy" próbują dostroić się do współczesny trendów młodzieżowych, co jest z gruntu, skazane na porażkę i trąci protekcjonalnością, nie jest autentyczne(czyli przeczy jednej z głównych zasad romantyzmu, czyli przeczy samym założeniom projektu).

Dekoracje sceny były łatwe do odczytania, ogromne drzewiaste warkocze podobnie jak elementy sztuki ludowej, jak dwa ptaki naprzeciwko drzewa życia, odwoływać się miały do podskrónych, volk-owych źródeł Mickiewicza. Gra świateł i cieni w tle przywodzi na myśl malarstwo Caspara Davida Friedricha, druzgoczące jednostkę ludzką przeładowaniem natury. Stroje aktorów stanowią ciekawą mieszankę odwołań (które dominują w sferze wizualnej, po dłuższej chwili stają się męczące, wpadają w ciąg bez zakończenia) do tradycyjnych ubiorów szlachty, studentów(Uniwersytetu w Wilnie, Filomatów, Filaretów), prawosławnych mniszek, chłopów i chłopek, postaci z ikonografii prawosławnej, mundurów wojskowych z epoki(ułanów). Są futurystyczne, jednolite, uniformistyczne, alienujące, za doskonałe. Zmieniają kolorostykę wraz z każdym utworem, toteż w „Pani Twardowskiej" dominuje nachalny róż, żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli że główną protagonistką jest kobieta, w „Romantyczności" Karusia przywdziewa w karmazynowo(u dołu)-białą(góry) szatę, przez co jej symbolika staje się oczywista dla każdego posiadającego sprawnie działające oczy, stające w jej obronie alter-ego Mickiewicza pojawia się w różanym, cukierkowym fraku, wskazując jednoznacznie okres dojrzewania w którym zamknęli się interpretatorzy.

Jeżeli mówić o strukturze całości, to każda ballada zostaje rozdzielona na komentarze chóru(części opisowe i wyjaśniające utworów) i dramatyczyną w której główną rolę odgrywa dialog między obiema postaciami, w tej interpetacji ballady, bez zbędnego zaskoczenia, zostają zdramatyzowane i zaabsorbowane przez strukturę typową dla teatru, zostają wypatroszone i rozdzielone na części, osobiście wolałbym zwiększenie nacisku na aspekt muzyczny, ballady jakby nie było są pieśniam i pierwotnie śpiewano je przy akompaniamencie jednego czy więcej instrumentów, warstwa muzyczna w intencji Pinigina odgrywała marginalną rolę. Aktorzy starali się desperacko wyłuskać jakąś głębię emocjonalną ukrytą w sentymentalnych tekstach, skutkiem czego wznosili się na wyżyny trudnej do przełknięcia pretensjonalności, w pewnym momencie zdało się że zdają sobie sprawę w jak absurdalnej sytuacji się znaleźli i postanowili ukryć się pod płaszczem komedii, co szczególnie widoczne było w „Ucieczce", najlepiej wypadli i największy poklask zgarnęli za grę w mniej desperackich „Pani Twardowskiej" i „Golono, strzyżono". To raczej dość konserwatywne podejście do struktury ekspresji, kontrastuje ze sferą wizualną aspirującą do najnowszych trendów albo inspirującej się stuletnią awangardą.

Gdy nadeszdł koniec, wyszedłem z budynku Teatru, w jesienne ciemności, deszcz zamykał brunatne, skąpane matowym bezwartościowym złotem, suche niczym papirus ukryty w czeluściach komór grobowych faraonów w Dolinie Królów liście w spienionych morzach kałuż – zastanawiałem się jaka forma teatru najlepiej odpowiada formie ballady.

Michał Grossman
Dziennik Teatralny Warszawa
28 października 2022
Portrety
Mikałaj Pinihin

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia