Pionierzy odchodzą
Portret Stanisława LagunaZmarły w tych dniach Stanisław Lagun, pionier Szczecina co się zowie, bo od 12 maja 1945 roku, był człowiekiem szeroko pojętej kultury, wielu zatrudnień i talentów, zwłaszcza organizacyjnych. Ale Jego największym talentem, czy raczej najważniejszą cechą osobowości, była potrzeba działania na rzecz innych.
KRESOWIAK, przedwojenny harcerz i działacz sportowy, przeszedł trudną drogę, nim owe talenty zaowocowały, i długą - nim zostały w pełni docenione w Szczecinie, mieście Jego życia, tak przezeń - jak rodzinne Wilno - kochanym. Bo życiorys miał prawdziwie polski, z wielu względów typowy dla tamtego pokolenia, dramatyczny i symboliczny zarazem.
Po zajęciu Wilna przez Sowietów aresztowany i skazany na śmierć, po zmianie wyroku - na 20 lat ciężkich robót w obozie koło Irkucka, uciekł zeń i wrócił do domu, gdzie z kolei aresztowali Go Niemcy i wywieźli na roboty w głąb Rzeszy.
Po wyzwoleniu przez aliantów ruszył raz jeszcze - teraz na wschód - w drogę do domu. Ale Jego dom znajdował się już w innym kraju, poza granicami ojczyzny.
Został więc w Szczecinie, przez który wiodła ta droga.
Jak mi o tym opowiadał, nie spodziewał się początkowo, by miał tu zostać na stałe. Rana, po której nosił ślad na twarzy - znak po uderzeniu, jakie zadał mu nadzorujący go Niemiec, była też raną w sercu. Nie uśmiechało mu się żyć i pracować w mieście, które jeszcze niedawno było miastem wroga. Ironia, a może istota Historii sprawiła, że nie tylko w nim zamieszkał, lecz także wpisał się w jego dzieje. I to właśnie jako, by tak rzec, pionier nowych relacji polsko-niemieckich.
W roku 1950 został kierownikiem Niemieckiego Domu Kultury imienia -jak to wówczas musiało brzmieć! - "przyjaźni polsko-niemieckiej". I to on, wygnaniec, stał się dla szczecińskich Niemców - niedługo także, już ostatecznie, wygnańców - opiekunem i partnerem, a z czasem prawdziwym przyjacielem; zwłaszcza dla tych młodych i najmłodszych, bo dzieci zavysze były mu bliskie.
Że nim był, świadczy fakt, że choć musiał się z nimi - również z powodu owych relacji - rozstać (aresztowany przez UB i skazany w sfingowanym procesie kryminalnym, spędził za kratami kilka miesięcy, a po wyjściu na wolność już na swoje stanowisko w NDK nie wrócił), nie zapomnieli o Nim, mimo upływu lat. Mieszkając w Niemczech, utrzymywali z Nim kontakt, wyjeżdżał też do nich, na ich zaproszenie...
Nie był jednak nigdy naiwnym politycznym entuzjastą dialogu bez pamięci, bezrefleksyjnie wymazującym z przeszłości doznane zło. Lecz chciał i potrafił się wznieść - angażując się w burzenie barier - ponad wynikłe z własnych doświadczeń uprzedzenia. O takim Lagunie pisała w jednym z reportaży tomu Nie mam keine buty Helga Hirsch, taki przyczynił się - swoimi wspomnieniami i zachowanymi pamiątkami - do powstania mojej powieści "Eine kleine..."
* * *
Ale sprowadzenie życiorysu Stanisława Laguna do "niemieckiego" wątku byłoby uproszczeniem. Większość Jego życia to przecież aktywna praca na rzecz miasta i regionu, również - społeczna, między innymi w sporcie, a zwłaszcza w kulturze. Był instruktorem i sekretarzem Organizacji Młodzieżowego Towarzystwa Uniwersytetu Młodzieżowego OMTUR, kierował działem artystycznym Stowarzyszenia Młodzieży Chrześcijańskiej YMCA, współorganizował zlot "Trzymamy straż nad Odrą", tworzył zespoły taneczne, teatralne i recytatorskie, pracował w świetlicach, różnego typu towarzystwach i komitetach (m.in. odbudowy Warszawy), dyrektorował domom kultury, ale w dziejach Szczecina zapisał się szczególnie jako jeden z inicjatorów powstania i pierwszy dyrektor Teatru "Rusałka" (1953-1955), od którego zaczęła się historia Teatru Lalek "Pleciuga". I choć pracował w życiu w wielu innych instytucjach kultury - teatr ten miał zawsze w Jego sercu ważne miejsce. Jako osobistą nagrodę odebrał więc to, że właśnie "Pleciuga" - jako pierwszy z teatrów Szczecina - doczekała się w 2009 r. nowej, własnej siedziby. Uczestniczył w tym wydarzeniu, podobnie jak - choć już tylko emocjonalnie, listownie, bo udział bezpośredni uniemożliwiała mu już choroba - w obchodach 60-lecia "Pleciugi", która też nigdy o Jego roli w dziejach szczecińskiej sceny lalkowej nie zapomniała.
* * *
Na emeryturę przeszedł w 1977 roku, ale jego wrodzona aktywność i nieustanna pasja społecznikowska sprawiały, że działał wciąż na wielu polach. Był więc między innymi jednym z pomysłodawców budowy pomnika Pionierów Szczecina i to w dużej mierze Jego zapał i upór sprawiły, że pomnik ów stanął w końcu na Cmentarzu Centralnym; działał też na rzecz Komitetu Pamięci Pionierów Szczecińskiej Kultury.
Bo też właśnie to poczucie moralnego obowiązku wobec pionierów - obowiązku pamięci o nich - stanowiło jeden z głównych motorów Jego aktywności. Był w Nim też do końca Wilniuk prawdziwy, stąd Jego żywy udział we współpracy z wileńską Polonią i w szczecińskim Związku Piłsudczyków RR
W ciągłym ruchu, energiczny, dziarski - na spacerze, choć miał już wtedy ponad 80 lat, trudno było nieraz dotrzymać mu kroku - imponujący młodzieńczą sylwetką, serdeczny i bardzo uczuciowy, gdy rozmowa zeszła na tematy bliskie Jego sercu, nosił w nim jednak swoje żale i gorycze. Utrudniające niekiedy relacje ze współczesnością, której nie zawsze i nie do końca ufał. Ze stratą i dla niej, bo podobnych Mu świadków historii -obecnych w niej, jak On, ponad 70 lat! - nie miał Szczecin wielu.
Był jednym z ostatnich żyjących, tak zasłużonych dla miasta, pionierów. Jego odejście ma więc także wymiar symboliczny. Tym bardziej warto odziedziczyć po Nim pasję w ocalaniu pamięci - o nich i o mieście, które tworzyli swą pracą. A jest jeszcze w Szczecinie sporo do zrobienia w tym względzie.
Msza żałobna za śp. Stanisława Laguna zostanie odprawiona w katedrze św. Jakuba w Szczecinie jutro (piątek) o godz. 13. Następnie odbędą się uroczystości pogrzebowe na Cmentarzu Centralnym.